Wystawa immersyjna „Alfons Mucha – Magia Secesji” w Art Box Experience
OBJĘŁAM PATRONAT nad przepiękną wystawą immersyjną „Alfons Mucha – Magia Secesji” w Art Box Experience w Fabrykce Norblina w Warszawie, ekspozycją niezbędną do szczęścia dla wielbicieli art nouveau oraz wszystkiego, co złote a skromne. Oraz Muchy, ale to wiadomo. Wystawa jest kapitalna, nic innego za pomocą najnowszych technologii i oddziaływania na różne zmysły tak nie zaznajomi Was z życiem i twórczością Muchy, a już na pewno nie sprawi, że możecie stworzyć obraz w stylu Muchy. Słowem: Mucha nie siada.
Co znajdziecie w recenzji?
Wystawa immersyjna „Alfons Mucha – Magia Secesji” w Art Box Experience to 800 m2 wypełnionych około setką prac Muchy, oprócz z marszu rozpoznawalnych plakatów pojawiają się i mniej znane obrazy, projekty architektoniczne czy biżuteria, a także mnóstwo zdjęć, szkiców i rysunków.

Czym się różni wystawa immersyjna od multimedialnej?
Prawdziwa wystawa immersyjna to nie wystawa multimedialna, gdzie myk polega wyłącznie na powiększeniu zdjęć, które bez ładu i składu latają przed oczami widzów. Nie. Prawdziwa wystawa immersyjna angażuje różne zmysły odbiorców, a w dodatku, jak każde wydarzenie w Art Box Experience, tak łączy sztukę, muzykę oraz najnowsze technologie (audiowizualne projekcje i interaktywne instalacje, w tym hologramy itd.), żebyśmy jak najbardziej zanurzyli się w świecie artysty, a nie stali jak wół i biernie patrzyli na powiększone fragmenty obrazów. Bycie wołem w Art Box Experience to nam nie grozi.
Objęłam swoim patronatem już kilka wystaw immersyjnych w Art Box Experience, m.in. o Fridzie Kahlo i o Salvadorze Dalim, więc dałabym sobie rękę uciąć, że mnie już nic nie zaskoczy. No i bym tej ręki już nie miała. Ponieważ tym razem po raz pierwszy oprócz obrazów i dźwięków pojawiaja sie…zapachy. A zdjęcia zapachu to nawet ja Wam nie zrobię, musicie zadowolić się zdjęciem buteleczki, jednej, bo chociaż na wystawie są trzy rodzaje perfum („Sarah Bernhardt”, „Kwiaty” i „Morawy”), wszystkie wyglądają tak samo, choć kompletnie inaczej pachną.
Ale po kolei.

Alfond Mucha i Paryż
Alfons Mucha urodzil sie w 1860 r. na Morawach, od najmłodszych lat przejawiał talen do śpiewania, rysowania oraz wagarowania. Starał się dostać na Akademię Sztuk Pięknych w Pradze, ale mu to nie wyszło, wyjechał więc do Wiednia, gdzie zatrudnił się w Burghardt-Kautsky-Brioschi, firmie specjalizującej się w dekoracjach teatralnych.
Dzięki mecenatowi Eduarda Khuen-Belassiho, którego bratu malował portrety, pejzaże i freski, słowem: dbał o kolekcję, Mucha mógł pozwolić sobie na wyjazd na studia na Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Następnie – jak prawie wszyscy artyści w 2. dekadzie XIX w. – na szczęście wybył do Paryża studiować na Académie Julian.
Na szczęście, bo właśnie w Paryżu, w 1894 r., nastąpił przełom w jego karierze. To znaczy zapewne zdaniem innego malarza i plakacisty, Henriego Toulouse-Lautreca, nie na szczęście, bo Czech sprzątnął mu sprzed nosa interes życia. A było to tak: Mucha pracował jako ilustrator, gdy dostał zlecenie zaprojektowania plakatu do sztuki „Gismonda” z Sarah Bernhardt, jedną z najlepszych francuskich aktorek przełomu XIX i XX w., która olśniewająco grała i damę – Damę Kameliową Dumasa – i dżentelmena – Hamleta Szekspira. Miała kobietą rozrzut.

Alfons Mucha i Sarah Bernahardt
Lautrec przed Muchą uwiecznił Bernhardt w pracach „À la Renaissance: Sarah Bernhardt dans «Phèdre»” oraz „Sarah Bernhardt dans «Cléopatre»”, ale nie zdążyć zrobić żadnej reklamy występu Boskiej Sary. Odkąd w 1894 r. Alfons Mucha stworzył plakat do „Gismondy”, Sarah oszalała na punkcie tegoż plakatu, stylu jego autora oraz samego autora. Od tej pory tylko on projektował plakaty do wszystkich jej spektakli, kostiumy, biżuterię sceniczną oraz scenografię, a biedny Lautreczek musiał obejść się smakiem.
Mucha zajmował się projektowaniem wszystkiego: karty dań, kalendarzy, okładek, reklamami prozaicznych przedmiotów, takich jak m.in. biszkopty, czekolady, perfumy, piwa, mydła, szampany, kolej, mydła, Maggie, a nawet kaszki dla dzieci Nestlé, co prawda, rudowłosa kobieta z jego plakatu bardziej przypomina grecką nimfę niż zwykłą śmiertelniczkę z plującym secesyjną pacieją bąbelkiem.

