Strona główna Felietony wernisażowe „Chagall”, Muzeum Narodowe w Warszawie

„Chagall”, Muzeum Narodowe w Warszawie

Wernisażeria
14 komentarzy
Wernisażeria, Marc Chagall, Wokół Księgi Wyjścia

Wystawa „Chagall” w Muzeum Narodowym w Warszawie.

W młodości malował nago i zjadał pół śledzia dziennie, za to w wieku 76 lat do pomalowania jednego sufitu zużył 200 kilo farby. W ciągu swojego prawie stuletniego życia przemieszczał się od Witebska przez Petersburg, Paryż, Moskwę, Berlin, Nowy Jork, Meksyk po Lazurowe Wybrzeże. Dopiero co pisałam felieton o Tamarze Łempickiej – kobiecie w podróży, pora na mężczyznę w podróży: Marca Chagalla, malującego w jidysz Żyda wiecznego tułacza.

Powiedzieć o Marcu Chagallu, że był malarzem i grafikiem to tak jakby powiedzieć, że miał niebieskie i oczy i na tym skończyć. Chagall zajmował się malarstwem, rysunkiem, ilustracjami książkowymi, drzeworytami, witrażami, scenografią, ceramiką, gobelinami, drukami artystycznymi, rzeźbą, a nawet poezją. Mimo to najbardziej kojarzy się z malarstwem i pracami na papierze. W ciągu 75 lat twórczości stworzył prawie 10 tysięcy prac, więc naprawdę ma się z czym kojarzyć.

Muzeum Narodowe w Lublinie ma 2 prace Chagalla, Muzeum Narodowe w Krakowie 5 prac, a największą kolekcję w Polsce ma Muzeum Narodowe w Warszawie – 16 prac. I te 16 prac jest prezentowanych na wystawie zorganizowanej w ramach 160-lecia Muzeum Narodowego w Warszawie, a patronem jubileuszowego roku jest Grupa PGE.

Największa kolekcja prac Marca Chagalla w Polsce

Dwie czarno-białe ilustracje z lat 20. („Zakochani na ławce” oraz „Podano do stołu”)  trafiły do zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie już w latach 70. XX (jedną z nich muzeum kupiło w DESIE, a druga była podarunkiem od polskich kolekcjonerów ze Szwecji), natomiast 14 prac z lat z lat 1954-1981 pochodzących z kolekcji rodziny artysty zakupiono w 2021 r. w szwajcarskim domu aukcyjnym Kornfeld.

Pełne kolorów skarby oferują pełen przegląd tak lubianych przez artystę po wojnie technik graficznych i rysunkowych (pojawia się gwasz, tempera, kredka, ołówek oraz kolorowy tusz) i fundują wszystko, co najlepsze w Chagallu: są budynki Witebska i Paryża, romantyczne migdalące się pary, artysta ze sztalugą, bukiety XXXL, koziołki, koguty i skrzypce oraz fantastycznie przetworzone wątki żydowsko-chrześcijańskie.

200% procent Chagalla w Chagallu, bo Chagall chociaż zawsze przebywał w środowiskach awangardy, jednak – podobnie jak jego paryski sąsiad Amadeo Modigliani – nigdy nie należał do żadnej grupy ani szkoły. Po co komu nurt, gdy się jest Chagallem.

Marc Chagall, Spacer
Marc Chagall, Spacer, 1918

Chagall, jedyny przedstawiciel Chagallizmu

Artysta od samego początku był stylem, nurtem, grupą i szkołą w jednej osobie. W Paryżu jak każdy inspirował się przez chwilę orfizmem i kubizmem, ale momentalnie wypracował własny styl. Łączył surrealizm, sztukę naiwna, impresjonizm i fowizm (plus cały zestaw stałych chwytów i motywów, jak ja to nazywam: „Chagallizmów”) z oniryczną atmosferą i niepowtarzalną kolorystyką.

Nawet Pablo Picasso, z którym łączyła go trudna przyjaźń (nie może być dwóch słońc na jednym lazurowym niebie, a tym bardziej dwóch geniuszy na jednym Lazurowym Wybrzeżu), kiedyś przyznał: „kiedy Matisse umrze, Chagall będzie jedynym malarzem, który będzie wiedział, czym naprawdę jest kolor”. I rzeczywiście, to, co wyprawiał Chagall z kolorami, jest nie do opisania, tylko do zobaczenia w Muzeum Narodowym w Warszawie. Jego prace to przede wszystkim kolor Chagallowo-niebieski, czerwień migocząca biel, trochę żółtego i czerń, jednak pojawiają się i intensywna zieleń czy róż.

Marc Chagall nie cierpiał żadnych etykietek, nie chciał być utożsamiany ani z konkretnym nurtem sztuki, ani ze sztuką żydowską, chociaż przez całe życie nawiązywał do żydowskiej kultury ludowej i swojego chasydzkiego dzieciństwa. Był ponad nurtami, granicami, szufladkami, krajami, religiami i normami. Dlaczego niby kury miałyby nie latać? Bo kto tak zadecydował? A u niego kury nie tylko latają, ale nawet grają na skrzypcach. Nikt nie ma prawa pozbawiać kury marzeń.

Marc Chagall, Akt nad Witebskiem 1933
Marc Chagall, Akt nad Witebskiem, 1933

Bujający w obłokach marzyciel i fantastyczna krowa

Chyba właśnie to wszyscy kochają w Chagallu: nieskrępowaną dziecięcą fantazję, mieszankę marzeń, wspomnień i snów, krainę, w której nie obowiązują żadne prawa fizyki; ani grawitacja, ani czas (w pracach prezentowanych na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie zdarzenia z czasów Starego Testamentu sąsiadują na papierze ze współczesnymi), bukiety mogą być gigantyczne, ludzie miniaturowi, a zakochani mogą dosłownie bujać w obłokach.

W jidysz istnieje nawet określenie na takich oderwanych od ziemi marzycieli – „Luftmensch” [człowiek powietrzny]. Zresztą twórczość Chagalla pełna jest chasydzkich wyrażeń czy zwrotów, nawet postać skrzypka na dachu (albo innej postaci) nawiązuje do wyrażenia „meshugener, arop fun dakh”, czyli „wariacie, zejdź z dachu”, co oznacza, że ktoś jest wariatem w pozytywnym sensie – kreatywnym geniuszem. Z kolei patrząc u Chagalla na latające zwierzęta, nie sposób nie pomyśleć o wyrażeniu: „a ku iz gefloygn ibern dakh un geleygt an ey”, tzn. „krowa przeleciała nad dachem i złożyła jajko”, mówi się osobie, która wyobraża sobie rzeczy nierzeczywiste, niemożliwe i fantastyczne. Takie polskie „zejdź na ziemię”.

Marc Chagall, Krowy nad Witebskiem, 1966
Marc Chagall, Krowy nad Witebskiem, 1966. U Chagalla krowa nie tylko lata na dachami, ale i gra na skrzypkach

Marc Chagall do końca życia myślał i malował w jidysz. Mimo że pół wieku spędził we Francji, nigdy w pełni nie opanował francuskiego, zresztą przez 6 lat mieszkania w USA angielskiego też nie, trochę mówił po rosyjsku, ale nawet hebrajskiego nie znał dobrze. Co, jak widać, nie przeszkadzało mu w realizowaniu swoich projektów artystycznych na całym świecie. Znajomość języków nie jest gwarantem sukcesu, pod warunkiem, że nazywasz się Marc Chagall.

Jednak nawet Marc Chagall, żeby zostać Markiem Chagallem, najpierw musiał się urodzić.

Yury Pen, Portret Marca Chagalla
Yury Pen, Portret Marca Chagalla, 1915

Zanim narodził się Marc Chagall. Mojsza Zacharowicz Szagałow

Nastąpiło to 7 lipca 1887 r. w Łoźnie koło Witebska na terenie Imperium Rosyjskiego, a dzisiejszej Białorusi. Marc Chagall, a właściwie Mojsza Zacharowicz Szagałow, urodził się w niezamożnej rodzinie chasydzkich Żydów i był najstarszym z dziewięciorga rodzeństwa. Jego ojciec Chaskiel Szagal zajmował się sprzedażą śledzi, a matka Feige-Ite produktów spożywczych z własnego gospodarstwa oraz prowadzeniem domem. Chagall zawsze wracał do landrynkowej wizji dzieciństwa i Witebska, z jego zaśnieżonymi ulicami, drewnianymi domami, biegającymi kogutami i kozami oraz wszechobecnymi skrzypkami.

