Wystawa „Kolor życia. Frida Kahlo” w Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie.
Duma‼️ Jako Wernisażeria objęłam patronat nad wystawą „Kolor życia. Frida Kahlo” w Łazienkach Królewskich. Jest to pierwsza w Warszawie wystawa prac Kahlo, a właściwie Magdaleny Carmen Friedy Kahlo y Calderόn. Nie dziwię się, że zdecydowała się ciachną imiona i nazwiska o 60%, w życiu na obrazach nie poupychałaby takiego tasiemcowego podpisu.
Co znajdziecie w recenzji?
Na wystawie w Podchorążówce można podziwiać trzy obrazy Fridy Kahlo: „Tam wisi moja sukienka” (1933), „Kokosy” (1951) oraz „Martwa natura z arbuzami” (1953). „Tam wisi moja sukienka” Kahlo zaczęła malować pod koniec 3-letniego pobytu w USA, ale skończyła w Meksyku, do którego rozczarowana Stanami od pewnego czasu chciała już wracać. „Tam wisi moja sukienka” to jedyny kolaż w jej twórczości, kapitalnie zderzyła w nim nowoczesność, ale i pewną bezduszność Nowego Jorku ze starożytną historią Europy i wielowiekową historią oraz tradycją Meksyku.
Martwe natury Fridy Kahlo: „Kokosy” i „Martwa natura z arbuzami”
Chociaż Frida Kahlo najbardziej kojarzona jest z autoportretami, już od lat 30. tworzyła martwe natury, jednak z czasem zmieniła ich sposób malowania. Pierwsza z martwych natur pokazywanych w Łazienkach Królewskich, „Kokosy”, powstała wkrótce potem, jak artystka zaczęła poruszać się wyłącznie na wózku inwalidzkim (w 1950 r.), natomiast druga, „Martwa natura z arbuzami”, pod koniec życia.
Rok przed śmiercią Kahlo bardzo cierpiała, przyjmowała ogromne ilości środków przeciwbólowych i nie mogła się skupić, dlatego praca z 1953 r. jest zdecydowanie prostsza niż wcześniejsze kompozycje, ale nadal widać w niej pasję oraz to, jak Frida kochała życie. Tydzień przed śmiercią namalowała inny obraz z arbuzami z dopiskiem: „Viva La Vida” – niech żyje życie.
O wystawie „Kolor życia. Frida Kahlo”. Obrazy, szkice, fotografie i film
Na wystawie poza obrazami jest mnóstwo fascynujących i rzadko prezentowanych archiwalnych zdjęć artystki m.in. jej jako 4-latki, jej rodziców czy Fridy z mężem Diegiem Riverą. Moim ulubieńcem jest zdjęcie Kahlo w pełnej rzeźb i figurek pracowni, na którym widać jej oprawiony portret, a także obraz „Dwie Fridy”. Mogłabym mieć taką pracownię nawet bez tych rzeźb, w sumie nawet bez pracowni, wystarczyłby mi tylko obraz „Dwie Fridy”. Chociaż w domu mam około 200 – jak ja to nazywam – obiektów wizualnych, dla Fridy jak nic znalazłabym miejsce. Najwyżej część obrazów przerzuciłabym na sufit czy coś.
Na wystawie „Kolor życia. Frida Kahlo” w Łazienkach Królewskich jest przedstawiona bardzo szczegółowo biografia malarki, można też obejrzeć film z Fridą i Diegiem autorstwa Nickolasa Muraya, słynnego amerykańskiego fotografa (współpracował m.in. z Vogue czy The New York Times i robił reklamy np. dla papierosów Lucky Strike).
Muray był autorem wielu zdjęć Kahlo, co nie powinno dziwić – skoro mieli 10-letni romans, to zdążył ich trochę natrzaskać. Murray był także szermierzem olimpijskim i zginął podczas treningu w klubie, fotografia jest jednak zdecydowanie bezpieczniejszym zajęciem. Jedyne ryzyko to niezadowolenie portretowanego, bo jak widać nawet mąż nie zawsze stanowi zagrożenie.