W każdym razie kariera Alfonsa Muchy nabrała rozpędu po rozpoczęciu współpracy z Sarah Bernhardt i na wystawie możecie podziwiać zapach „Voilà pourquoi j’aimais Rosine”, który w 1900 r. zadedykował jej Jacques Guerlain, a który zrekonstruowała perfumiarka Marie-Caroline Symard we współpracy z Grand Palais Immersif w Paryżu (jednym z producentów tej wystawy, drugim jest Fundacja Muchy z Pragi). Dla mnie aromat jest zdecydowanie za kwiatowy, ale raz, że ja lubię perfumy cięższe, orientalne, killery z ogonem ciągnącym się 5 metrów za mną, a dwa, że nie jestem Sarah Bernhardt, przynajmniej jeden problem z głowy.

Alfons Mucha i secesja. Wszystko złoto, co się świeci
Etap „paryski” Muchy jest bardzo widoczny na wystawie, ale nie tylko, bo przedstawiona jest cała twórczość i życie tegoż artysty, a także jego warsztat. Jedna z pierwszych sal „kinowa”, z wygodnymi fotelami, poświęcona jest kalendarium, ale mi bardzo podoba się inna sala, w której pojawiają się nie tylko zdjęcia z atelier Muchy, ale i można podejrzeć, w jaki sposób pracował z fotografiami czy szkicami.
W ogóle na miejscu jest mnóstwo dotąd niepokazywanych publicznie zdjęć, szkiców, rysunków i zapisków Muchy. Kapitalnie porównuje się np. fotografie jego modelek z finalnymi pracami. Zresztą w jednej z sal dzięki projekcjom możecie zobaczyć rozłożone na czynniki pierwsze jego plakaty, ornamenty i wzory charakterystyczne np. dla „Jesieni”, damy z kalendarza, a potem zanimowaną ową damę. Ale nie na prostej zasadzie, że coś tam się rusza, tylko cała dama się rusza i wdzięczy jak na Tik-Toku. Podobnie ożywiona jest Sarah Bernhardt z plakatów teatralnych Muchy, np. jak miota się w prawo i w lewo, spacerując w kostiumie ze sztuki „Lorenzaccio” w Théâtre de la Renaissance.

I Ty zostań Muchą. Wystawa immersyjna: najnowsze technologie i interaktywna rozrywka.
Jeśli chodzi o rozkładanie na czynniki pierwsze prac Muchy, to na wystawie dzięki najnowszym technologiom możecie sami nimi się pobawić i na ich podstawie stworzyć dzieło w stylu Muchy. Najpierw wybieracie którąś z „Muszych” postaci, potem elementy i ornamenty, przesuwacie je z jednego ekranu na drugi i umieszczacie w dowolnym miejscu. Potem tak samo przesuwacie wybrane kolory i kolorujecie poszczególne elementy. Na ostatnich zdjęciach w tym wpisie macie efekt moich „przesuwań”, powiem Wam, że świetnie się bawiłam. Zwrocie uwagę, że mam na sobie bluzę z obrazami Muchy, więcej Muchy w kadrze już się nie zmieściło.


Chyba żadna z dotychczasowych wystaw w Art Box Experience aż tak nie pokazywała procesu twórczego artysty, i to od strony i biernej, i czynnej. Zdecydowanie czuję, że obudził się we mnie Alfons Mucha, co jest miłą odmianą, bo ostatnio budził się we mnie leniwiec, a po Świętach opos, oposy nie dość, że są leniwe, to jeszcze tyją nawet w nasadzie ogona. To zupełnie jak ja, bo po Wielkanocy wszędzie przytyłam, może oprócz nasady ogona, bo nie tylko nie mam nasady ogona, ja po prostu nie mam ogona, ale i tak chwilowo nie jestem człowiekiem-Wernisażerią, tylko człowiekiem-oposem.
Z takich jeszcze technologiczno-interaktywnych ciekawostek – w jednej z sal możecie posłuchać Muchy wygłaszającego przemówienie, a także pospacerować po interaktywnej podłodze, która reaguje na każdy Wasz krok, rozchodząc się na boki, pasjami lubię „uciekać” przed nią i patrzeć, jak mnie goni. W takim miejscu to i zalecane 10 tysięcy kroków dziennie to przyjemność, każdy trener personalny byłby zachwycony, acz nie wiem, co powiedziałby psychiatra, gdyby usłyszał, że uciekasz przed podłogą. Jung na bank miałby radochę.