Większość tego, co wiadomo o wczesnym życiu Chagalla, pochodzi z jego autobiografii. Od początku zdawał sobie sprawę, że tradycje żydowskie, w których dorastał, szybko zanikają, więc musi je dokumentować. Jako dorosły nie był już praktykującym Żydem, jednak do końca życia  przedstawiał w swoich pracach elementy nieistniejącego już chasydzkiego świata w nieistniejącym już Imperium Rosyjskim.

Marc Chagall. Żydowskie wesele, 1912
Marc Chagall. Żydowskie wesele, 1912

Pierwszy kontakt ze sztuką

A w czasach Imperium Rosyjskiego nie było łatwo być Żydem. Dorośli nie mogli uczyć się na uniwersytetach, a dzieci w „zwykłych” szkołach, dlatego Chagall najpierw skończył lokalną żydowską szkołę religijną. Jednak w wieku 13 lat trafił do „zwykłej” szkoły średniej, bo jego matka, zaprawiona w prowadzeniu własnego biznesu, umiała negocjować i wyłuszczyła dyrektorowi placówki 50 powodów, dla których musi przyjąć jednego, jedynego Żyda – jej syna. Z rubli były te powody.

To właśnie w „nieżydowskiej” szkole Chagall po raz pierwszy w życiu zobaczył, jak ktoś… rysuje. W jego domu nie było żadnej sztuki, w ogóle nie wiedział, o co w tym chodzi i czym to ugryźć, zapytał więc kolegę, jak nauczyć się rysować. Kolega spojrzał na niego ciężkim wzrokiem i powiedział, żeby wziął z biblioteki dowolną książkę, wybrał jakieś zdjęcie i je skopiował, wielka filozofia.

Marc Chagall, Stara kobieta z kłębkiem przędzy, 1906, najstarsza praca artysty
Marc Chagall, Stara kobieta z kłębkiem przędzy, 1906, najstarsza praca artysty, jaką znalazłam

Chagallowi tak spodobało się to zajęcie, że postanowił zostać artystą, co z radością obwieścił matce. Kobieta, której mąż handlował śledziami, była przerażona, że jej syn wybrał sobie taki niepraktyczny zawód. Śledzie to śledzie, ludzie zawsze jedzą śledzie, a sztuka? Może ktoś to kupi, może nie kupi, a śledzie – wiadomo. Śledzie to śledzie. Mimo to w 1906 r. dziewiętnastoletni Chagall zaczął chodzić do witebskiej szkoły rysunku i malarstwa Jehuda Pena, w której wcześniej uczył się m.in. malarz i rzeźbiarz Ossip Zadkine, który to Zadkine 6 lat później będzie sąsiadem Chagalla w La Ruche na Montparnassie. Na zdjęciu wyżej jest pochodząca z tego okresu najstarsza praca Chagalla, jaką udało mi się znaleźć.

Marc Chagall, Czerwony akt siedzący 1908
Marc Chagall, Czerwony akt siedzący 1908. Obraz namalowany po dwóch latach nauki

Życie artystyczne w Petersburgu

Po wstępnym kursie u Pena Chagall wyjechał do Petersburga, centrum życia artystycznego Imperium Rosyjskiego ze słynnymi szkołami artystycznymi. Chociaż jako Żyd nie miał prawa do zamieszkania ani studiowania w Petersburgu, artyście jakimś cudem udało się uzyskać paszport tymczasowy i omijał przepisy, zmieniając szkoły. Przez dwa lata studiował  w Szkole Carskiego Towarzystwa Upowszechniania Sztuki u Mikołaja Roericha, następnie w latach 1908-1910 uczył się w Szkole Rysunku i Malarstwa Jelizawiety Zwancewej u Leona Baksta, bywałego w świecie malarza, projektanta scenografii i kostiumów teatralnych m.in. Ballets Russes.

Mikołaj Roerich, Zamorscy goście
Mikołaj Roerich, Zamorscy goście

Wywodzący się z zamożnej mieszczańskiej rodziny Bakst, a właściwie Lejb-Chaim Izrailevich Rosenberg, tak samo jak Chagall był Żydem pochodzenia białoruskiego. Dla chłopaka spod Witebska Bakst był przykładem złotej kariery, którą i on może zrobić, mimo koszmarnej sytuacji Żydów w Imperium Rosyjskim. Bakst mieszkał głownie w Paryżu, bo w Petersburgu – jako Żyd – musiał pisać podania z uprzejmą prośbą o pozwolenie na zamieszkanie, na które zawsze dostawał równie uprzejmą odmowę.

Léon Bakst, Śpiąca królewna Piotr Czajkowskiego (scenografia)
Léon Bakst, Śpiąca królewna Piotr Czajkowskiego (scenografia)

Chagall przebywał w Petersburgu do 1910 r., w międzyczasie często odwiedzając Witebsk, gdzie w 1909 r. poznał córkę witebskiego jubilera, swoją przyszłą żonę i bohaterkę tysięcy obrazów, szkiców oraz rysunków. Być może miało to miejsce na mostku (wersja romantyczna), być może u wspólnej znajomej Teyi Brahman (wersja mniej romantyczna). Tak czy inaczej w chwili poznania Basya-Reiza Shmuilova Rosenfeld miała 15 lat, Marc 22 lata, jednak z miejsca zakochali się w sobie na amen. Basya-Reiza po zapisaniu się na uniwersytet zmieniła imię na Bertha, ale Bellą stanie się dopiero w Paryżu.

Marc Chagall, Narzeczeni i wieża Eiffla, 1913
Marc Chagall, Narzeczeni i wieża Eiffla, 1913. Wielki kogut, czyli wizja miłości wg Chagalla

Paryż po raz pierwszy i Berlin po raz pierwszy

W 1910 r. Chagall otrzymał stypendium na wyjazd do Paryża. Oszalał na punkcie tego miasta i przez kolejne 4 lata mieszkał w budynku-pracowniach La Ruche na Montparnassie. Był tak biedny, że często przecinał śledzia na pół, głowę na jeden dzień, ogon na drugi. Przyjaciele, którzy go odwiedzali, musieli czekać, aż włoży ubranie – żeby nie poplamić jedynego stroju, swoje witebskie wariacje malował nago. I właśnie w La Ruche pod wpływem kubistów, fowistów i innych -istów oraz całego środowiska École de Paris Chagall rozwinął własny język wizualny.

Marc Chagall,, Ja i wieś, 1911
Marc Chagall,, Ja i wieś, 1911 (czas La Ruche)

Tak naprawdę École de Paris, Szkoła Paryska, nie jest żadną szkołą w tradycyjnym rozumieniu: jest to określenie obejmujące przybyłą do Paryża w latach 1904-1914 grupę artystów głównie z Europy i Imperium Rosyjskiego, z których większość była pochodzenia żydowskiego. Nie mieli szalonego i wywrotowego programu, bo w ogóle nie mieli programu, nie mieli wspólnego stylu, bo reprezentowali różne nurty (kubizm, ekspresjonizm, fowizm, jak leci), ale łączyła ich wspólna historia i ideały: zwiali do Paryża przed pogromami, skostniałą sztuką czy ograniczeniami społecznymi.

I związany ze środowiskiem École de Paris Guillaume Apollinaire, twórca terminu surrealizm, słynny krytyk sztuki, zresztą polskiego pochodzenia, i dobry duch Montparnasse’u, sprawił, że Chagall wiosną 1914 r. miał pierwszą wystawę indywidualną w sławnej galerii „Der Sturm”, ówczesnym centrum sztuki współczesnej w Berlinie. To w tej galerii wystawy mieli m.in. Edvard Munch, Georges Braque, Pablo Picasso, Paul Klee czy Wassily Kandinsky.

Marc Chagall, Poeta, czyli wpół do trzeciej, 1911-1912
Marc Chagall, Poeta, czyli wpół do trzeciej, 1911-1912, okres Montparnasse

I wojna światowa. Latający w chmurach Chagall uziemiony w Rosji

Sukcesy sukcesami, ale Chagall tęsknił już za Witebskiem i za Bellą, z którą cały czas korespondował. Po wystawie w Berlinie przyjechał do Imperium Rosyjskiego na ślub siostry i planował jeszcze jeden ślub: tym razem własny, z Bellą, po czym chciał pojechać z nią do Paryża. Jednak wybuchła I wojna światowa i zamiast po kilku tygodniach, artysta opuścił Rosję dopiero po 8 latach. W 1915 r. ożenił się z Bellą, a rok później przyszła na świat ich córka Ida.