Tak czy inaczej dzięki owym fotografiom, filmowi, szkicom, kartkom z dziennika Fridy i jej cytatom w Łazienkach Królewskich możemy całkowicie zanurzyć się w świecie Kahlo. „Kolor życia. Frida Kahlo” (kuratorka: Zofia Urban) to coś więcej niż „zwykła” wystawa – to dynamiczna, zasysającą przestrzeń wizualno-biograficzna, a sposób aranżacji przestrzeni i kolory ścian jeszcze potęgują wrażenie „Fridowatości”. Powiadam – niezły Meksyk.
Wydarzenia towarzyszące wystawie Fridy Kahlo w Łazienkach Królewskich. Niezły Meksyk
Ale ekspozycja w Podchorążówce to nie wszystko!! W Starej Kordegardzie w ramach wystawy funkcjonuje międzypokoleniowa przestrzeń twórcza „Frida i Fridita”. Można usiąść przy stole w jadalni Kahlo, wylegiwać się w łóżku z baldachimem, zobaczyć gorset i but ortopedyczny, a nawet włożyć tehuańską kreację czy zainstalować we włosach wstążki z kwieciem. Słowem – w zależności od wieku albo stanu ducha – można być jak duża Frida albo mała Fridita.
Poza tym wystawie towarzyszy przebogaty program wydarzeń muzealno-wszelakich: warsztaty, spotkania, wykłady, oprowadzania w języku polskim, angielskim i hiszpańskim, a także w PJM i z audiodeskrypcją.
3 x „Kolor życia. Frida Kahlo”, czyli kombo rocznicowe
Wystawa „Kolor życia. Frida Kahlo” to kombo rocznicowe: zbiega się ze 116. rocznicą urodzin malarki, 95. rocznicą nawiązania stosunków dyplomatycznych między Polską i Meksykiem oraz z 65-leciem powstania Museo Frida Kahlo w La Casa Azul, niebieskim domu o charakterystycznych kobaltowych ścianach, w którym artystka spędziła całe życie. To tu się urodziła, wychowała, tworzyła i zmarła.
A na zdjęciu widzicie mnie właśnie na Fridowych schodach, części plenerowej instalacji na dziedzińcu Podchorążówki odtwarzającej fragmenty La Casa Azul. Widzicie również zdjęcie z wnęką w jednej ze ścian, w której stoi kopia posagu meksykańskiego bóstwa, jednego z wielu, jakimi Frida Kahlo z mężem ozdabiali swój ogród.
Jestem bardzo dumna i szczęśliwa, że mogłam objąć patronat nad tak pełną życia i kolorów wystawą, jak pełną życia i kolorów była sama Frida Kahlo. Uwielbiam ją, a w dodatku uwielbiam Meksyk, za młodu z Rodzicami spędziliśmy tam sporo czasu. Nawet lokalni artyści zrobili specjalnie dla moich Rodziców kolorową tablicę z pejzażem Jukatanu i napisem „La Casa del [imię mojego Taty] y [imię mojej Mamy]”, już ponad dwie dekady pręży się u nich w domu nad wejściem z tarasu.
Wystawę można podziwiać do 3 września.
PS Rozczulił mnie ten obraz z arbuzami, to są moje ulubione owoce i w Meksyku codziennie wypijałam tyle soku z arbuzów
4 komentarze
Frida Kahlo… uwielbiam wszystko o niej i wszystko co stworzyła // fotka Kamila Tuszyńska na wystawie …super ????????
Frida Kahlo to postać, której życie i sztuka zainspirowały wielu artystów i miłośników sztuki na całym świecie. Jej niezwykła siła i determinacja w obliczu przeciwności losu są źródłem inspiracji dla wielu osób, w tym dla mnie. Świetny wpis!
Wystawa super sprawa, ale na miłość boską, jak ktoś, kto rzekomo zna się na malarstwie, może pisać nazwisko malarza z błędem. Riviera to może jest na wakacjach, ale na pewno to nie malarz.
Istnieje coś takiego jak literówka. Nie trzeba od razu się wyzłośliwiać, po co szerzyć złe emocje w internecie, mało ich?