Wystawa immersyjna „Alfons Mucha – Magia Secesji”
Niezależnie od podłogi i Junga, i tak sercem wystawy jest prawie 25-minutowy pokaz audiowizualny, który rozgrywa sie… wszędzie. Całe pomieszczenie, łącznie z podłogą, wciaga nas w swiat Alfonsa Muchy i secesji, chociaż tak naprawdę to Mucha jest secesją.

I tak oto podczas pokazu na przykład płyniemy po Sekwanie w czasie Wystawy Światowej w Paryżu, żeby dotrzeć do Pawilonu Bośni i Hercegowiny, którego wnętrze zaprojektował Mucha. O ile pierwsza część – płynięcia – jest zrobiona w ten sposób, że oglądamy Paryż z poziomu wody (co logiczne, skoro płyniemy), to potem przenosimy się na poziom ziemi i dosłownie wchodzimy do Pawilonu, mijamy po kolei drzwi, idziemy dalej, przechodzimy przez pierwsze pomieszczenie, idziemy dalej, rozumiecie? Wszystko jest pokazane tak, jakbyśmy widzieli to własnoocznie; podobnie rzecz się ma z wejście i eksplorowanie innych budynków.
Ale ten pokaz to nie tylko wędrówka śladami Muchy, jest mnóstwo jego prac – od plakatów przez reklamy po imponująca „Epopeję słowiańską”. W praniu wygląda to tak, że np. najpierw pojawiają się same dziewczęta „wycięte” z reklam szampana, ciastek czy perfum, a potem całe plakaty i można je porównać. Animacje, kolaże, przejscia, zbliżenia, zdjecia, miejsca zwiazane z Muchą, wyciągnięte z jego twórczosci i ożywione różne „muszyzmy”, ornamenty i symbole roślinne charakterystyczne dla jego sztuki – to wszystko nas otacza i uszczęśliwia z różnych stron.

Dziedzictwo Alfonsa Muchy
W prawdziwej wystawie immersyjnej zacieraja sie granice miedzy sciana i podłogą, ta ostatnia staje sie naturalnym „przedłużeniem” wystawy. Jestem pewna, ze w przypadku niektórych zdjęć bedziecie mieli problem z powiedzeniem, gdzie zaczyna sie podłoga, w ogóle gdzie jest podłoga. Może łatwiej będzie ją znaleźć na tych zdjęciach, na których są poduchy do siedzenia. To jakby coś, to podłoga jest pod nimi.
Caty pokaz jest tak żywy, dynamiczny i po prostu piękny, że nie da sie opisac tego słowami, zresztą czym innym tym bardziej nie da sie tego opisać. I bardzo dobrze, bo immersja nie jest do tego, żeby opisywać ja słowami, tylko do przeżywania i zanurzania się. Immersja to magia, a tu, zgodnie z tytułem wystawy, mamy magię do kwadratu – magię magii secesji.
Ekspozycja wciagajaco (dostownie i w przenosni, w koncu to wystawa immersyjna) opowiada o zyciu i twórczosci Muchy, ale nie kończy sie na jego smierci. Pokazano, jak od lat 60. XX w. po dziś inspiruje on kolejne pokolenia artystów, a jego wpływy widać m.in. w mandze, street arcie, okładkach płyt, grach komputerowych czy nawet w serialu Netflix „Arcane”.

Tym razem, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich wystaw, w Art Box Experience nie ma seansu wirtualnej rzeczywistości. Trochę szkoda, ale trochę może i dobrze, bo jeszcze człowiek by się zaplątał w te wszystkie liście, pnącza oraz kłącza z obrazów Muchy, na zawsze by utonął w jego uniwersum i byłby klops.

***
Koniecznie do 14 września idziecie do Art Box Experience, zanurzcie się w świecie obrazów, ruchu, zapachów i dźwięków, i to nie tylko dzięki głosowi Muchy, ale i genialnej muzyce stworzonej specjalnie na potrzeby tej ekspozycji przez Studio Radio France, brzmią dla mnie jak Jeana-Michel Jarre’a. Są przewspaniałe, bardzo kilimatyczne i wciągające, zresztą jak cała wystawa „Alfons Mucha – Magia Secesji”.
Śledźcie też program edukacyjny dla dzieci i młodzieży, bo Art Box Experience przygotował różne perełki. W sklepiku też jest mnóstwo perełek – m.in. kubki, książki, skarpetki, notesy – wszystko Musze i gustowne. Tako rzecz patron medialny wystawy.
I w życiu bym nie powiedziała, że poznam prawnuka Alfonsa Muchy(!!), mojego kochanego artysty, i w dodatku z Marcusem Muchą będziemy płakać ze śmiechu.
Takie rzeczy tylko na wernisażu wystawy immersyjnej „Alfons Mucha – magia secesji” w Art Box Experience, a ja wystąpiłam w kreacji jak secesja skromnej.
Wystawę można podziwiać do 14 września.