W trakcie I wojny światowej Chagall skupił się na udowodnieniu brylantowym teściom, którzy kręcili nosem na zięcia pochodzącego z biednej rodziny i w ogóle na artystę, artystę!, że niepotrzebnie martwili się różnicą finansową między dwoma rodzinami. Skończyły się czasy połówek śledzia, bo po wystawach w Paryżu i Berlinie nadeszły wystawy w Moskwie oraz Petersburgu i Chagall w wieku 30 lat stał się jednym z najwybitniejszych i najsłynniejszych artystów w Rosji.

Marc Chagall, Nad miastem, 1918
Marc Chagall, Nad miastem, 1918. Z ukochaną żoną artysta lata nad ukochanym Witebskiem

Jak to bywa z niebezpiecznymi czasami, czas rewolucji październikowej był tak samo niebezpieczny, jak i sprzyjający. Chagall był członkiem awangardy, która cieszyła się szczególnymi przywilejami sprawujących władzę w Rosji, więc zaproponowano mu posadę komisarza do spraw sztuk wizualnych w kraju. Artysta wolał coś mniej krzykliwego i politycznego, wobec tego przyjął analogiczną posadę w swoim ukochanym Witebsku. Założył Szkołę Sztuk Pięknych i ściągnął do niej najważniejszych artystów w Rosji, takich jak Kazimierz Malewicz, El Lissitzky, który uczęszczał na zajęcia do  jego pierwszego nauczyciela, Yehudy Pena, a także samego Pena.

Niestety Chagall wyhodował sobie żmiję na własnym łonie, ponieważ z Malewiczem mieli zupełnie inne poglądy na temat sztuki (gdzie czarny kwadrat na białym tle, a gdzie oniryczny skrzypek na dachu) i skończyło się tak, że Chagall wyleciał z założonej przez siebie szkoły, którą w 1919 r. przemianowano na Akademię Suprematystów. Ludzie, którzy nie czują latających koziołków zawsze wydawali mi się wredni.

 Życie to teatr. Moskwa i Żydowski Państwowy Teatr Kameralny

W takiej sytuacji Chagall nie mógł zostać w Witebsku, zrezygnował więc z funkcji komisarza i wraz z Bellą przeniósł się do Moskwy, gdzie dostał pracę w nowo powstałym Żydowskim Państwowym Teatrze Kameralnym. Nie było z tym problemu, bo już wcześniej w Witebsku współpracował z Teatrem Satyry Rewolucyjnej (Terewsatam), korzystając z doświadczenia nabytego podczas asystowania Bakstowi w Petersburgu.

W Moskwie najpierw malował freski w salach widowiskowych i holu, a następnie projektował kostiumy i dekoracje. Jedno z głównych malowideł miało 2,7 m wysokości i 7,3 m długości i przedstawiało prawdziwe osoby związane z teatrem, tancerzy, muzyków i akrobatów oraz oczywiście zwierzęta, już niekoniecznie związane z teatrem. Te moskiewskie prace z lat 20. zapowiadały jego o wiele późniejsze, wielkoformatowe dzieła w operze paryskiej oraz nowojorskiej.

Marc Chagall. Hołd dla Gogola. Projekt kurtyny na festiwal Gogol 1917
Marc Chagall. Hołd dla Gogola. Projekt kurtyny na festiwal Gogola, 1917

Mimo że Chagall pracował w teatrze jak dziki,  w Rosji panowała wojna domowa i tak wielki głód, że z powodu trudności finansowych Bella musiała sprzedać biżuterię, ale i tak na długo to nie pomogło. Przeprowadzili się do tańszego miasteczka pod Moskwą, chociaż Chagall musiał codziennie dojeżdżać do Moskwy zatłoczonymi pociągami. Żeby trochę dorobić, od 1921 r. pracował jako nauczyciel plastyki w szkole dla osieroconych chłopców na przedmieściach Małachówki. Jednak to wszystko nie przynosiło kokosów.

„Moje życie” – autobiografia Chagalla

Brak pieniędzy, żydowskie pochodzenie obojga Chagallów oraz niewychwalanie w sztuce sowieckiego bohaterstwa sprawiło, że ich sytuacja była coraz gorsza i Marc postanowił wrócić do Paryża. Złożył wniosek o wizę wyjazdową i w trakcie czekania na nią w 1922 r. napisał autobiografię „Mein Leben” [Moje życie] obejmującą okres od jego narodzin do drugiego wyjazdu do Paryża.

I właśnie prezentowana na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie czarno-biała praca „Zakochani na ławce” to rycina z cyklu ilustracji do „Mojego życia”. „Zakochani na ławce” są dość mało „Chagallowaci” – i nie dla tylko dlatego, że nie ma na nich ani kozy, ani bukietu i nikt nie śmiga pod obłokami – ale dlatego, że są bardzo minimalistyczni. Postacie ledwo naszkicowano, mężczyzna ma kontur lewej strony ciała, w tym nogę sztuk jeden, kobieta wyłącznie zarys twarzy i dłoni, nóg sztuk zero, a dom został zredukowany do kilku kresek z niedokończonymi oknami. Mimo szkicowości rysunek sprawia wrażenie zamkniętej kompozycji: to, co najważniejsze – miłość zakochanych – dzieje się między kreskami.

Marc Chagall, Zakochani na ławce (Moje życie)
Marc Chagall, Zakochani na ławce (Moje życie)

W końcu Chagallom udało się opuścić Rosję. Bella już nigdy do niej nie wróci, a Marc pojawi się dopiero pół wieku później i w Petersburgu spotka się z dwiema siostrami, których nie widział od 50 lat. Wtedy też zobaczy freski, które w latach 20. zrobił dla Żydowskiego Państwowego Teatru Kameralnego, a które w 1973 r. Galeria Tretiakowska w Moskwie zaprezentuje na specjalnej wystawie przygotowanej z okazji jego wizyty.

Berlin po raz drugi. Pierwsza wersja „Mojego życia”

W każdym razie w 1922 r. państwo Chagall w drodze do Paryżu zatrzymali się w Berlinie, żeby artysta odzyskał swoje prace, które zostawił tu przed wybuchem wojny. Żadnej nie odzyskał. Natomiast przyjazd do Niemiec o tyle się opłacił, że porozmawiał z Paulem Cassirerem, wydawcą, marszandem i galerzystą, mistrzem promocji artystów berlińskiej secesji oraz francuskich impresjonistów i postimpresjonistów, w szczególności Vincenta van Gogha i Paula Cézanne’a, który to mistrz promocji zdecydował się opublikować autobiografię Chagalla z jego grafikami.

Jednak „Moje życie” wydane w 1923 r. nie przypominało planowanej książki z ilustracjami: ukazało się tylko 20 akwafort, bez żadnego tekstu, bo był problem z przetłumaczeniem prozy Chagalla. W tym czasie artysta dopiero zaczynał szaleć z technikami metalowymi i kompletne „Moje życie” z ilustracjami rysunkowymi wydano 9 lat później, mimo że Bella zredagowała i przetłumaczyła autobiografię męża z rosyjskiego na francuski już w 1922 r. Natomiast polski przekład pojawił się dopiero 18 lat po śmierci artysty – w 2003 r.

Marc Chagall. Skrzypek, 1912
Marc Chagall. Skrzypek, 1912. Po karnacji grajka widać inspirację fowizmem

W roku wydania pierwszej wersji „Mojego życia” Chagall był już z powrotem w Paryżu. Okazało się, że i tu, tak jak w Berlinie, jego wszystkie wczesne prace wyparowały, całe 150 sztuk. Chagall musiał więc na nowo malować i szkicować Witebsk ze swoich wspomnień.

„Martwe dusze” i ożywiony Chagall. Paryż po raz drugi

Właśnie w tym roku, tj. w 1923 r., Chagall poznał Ambroise Vollarda, dla odmiany francuskiego wydawcę, pisarza, marszanda i galerzystę (to on odkrył Vincenta van Gogha, Paula Cézanne’a, Paula Gauguina, Henriego Matisse’a czy Pabla Picassa, któremu w swoim domu w 1901 r. zorganizował pierwszą wystawę). Vollard zamówił u Chagalla trzydzieści gwaszy i sto rycin ilustrujących „Bajki” La Fontaine’a, sto osiemnaście rycin „Martwych dusz” Mikołaja Gogola, a także ilustracje do Biblii.

Chagall pracował nad akwafortami do „Martwych dusz” od 1923 roku aż do 1948 roku. Vollard w 1939 roku zginął w wypadku samochodowym, zostawił dwadzieścia pięć rozbabranych projektów, w tym „Martwe dusze”. Dopiero w 1948 r. opublikował je Tériade, inny szalenie ważny mecenas, krytyk sztuki i wydawca książek ilustrowanych.

Na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie prezentowana jest jedna z ilustracji do „Martwych dusz” powstałych w latach 1924-1927 pod tytułem „Podano do stołu”. Chagall czuł się i Żydem, i Rosjaninem, i mówił, że chociaż ani carska, ani rewolucyjna Rosja nigdy go nie chciała, zawsze czuł się z nią związany. Nic dziwnego więc, że chciał zilustrować „Martwe dusze”, w których Gogol na całego wyszydza cechy obywateli Imperialnej Rosji – głupotę, egoizm, złośliwość, pazerność i tak dalej.

Marc Chagall, Zaproszenie do stołu
Marc Chagall, Zaproszenie do stołu

Swoją publikacją z 1842 r. Gogol zapoczątkował tradycję powieści rosyjskiej ze specyficznym poczuciem humoru, tragikomicznymi postaciami w absurdalnym świecie, którą to tradycję będzie kontynuował między innymi Michaił Bułhakow. Jednak zanim w „Mistrzu i Małgorzacie” pojawią się spostrzeżenia w rodzaju:  „to mądry człowiek – pomyślał Iwan – trzeba przyznać, że wśród inteligentów także trafiają się wyjątkowo mądrzy ludzie, nie da się temu zaprzeczyć”, prawie już 120 lat wcześniej u Gogola padały uwagi: „jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator; ale i ten, prawdę mówiąc, świnia”. Tak jak Gogol idealnie opisał mieszkańców XIX-wiecznej Rosji, tak Chagall idealnie zilustrował  wzbudzające litość albo wstręt postacie, te wszystkie ich miny, pozy, grymasy, maniery.

Czas do II wojny światowej. Autobiografia Belli Chagall

Chagall bardzo dużo pracował, w 1924 r. odbyła się jego pierwsza wystawa retrospektywna w Paryżu, a w 1926 r. miał swoją pierwszą wystawę w Stanach Zjednoczonych w nowojorskiej galerii Reinhardt. Wysłał prawie 100 prac, ale sam na wernisaż się nie wysłał.

Od lat 30. Chagallowie dużo podróżowali. Jeździli już nie tylko na Lazurowe Wybrzeże, ale i do Holandii (gdzie Marc zachwycił się grafikami Rembrandta), Hiszpanii, Włoch, Egiptu czy Palestyny. Wylądowali tam w 1931 r. przy okazji ilustrowania Starego Testamentu dla Vollarda, a w 1935 r. byli nawet w Polsce (a konkretnie w Wilnie, który wówczas był jeszcze polski) na otwarciu Żydowskiego Muzeum Sztuki w 10-lecie istnienia YIVO [Żydowskiego Instytutu Naukowego].

Bella pracowała w gazecie już w czasie studiów na Wydziale Historyczno-Filozoficznym, na którym obroniła prace o Fiodorze Dostojewskim. Jednak dopiero po podróży do  Ziemi Świętej zdecydowała się zacząć pisać w jidysz i w 1939 r. ukończyła dwutomową autobiografię. Pierwszy tom to „Di ershte bagegenish” [Pierwsze spotkanie], a drugi „Brenendike Likht” [Płonące światło]. Tak jak Bella w 1922 r. przetłumaczyła autobiografię męża z rosyjskiego na francuski, tak Ida przetłumaczyła wspomnienia matki z jidysz na francuski, a Marc zrobił ilustracje oraz napisał posłowie. Zawsze mówię, że najlepiej do pracy zapędzić rodzinę. Niestety „Płonące świece” wydano dopiero siedem lat później – dwa lata po śmierci autorki.

II wojna światowa. Ucieczka z Europy

W 1937 r. Marc i Bella przyjęli obywatelstwo francuskie i liczyli, ze uchroni ich to przed szalejącym w Europie antysemityzmem. I się przeliczyli. Podczas wybuchu drugiej wojny światowej artysta był tak zajęty sztuką, że początkowo nie zauważył, co się święci. W kwietniu 1941 r. małżonków pozbawiono obywatelstwa francuskiego, po czym w jednym z marsylskich hoteli wraz z innymi Żydami zaaresztowano. Wtedy już naprawdę zorientowali się, co jest grane.

Na szczęście uratował ich przebywający we Francji amerykański dziennikarz Varian Fry. Był to prawdziwy bohater, który w czasie II wojny światowej zarządzał siecią pomocy dla uchodźców i przemycił około dwóch tysięcy osób, w tym malarzy takich jak Marcel Duchamp, André Breton czy Max Ernst. Pomógł im opuścić Francję, a do Stanów Zjednoczonych Chagallowie przeprowadzili się dzięki osobistej interwencji dyrektora Museum of Modern Art (MoMA) w Nowym Jorku, Alfreda H. Barrowa Jr., który dodał nazwisko Chagall do listy artystów uciekających przed prześladowaniami w Europie. Picasso i Matisse również mieli możliwość wyjazdu do USA, jednak zdecydowali się zostać we Francji.

W Stanach Chagall odkrył, że jest tu całkiem nieźle znany, ale ten niebieski marzyciel czuł się zagubiony w obcym i dziwnym otoczeniu, w dodatku nie znając języka, co w sumie w jego przypadku było normą. Z rodziną zamieszkał w Nowym Jorku, mieście pełnym pisarzy, malarzy i kompozytorów, którzy tak jak oni uciekli z Europy przed prześladowaniami. Mniej więcej z tego okresu pochodzi jedno z najsłynniejszych zdjęć Chagalla, które zrobił mu amerykański pisarz i fotograf Carl Van Vechten w 1941 r.

Carl Van Vechten, Fotografia Marca Chagalla, 1941
Carl Van Vechten, Fotografia Marca Chagalla, 1941

Balety w USA i niezły Meksyk

Niedługo po przeprowadzce do USA choreograf Léonide Massine z Ballet Theatre of New York zaproponował Chagallowi zaprojektowanie scenografii i kostiumów do nowego baletu „Aleko” inspirowanego „Cyganami” Aleksandra Puszkina z muzyką Piotra Czajkowskiego. Premierę planowano w  Nowym Jorku, ale ze względu na cięcie kosztów przeniesiono ją do Meksyku. Co prawda Chagall już ponad 30 lat temu zaczął zajmować się scenografią teatralną w Rosji, ale to był jego pierwszy balet. W Meksyku zachwycił się kolorową sztuką, przygotował cztery duże tła, meksykańskim szwaczkom zlecił uszycie kostiumów baletowych i odniósł spektakularny sukces.

Marc Chagall, Aleko, Karnawał, II scena baletu
Marc Chagall, Aleko, Karnawał, II scena baletu

Balet miał swoją premierę w Palacio de Bellas Artes w Mexico City 8 września 1942 r. i okazał się wielkim przebojem, wśród publiczności byli inni malarze zwabieni nazwiskiem słynnego artysty z Europy (m.in. Diego Riviera), a Chagall był zza kulis wywoływany brawami 19 razy. Miesiąc później spektakl zaprezentowano w Metropolitan Opera w Nowym Jorku i ponownie okazał się strzałem w dziesiątkę. Widownia kochała Chagalla, Chagall widownię trochę mniej, bo przede wszystkim to on kochał Bellę.

W 1943 r. artysta w końcu zaczął interesować się tym, co się działo w Europie, w efekcie czego w jego sztuce pojawiły się Ukrzyżowania i sceny wojenne. Gdy dowiedział się, że Niemcy zniszczyli Witebsk, a potem usłyszał o obozach koncentracyjnych, jego stan psychiczny bardzo się pogorszył.

Koniec BELLA Époque

Jakby tego było mało, 2 września 1944 r. nagle zmarła Bella. Nie wiadomo, czy powodem był infekcja gardła, czy cukrzyca, ale dla załamanego Chagalla nie miało znaczenia, czy to paciorkowce, czy insulina zabrała po 35 latach wspólnego życia jego ukochaną. Jednak już rok później związał się z Virginią Haggard McNeil, córką i siostrzenicą pisarza powieści przygodowych Henry’ego Ridera Haggarda, z którą miał syna Davida.

W tym czasie prace Chagalla zaczynały wzbudzać prawdziwą furorę: w 1946 r. Museum of Modern Art w Nowym Jorku przygotowało bardzo dużą wystawę przedstawiającą 40 lat jego twórczości. Jednak skoro wojna się skończyła, artysta zaczął planować powrót do Paryża, bo nigdy w Stanach nie czuł się jak u siebie. Wrócił na stałe jesienią 1947 r. i uczestniczył w otwarciu wystawy swoich prac w paryskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej – Musée National d’Art Moderne.

Po powrocie do Europy w 1948 r. Marc z Virginią zamieszkali najpierw w Paryżu, a w 1950 r. na Lazurowym Wybrzeżu, które od jego ostatniego pobytu bardzo się zmieniło i stało się małym centrum artystycznym: mieszkali tu Matisse i Picasso, odwieczny przyjaciel-rywal Chagalla. Picasso mówił o nim: „Nie wiem, skąd bierze te obrazy. Musi mieć w głowie anioła”,  a Chagall podobno odpowiadał: „Co za geniusz z tego Picassa… Szkoda, że NIE MALUJE”. Uroczo.

Tymczasem po 7 latach związku, w 1952 r., Virginia rzuciła Marca dla fotografa Charlesa Leirensa, który przyszedł zrobić zdjęcia do wywiadu z nim, i sama profesjonalnie zajęła się fotografią. Rozstanie obojgu wyszło na zdrowie, bo w tym samym roku Chagall ożenił się po raz drugi. Walentina Brodsky, zwana Vavą, była Żydówką i właścicielką salonu mody w Londynie, a poznała ich ze sobą Ida, jego córka. Vava miała 47 lat, Marc 65.

Marc Chagall, Portret Vavy
Marc Chagall, Portret Vavy

Witraże – dozwolone od lat siedemdziesięciu

Po wojnie Chagall chętniej sięgał po grafikę i rysunek (to z tego okresu pochodzą prace na papierze prezentowane na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie). Po wojnie wciągnął się również w rzeźbę, ceramikę i witraże. W 1956 r., kiedy miał prawie 70 lat, zaprojektował pierwsze witraże do kościoła w Assy, przy którym pracowali też m.in. Matisse, Braque i Bonnard, a dwa lata później do katedry w Metz.

Na początku lat 60. na zlecenie izraelskiego rządu Chagall stworzył mozaiki i gobeliny do budynku parlamentu w Jerozolimie. Po tym sukcesie otrzymał wiele zamówień na projekty kościołów oraz synagog w całej Europie, m.in. w Szwajcarii, Niemczech, Wielkiej Brytanii,  Izraelu i USA. W 1964 r. skończył „Pokój”, duży witraż dla ONZ (prawie 4,5 na 4 metry) na cześć Daga Hammarskjölda , drugiego sekretarza generalnego ONZ, który zginął w katastrofie lotniczej w Afryce w 1961 r. i który jako jedyny został pośmiertnym laureatem Pokojowej Nagrody Nobla.

Marc Chagall. Plemię Beniamina. Witraż do synagogi Centrum Medycznego Uniwersytetu Hebrajskiego Hadasza w Jerozolimie.
Marc Chagall, Plemię Beniamina. Witraż do synagogi Centrum Medycznego Uniwersytetu Hebrajskiego Hadasza w Jerozolimie.

Od lat 60. Chagall praktycznie przerzucił się na monumentalne formy sztuki – mozaiki, witraże i gobeliny – ale o drobnych pracach na papierze nie zapominał. Prawie w tym samym czasie, co zajął się witrażami, wrócił do pracy w scenografii. W 1963 r. otrzymał zlecenie namalowania nowego sufitu Opery Paryskiej. I to było coś.

Wzięte z sufitu. Opera Paryska

André Malraux, francuski minister kultury, zdecydował, że Chagall byłby idealnym artystą, jednak ten wybór wywołał kontrowersje: niektórym nie podobało się dekorowanie przez rosyjskiego Żyda francuskiego pomnika narodowego; innym nie podobał się pomysł pomalowania sufitu historycznego budynku przez współczesnego artystę, a jeszcze innym nie podobało się to, że nie wiedzieli, co im się nie podobało. Prasa zaczęła rozjeżdżać i Malraux, i Chagalla. W końcu kiedyś Chagall nie wyrobił i skomentował jeden z artykułów:

 „To niesamowite, jak Francuzi nienawidzą obcokrajowców. Mieszkasz tutaj przez większość swojego życia. Stajesz się naturalizowanym obywatelem Francji… za darmo pracujesz, dekorując ich katedry, a oni nadal tobą gardzą. Nie jesteś jednym z nich”.

Jednak mimo niesprzyjającej atmosfery Chagall kontynuował pracę. Po roku skończył malowanie sufitu, na 220 metrów kwadratowych sztuki zużył 200 kg farby. Cały sufit to hołd artysty złożony kompozytorom Mozartowi, Wagnerowi, Berliozowi i Ravelowi , a także słynnym aktorom i tancerzom.

Marc Chagall, Opera Garnier, sufit, fot. pariscityvision.com
Marc Chagall, Opera Garnier, sufit, fot. pariscityvision.com

Ostatnie lata Chagalla

Dwa lata później namalował monumentalne malowidła ścienne, które wiszą po przeciwnych stronach otwartego w 1966 r. gmachu Metropolitan Opera w Lincoln Center w Nowym Jorku. W tym samym roku Marc i Vava przenieśli się do Saint-Paul de Vence i to była ostatnia przeprowadzka artysty. Chagall zajmował się głównie wielkimi grzmotami, ale nie porzucał prac na papierze, tworzył je do końca życia.

Marc Chagall, Gobelin nad wejściem do Muzeum, Przesłanie biblijne
Marc Chagall, Gobelin nad wejściem do Muzeum, Przesłanie biblijne

Ostatnim dziełem Chagalla był gobelin „Hiob” dla Instytutu Rehabilitacji w Chicago. Projekt gobelinu został ukończony, ale artysta zmarł tuż przed ukończeniem gobelinu. 28 marca 1985 r. mistrzyni tkactwa Yvette Cauquil-Prince, która od dawna z nim współpracowała (a oprócz tego współpracowała z największymi artystami XX w., mogę wymienić m.in. Pabla Picassa, Maxa Ernsta, Paula Klee, Fernanda Légera, Wassily’ego Kandinsky’ego czy Niki de Saint Phalle), wyszła od Vavy i Marca po przedyskutowaniu i ostatecznym klepnięciu kolorów gobelinu.

Chagall zmarł tego wieczoru w domu w Saint-Paul-de-Vence we Francji. W końcu dołączył do swojej Belli.

Marc Chagall. Przejrzystość dla siebie nawzajem, 1985
Marc Chagall. Przejrzystość dla siebie nawzajem, 1985. Prawdopodobnie jeden z ostatnich obrazów Chagalla.

Marc Chagall w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie

Należące od 2021 r. do zbiorów Muzeum Narodowym w Warszawie kupione w grudniu prace na papierze pochodzą z ostatnich dekad twórczości Chagalla – z lat 1954-1981. To był czas, kiedy artysta wrócił do opery i zajął się monumentalnymi dziełami, ale nie przeszkadzało mu to w tworzeniu ilustracji czy rysunków.

Wśród 14 prac pokazywanych na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie można wyróżnić kilka typowo Chagallowych tematów: religia, bukiet, miłość, Witebsk i Nicea, ale i tak w każdej pracy przewijają się chwyty i motywy ze stałego repertuaru artysty, koziołki, koguciki, marzyciele w obłokach, skrzypki na dachu oraz bez dachu i ludzie gardzący grawitacją, te sprawy.

Prace religijne prezentowane w Warszawie to: „Ukrzyżowanie” (1954–1959), „Wokół Księgi Wyjścia” (1960–1968), „Król Dawid z harfą” (1967) i „Wizyta Mojżesza i złotego cielca w pracowni” (ok. 1976). Chociaż swoje pierwsze ilustracji do Biblii Chagall dla Vollarda zrobił jeszcze w latach 30., od lat 50. tworzył dzieła o tematyce religijnej przeznaczone do różnego rodzaju gmachów publicznych: synagog, kościołów i budowli świeckich.

Marc Chagall, Ukrzyżowanie
Marc Chagall, Ukrzyżowanie

Matka Boska Siedmiopalczasta

W „Ukrzyżowaniu” pojawia się mój hit: Matka Boska Siedmiopalczasta. Moim zdaniem to nie jest kwestia specyficznego ułożenia dłoni, tylko kolejny przykład nawiązania przez Chagalla do frazeologii w jidysz. Tym razem do wyrażenia robienia czegoś „mit ale zibn finger”, czyli „wszystkimi siedmioma palcami”, co znaczy robienie wszystkiego jak można najlepiej, wkładanie w to całego serca. Tym bardziej, że w Paryżu w swoim fowizującym okresie Chagall namalował kapitalny obraz: „Autoportret z siedmioma palcami” (1912-1913). Niewątpliwie całe życie Chagall malował „wszystkimi siedmioma palcami” – całym sercem.

Marc Chagall, Autoportret z siedmioma palcami, 1912-1913
Marc Chagall, Autoportret z siedmioma palcami, 1912-1913

Chagall w typowy dla siebie dość surrealistyczny sposób łączy ulubione motywy żydowskie i chrześcijaństwa (np. w „Ukrzyżowaniu” u stóp nieuznawanego przez wyznawców Judaizmu „fałszywego” Mesjasza pojawia się Mojżesz z tablicami Dekalogu), rzeczywistość ze światem duchowym (w „Scenie fantastycznej na różowo-zielonym tle” obie sfery zostały zaznaczone rożnymi kolorami), a przeszłość z teraźniejszością,

Świetnym przykładem takiego mieszania porządków jest też inna praca pokazywana na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie – „Wizyta Mojżesza i złotego cielca w pracowni”, w której to pracy zgodnie z tytułem w atelier malarza znajduje się Mojżesz z Dekalogiem oraz tłum Izraelitów z intensywnie czerwonym złotym cielcem. Kura na sterydach chodzi dookoła artysty, który otoczony Mojżeszem i Izraelitami maluje obraz przedstawiający… Mojżesza i Izraelitów.

Marc Chagall, Wizyta Mojżesza i złotego cielca w pracowni
Marc Chagall, Wizyta Mojżesza i złotego cielca w pracowni

Król Dawid i skoki wzwyż ryb

Umieszczanie obrazu w obrazie było stałym elementem repertuaru Chagalla, takim samym jak np. pojawiający się regularnie król Dawid grający na lirze. Z jednej strony uosabiał tragiczną historię narodu (i przeszłą, opisaną w Biblii, i współczesną nieopisaną w Biblii, za to znaną artyście z autopsji – Holocaust), a z drugiej strony jako twórca psalmów król Dawid był bliski Chagallowi, który w dzieciństwie chciał zostać albo muzykiem, albo tancerzem, nawet uczył się gry na skrzypcach i razem z kantorem śpiewał w synagodze. A potem zobaczył rysującego kolegę i na szczęście mu się odwidziało.

Marc Chagall, Król Dawid z harfą albo Król Dawid z lirą
Marc Chagall, Król Dawid z harfą albo Król Dawid z lirą

I w tej pracy, tak jak w poprzedniej, przeszłość miesza się z teraźniejszością: za pleców siedzącego na tronie z lirą w ręku Dawida wyłania się jak wyjęty z Witebska zespół klezmerski ze skrzypkiem, klarnecistą i bębniarzem.

Chagalla król Dawid grający na lirze w 1969 r. trafił na znaczki pocztowe wydawane w Izraelu, ale kilka lat wcześniej ta postać pojawiła się w jeszcze innej pracy pokazywanej na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie. W „Wokół Księgi Wyjścia” (1960–1968) pojawił się nie tylko król Dawid, tam jest wszystko, nawet ryby skaczące wzwyż do bańki z królem.

„Król Dawid ” Marca Chagalla, 1969, znaczek Izraela
„Król Dawid ” Marca Chagalla, 1969, znaczek Poczty Izraelskiej

Chagall wykonał cykl litografii „Historie z Księgi Wyjścia” odbitych w oficynie Fernanda Mourlota i pokazywana w Warszawie praca „Wokół Księgi Wyjścia” jest jednym ze szkiców do litografii „Przejście przez Morze Czerwone”. Jednak w porównaniu z ostateczną wersją szkic ma o wiele więcej scen i postaci, kotłują się niemożebnie. Oprócz Żydów przekraczających Morze Czerwone, którym towarzyszy trzymająca się za serce duża postać anioła, są ścigający ich Egipcjanie, a także łódź wypełniona uchodźcami, ale nie tymi sprzed wieków. Prawdopodobnie jest to statek „Struma”, którym Żydzi próbowali uciec w 1941 r. z Rumunil do Palestyny.

Oprócz tego na wodzie unosi się zakochana para – jak to u Chagalla – i jakby tego było mało, z prawej strony obrazu, na przedmieściach Witebska, znajduje się ukrzyżowany Chrystus, któremu towarzyszy tłum ludzi, dzieci i dorosłych, a także rabin ze zwojem Tory. Jak zwykle: odległa przeszłość biblijna miesza się z przeszłością Chagalla, a motywy chrześcijańskie z żydowskimi.

Wernisażeria, Marc Chagall, Wokół Księgi Wyjścia
Mrc Chagall, Wokół Księgi Wyjścia

Prace z bukietami. Kwiat sztuki Chagalla

Na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie poza „Wizytą Mojżesza i złotego cielca w pracowni” innym przykładem obrazu w obrazie są „Konwalie na święto 1 maja w pracowni” (ok. 1981). Jest to jedna z trzech prezentowanych prac związanych z bukietami, pozostałe to: „Hołd – wielki bukiet” (ok. 1975) i „Wielki wiosenny bukiet na stole malarza” (ok. 1978–1980).

W „Hołdzie – wielkim bukiecie” sygnatura malarza została umieszczona na kartach książki, którą trzyma mężczyzna, co do którego tożsamości nie jestem pewna: czy to człowiek, czy kozioł? W każdym razie ten sposób sygnowania, będący integralną częścią kompozycji, zamiast nudnego podpisu u dołu pracy, Chagall stosował bardzo często. Sygnatury widnieją przeważnie na książkach, paletach malarza (tak jak np. w „Konwaliach na święto 1 maja w pracowni”), kopułach świątyń, budynkach i tak dalej.

Marc Chagall, Hołd – wielki bukiet
Marc Chagall, Hołd – wielki bukiet

Tak samo jak w „Hołdzie – wielkim bukiecie” w „Wielkim wiosennym bukiecie na stole malarze” w centrum znajduje się duży wazon z bukietem kwiatów. Obok miętoszą się zakochani, a w powietrzu latają inne postacie oraz do góry nogami typowo Chagallowy zwierzyniec: koziołki i koguty. Patrząc na ten rysunek, zawsze mam wrażenie, że artysta po prostu odwrócił go do góry nogami i „normalnie”, zgodnie z grawitacją ich majtnął, a potem jeszcze raz odwrócił papier i spokojnie kontynuował pracę.

Marc Chagall, Wielki wiosenny bukiet na stole malarza
Marc Chagall, Wielki wiosenny bukiet na stole malarza

Również trzeci obraz „bukietowy” pokazywany na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie, czyli „Konwalie na święto 1 maja w pracowni”, są bardzo podobne – tak samo jak pojawia się postać artysty z paletą, a całość jest kolejnym u Chagalla przykładem obrazu w obrazie. Malarz w otoczeniu ludzi i zwierząt maluje wazon z konwaliami, obok sztalugi siedzi modelka, nie wiadomo, w jakim celu, skoro artysta jej nie maluje, a spod krzesła wyłania się malutki Żyd. Jednak to nie on jest szczytem surrealizmu w tej pracy, ponieważ na meblu, na którym siedzi malarz, znajduje się… twarz. Rozumiem, że można wyjść z czegoś z twarzą, ale o siedzeniu na twarzy nie słyszałam. Człowiek całe życie się uczy.

Marc Chagall, Konwalie na święto 1 maja w pracowni
Marc Chagall, Konwalie na święto 1 maja w pracowni

Amorowe-love

Kolejne trzy prace pokazywane na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie również łączą zakochane pary, ludzie gardzący grawitacją, zwierzęta, Chagall z żonami, bukiet oraz kura.

Tytuł „’Moje życie’ między Witebskiem a Paryżem” (1954) nawiązuje do autobiografii Chagalla „Moje życie” i ukazuje miejsca, które – mimo mieszkania w tak wielu krajach –  były dla niego najważniejsze: na dole jest rodzinny Witebsk z kopulastą synagogą z gwiazdą Dawida i krzyżem oraz nieodłączną kurą, a na górze Paryż z wieżą Eiffla i katedrą Notre-Dame. Wieża z lewej strony zawsze przypomina mi uproszczona wersję Bazyliki Sacré-Coeur na Montmartrze, którą Chagall namaluje w 1981 r. roku, ale bardzo możliwe, że to moje skrzywienie, bo ja na co drugim powstałym w Paryżu po międzywojniu rysunku dowolnego artysty widzę Bazylikę Sacré-Coeur.

Marc Chagall, Moje życie między Witebskiem a Paryżem
Marc Chagall, Moje życie między Witebskiem a Paryżem

Żeby nie było nudno, na wieży Eiffla wisi ukrzyżowany Chrystus, w tle majaczy zawijająca się postać autora z paletą malarską. Jednak ważniejsze jest centralne przedstawienie artysty z jego nieżyjącą pierwszą żoną Bellą. Od dwóch lata miał już drugą żonę i zawsze mnie to ciekawiło, jak Vava znosiła wieczne „zabellowacenie” twórczości Marca. W tej pracy – poza Witebskiem, Paryżem, kurą, koziołkiem czy postacią malarza pojawia się jeszcze jeden z ulubionych pomysłów Chagalla – wielki bukiet, który jest symbolem wdzięczności dla obu miast.

Jedną z prac, które z powodu trójkąta: Paryż-Bella-Kogut kojarzą mi się z „’Moim życiem’ między Witebskiem a Paryżem”, jest niebędący własnością Muzeum Narodowego w Warszawie „Akt na białym kogucie” z 1925 r. z nagą Bella spoczywającą na kogucie i z puszącą się w tle wieżą Eiffla. Ewidentnie dla Chagalla kogut był szczytem perwersji.

Marc Chagall. Akt na białym kogucie, 1925
Marc Chagall, Akt na białym kogucie, 1925

Rożne odcienie miłości. Zieleń i róż

„Różowe święto zakochanych” (1978–1980) jest podobne w klimacie: Witebsk, postacie zakochanych, bukiety i kogut. Również i tu centralnym punktem jest artysta i jego żona, tym razem Vava, której imię widnieje na książeczce leżącej na łóżku. Dla odmiany para nie jest zawieszona – dosłownie – między Witebskiem i Paryżem, tylko konkretnie smyra się na łóżku, ubrany Chagall łakomie wyciąga łapy w kierunku nagiej żony, zboczuś jeden.

Marc Chagall, Różowe święto zakochanych
Marc Chagall, Różowe święto zakochanych

Tego typu przedstawienie – rozebrana do rosołu kobieta i ubrany po brodę mężczyzna – pominąwszy fakt, że na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie identyczny zestaw pojawia się w pracy „Wielki wiosenny bukiet na stole malarza” (ok. 1978–1980) – ma w malarstwie tradycję sięgającą renesansu. Chociażby taki ubrany-nieubrany zestaw pojawia się na Tycjana „Koncercie wiejskim” z 1510 r. , który będzie inspiracją Paula Cezanne’a do stworzenia „Idylli” w 1870 r., nie wspominając już o bliższym czasom Chagalla „Śniadaniu na trawie” Eduoarda Maneta z lat 1865-1866. Naga modelka Victorine Meurent siedzi w otoczeniu w pełni ubranych dwóch młodzieńców: brata malarza, Gustave’a oraz przyszłego szwagra, Ferdinanda Leenhoffa.

edouard-Manet-sniadanie-na-trawie
Édouard Manet, „Śniadanie na trawie”

Podobnie jak w pracy „’Moje życie’ między Witebskiem a Paryżem” „Scena fantastyczna na różowo-zielonym tle” ma dwie strefy, jeszcze wyraźniej oddzielone dzięki zastosowaniu dwóch różnych kolorów: strefa jasnozielona to strefa ducha, sacrum, a strefa różowa to strefa materii, profanum, fizyczna rzeczywistość. Jest to jedna z moich ulubionych prac na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie, bo w niej Chagall przechodzi sam z siebie: na jednym papierze są wszystkie jego chwyty: zabudowa Witebska, zakochani, bujających w obłokach „Luftmenschowie”, bukiet, koziołek, czerwony cielec, artysta z paletą i przede wszystkim latająca kura z człowiekiem na plecach. Wygląda jak kogut pocztowy.

Marc Chagall, Scena fantastyczna na różowo-zielonym tle
Marc Chagall, Scena fantastyczna na różowo-zielonym tle

Gdybym był koziołkiem, czyli skrzypek na dachu

W pochodzącym z prawie tego samego okresu „Świetle i skrzypku” (1979) również pojawiają się typowe dla Chagalla chwyty: jednak tym razem nocą nad dachami Witebska unosi się kogut ze skrzypcami. Ale to nie jedyny skrzypek, ponieważ w centrum kompozycji znajduje się postać żydowskiego skrzypka. Nie mam pojęcia, który z nich jest tytułowym skrzypkiem.

Marc Chagall, Światło i skrzypek
Marc Chagall, Światło i skrzypek

Skrzypek tańczący na dachach małych domów pojawił się już na malowidle wykonanym przez Chagalla w 1920 r. dla moskiewskiego Teatru Żydowskiego. Stało się ono inspiracją dla autorów musicalu „Skrzypek na dachu” opartego na twórczości Szolema Alejchema. Po premierze musicalu w w 1964 r. Chagall został wreszcie zaakceptowany w środowisku amerykańskich Żydów, którzy mieli mu za złe jego „nieżydowską” fascynację Chrystusem. Myślę, że tak naprawdę mieli mu za złe przede wszystkim spektakularne sukcesy, które odnosił, ale zawsze powody religijne brzmią mniej małostkowo.

Pokazywany na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie „Żółty koziołek na wsi” (1968) jest pracą trochę innego rodzaju – wariantem wykonanych w technice drzeworytu ilustracji do jednego z wierszy z wydanego w 1968 r. tomiku poezji „Les Poèmes”, którego autorem był Chagall. To jedyne drzeworyty, jakie artysta kiedykolwiek wyciął. W ”Żółtym koziołku na wsi” są wszystkie „Chagallizmy”, w tym wiszący w powietrzu zakochani,  unoszący się do nieba korowód muzyków i pomarańczowo-czerwone słońce wyglądające jak jajko sadzone.

Marc Chagall, Żółty koziołek na wsi
Marc Chagall, Żółty koziołek na wsi

W centrum pracy znajduje się głowa koziołka, na której podskakuje kura. Równie dobrze kura może nie skakać na głowie koziołka, bo, jak to u Chagalla, z perspektywą i z grawitacją często jest coś nie tego i bardzo możliwe, że kura w najlepsze drobi po pomarańczowym ryneczku jakiegoś miasteczka, zapewne Witebska.

Anioły z Nicei

Marc Chagall, Kobieta z czerwonym słońcem
Marc Chagall, Kobieta z czerwonym słońcem

Czerwone słońce (ale już bez białka jajka) pojawia się również na jednej z dwóch pokazywanych na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie prac związanych z Niceą – chodzi o „Kobietę z czerwonym słońcem” (1961). Kiedy Chagall w 1910 r. po raz pierwszy przyjechał do Paryża, oszalał na punkcie tutejszego światła i z marszu rozjaśnił oraz ożywił swoją paletę kolorów. Drugi raz oszalał na punkcie światła na Lazurowym Wybrzeżu i nie dziwię się, że w końcu w 1966 r. razem z Vavą zamieszkał niedaleko Nicei.

Natomiast już w 1961 r. namalował „Kobietę z czerwonym słońcem”. Na Promenade des Anglais [Promenada Aniołów] w Nicei znajduje się kobieta trzymająca w dłoni bukiet, za wzgórzami na czerwono zachodzi słońce w otoczeniu obłoków, które swoim orficzno-abstrakcyjnym kształtem zawsze kojarzą mi się z „Elektrycznymi pryzmami” Soni Delaunay.

Sonia Delaunay, Elektryczne pryzmy
Sonia Delaunay, Elektryczne pryzmy

 Z kolei „Zatoka aniołów” (1971-1978) przedstawia nocą Baie des Anges [Zatokę Aniołów]  – port w Nicei, namalowany prawdopodobnie ze wzgórza Mont Boron. Z typowo Chagallowym nocnym błękitem nieba i wody kontrastuje czerwień bukietu kwiatów trzymanego przez posagową postać, nad którą dynda w powietrza jakiś kurak. Mam wrażenie, że mogłabym darować sobie szczegółowe opisy prac pokazywanych na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie, bo wszystko sprowadza się do powtarzania tych samych wyrazów. Bukiet, kura, koziołek, zakochani, postacie w powietrzu i tak dalej.

Marc Chagall, Zatoka Aniołów
Marc Chagall, Zatoka Aniołów

Z drugiej strony fenomen i geniusz tego artysty polega właśnie na tym, że zbudował całe uniwersum z powtarzalnymi motywami i tematami, a wszystko narysowane i namalowane w ten sposób, że widz od razu orientuje się, że praca, na którą patrzy, to Chagall. Mam wrażenie, że mógłby rozpoznać ją nawet w ciemnym pokoju i odwróconą przodem do ściany. Taki jest gagatek z tego Chagalla.

***

A mnie na zdjęciu możecie bez problemu rozpoznać, bo jestem odwróconą przodem do przodu i stoję przed pięknym różowym napisem nad wejściem na wystawę Chagalla w Muzeum Narodowym w Warszawie. Na wernisażu wystąpiłam w kreacji w kolorze pasteli Chagalla, chociaż bez kurki czy koziołka na podorędziu. Nie wiem, czy z takim podręcznym zoo wpuszczą Was na wystawę, ale możecie ryzykować do 24 lipca.

Wystawa jest zorganizowana w ramach jubileuszu 160-lecia Muzeum Narodowego w Warszawie. Patronem tego roku jest Grupa PGE, o której dopiero co Wam pisałam przy okazji wystawy Tamary Łempickiej w Muzeum Narodowym w Lublinie, którego to Grupa PGE jest mecenasem.

Wernisażeria, wystawa Chagall, Muzeum Narodowe w Warszawie
Ja na wystawie Chagalla w Muzeum Narodowym w Warszawie

14 komentarzy

Zobacz też

14 komentarzy

Irena 2 lipca 2022 - 5:11 am

Piękny tekst. Przeczytałam jednym tchem. Dziękuję bardzo za przybliżenie w tak przystępny sposób sylwetki Chagalla. W wolnych chwilach przeczytam o Tamarze Łempickiej. Serdecznie pozdrawiam.
P.S. Tekst o Chagallu może i długi, ale ja jeszcze czuję niedosyt i czytalabym…

Odpowiedz
Wernisażeria 27 lipca 2022 - 12:36 pm

Ahaha, najmilszy komplement!! W takim razie zapraszam do lektury Łempickiej, a niebawem będzie kolejny felieton – tym razem o Botticellim.

Odpowiedz
Andrzej 2 lipca 2022 - 3:24 pm

I co tu niby ma się podobać? Latające postaci, kozy grające na skrzypcach a krowy na gitarze, postaci o dwóch twarzach, latające kwiatki a na koniec skrzypek na dachu? Widział kto kiedyś coś takiego? Jednak kiedy zanurzymy się w te obrazy, w ten wyśniony, oniryczny świat, kiedy odrzucimy naszą logikę, a przyjmiemy logikę autora, to już przepadliśmy. Chagall wciąga jak narkotyk i poważnie uzależnia. Bardzo dobry felieton, nie dziwię się że ma 20 stron, mógłby pewnie mieć 200 (wtedy nie byłby felietonem). Pozdrawiam ciepło.

Odpowiedz
Marta 3 lipca 2022 - 7:26 pm

Tekst bardzo obszerny, ale tak ciekawy i zawierający tyle nieznanych mi wcześniej faktów, że zachęcił mnie do dalszego poszukiwania informacji o Chagallu. Dziękuję. Nie wszystkie jego prace uwielbiam, ale ilustracja żydowskiego wesela jest genialna.

Odpowiedz
Wernisażeria 27 lipca 2022 - 12:34 pm

Bardzo dziękuję za przemile słowa, super, że mój tekst Ci się podobał 🙂 wiadomo, to normalne, rzadko kiedy wszystkie prace jednego artysty się podobają, chyba, że jest to nasz najukochańszy twórca. Ja tak mam z Henrim de Toulouse-Lautrekiem – jestem całkowitą fanką każdej jego pracy.

Odpowiedz
Wernisażeria 27 lipca 2022 - 12:38 pm

Bardzo Ci dziękuję za tak dowcipny i przemiły komentarz <3 200 stron to w sumie 10 moich felietonów, całkiem konkretna książka, chociaż moja pierwsza miała (i nadal ma) 450 stron, a przed drukiem miała 600 stron...

Odpowiedz
Agnieszka B. 3 lipca 2022 - 8:34 am

Świetny tekst, dziękuję bardzo za przybliżenie sylwetki malarza i zaprezentowanie jego dzieł. Przeczytałam z wielką przyjemnością i z radością przeczytam kolejne. Pozdrawiam serdecznie.

Odpowiedz
Wernisażeria 27 lipca 2022 - 12:35 pm

Bardzo Ci dziękuję, cieszę się, że felieton się podoba 🙂 a pierwszy raz jesteś u mnie na blogu?

Odpowiedz
Wiesława 3 lipca 2022 - 10:24 am

Wspaniała wystawa. Piękny opis. Uwielbiam Ciebie czytać, a jeszcze bardziej Chagallla. Byłam teraz w Warszawie i wiele lat temu w Krakowie. To była bardzo duża jego wystawa. Stałam ponad godzinę w kolejce za biletami, ale warto było.

Odpowiedz
Wernisażeria 27 lipca 2022 - 12:35 pm

Aaaach, jak mi miło, bardzo Ci dziękuję!! Dla takich komentarzy aż chce się pisać i pisać 🙂

Odpowiedz
Agnieszka 5 lipca 2022 - 6:36 am

Bardzo dziękuję za tak wciągający komentarz. Dzięki Pani jadę jutro do Warszawy obejrzeć te obrazy!

Odpowiedz
Wernisażeria 27 lipca 2022 - 12:30 pm

Nawet nie wiesz, jak miło mi to słyszeć!! I koniecznie pisz mi na „Ty” 🙂

Odpowiedz
Piotr 11 lipca 2022 - 11:55 am

Kamilo, twoje impresje o sztuce to perełki. Przeczytałem zajawkę o Chagallu kilka tygodni temu i wczoraj podjechalismy z Poznania na wystawę. Niedziela- więc było trochę tłoczno. Być może w dni powszednie jest luźniej; jeśli nie, to należało wystawić te prace w większej sali, bo było tłocznie i gorąco. Mimo ze koneserzy Chagalla to ludzie dobrze wychowani i uprzejmi, to dość trudno było kontemplować w tym ścisku. Dziś po powrocie do domu przeczytałem pełną Twoją opowieść o artyście. Gigantyczna robota; skąd to wszystko wiesz ? Wyobrażam sobie tą mrówcza prace nad źródłami. A w efekcie dostajemy lekką, napisaną z dowcipem , ale merytorycznie świetną opowieść o malarzu i jego życiu. Podziwiam jak Chagall to zrobił, ze za życia był uznanym i wziętym malarzem, w sumie większość przecież artystów biedę klepie i niewielu się wybija, zwłaszcza za swego życia. Miał gość talent też do życia, kilka żon, a pewnie i wiele przygodnych narzeczonych. W sumie to ciągle malował to samo : kury, koguty, baranki, bujne bukiety kwiatów ( raczej polnych , żadne tam pojedyńcze róże ), gołe kobitki leżące z facetami w ubraniach. Damy leżą jak kłody, nie zarzucają facetom rąk na szyję, za to panowie szukają jedna ręka gołej piersi. Trochę słaba ta namiętność. I świat się tym zachwycił i zachwyca do dziś . Czasami żałuję że nie wykształciłem się na artystę. Pozdrawiam serdecznie, Kamilo – Twoje wernisaże czasami podrywają nas do podróży po Polsce za sztuką i to jest fajne.

Odpowiedz
Andrzej 3 listopada 2022 - 11:54 am

Super, jak zwykle

Odpowiedz

Napisz komentarz

Wernisażeria, oprócz wernisaży i wina, potrzebuje ciasteczek. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko ciasteczkom. Zgadzam się Więcej