Albumy o sztuce (van Gogh, Chełmoński, Kauffmann i Friedrich), Wydawnictwo SBM.
OBJĘŁAM PATRONAT nad serią albumów o artystach (van Gogh, Chełmoński, Kauffmann i Friedrich) Wydawnictwa SBM. To druga tura albumów tego wydawnictwa, nad którą objęłam patronat. Wcześniejsze już znacie, to wiecie, czego się spodziewać – piękna i dobra. I tym razem każdy z albumów jest przepięknie wydany, ma ok. 200 stron, kalendarium, bibliografię oraz mnóstwo zdjęć doskonałej rozdzielczości, w dodatku często całostronicowych. No ja nie wiem, czego więcej można wymagać od albumu, chyba jeszcze tylko tego, żeby pakował zmywarkę.
Co znajdziecie w recenzji?

PATRONAT WERNISAŻERII: album nr 1, Vincent van Gogh, autorka: Agnieszka Kijas
W zeszłym roku na mojej stronie www opublikowałam o van Goghu dwuczęściowy felieton (60 stron, taka lekturka akurat na stanie w coraz większych warszawskich korkach), ale tego artysty nigdy mi dość. Ciągle uszczęśliwiam Was relacjami z jego paryskich wystaw, a dzięki temu albumowi Wydawnictwa SBM możecie mieć taką „wystawę” we własnym domu i nie potrzebujecie 100m2 ścian, skromna półka na książki też da radę.
W albumie są bardziej i mniej znane obrazy oraz rysunki van Gogha z całych 10 lat jego twórczości – od jedzących kartofle i tkaczy (nie wiem, czy tkacze jedli kartofle, nie znam się na XIX-wiecznych holenderskich dietach, ja w ogóle nie znam się na dietach, bo nimi gardzę) przez paryskie pejzaże i autoportrety po pola pszenicy, irysy, migdałowce i rzecz jasna słoneczniki.


Znajdziecie też zdjęcia rodziny, przyjaciół i samego Vincenta, a także obrazy artystów, którzy na niego wpłynęli. Wśród nich jest np. „Impresja, wschód słońca” Claudie’a Moneta, bo to właśnie impresjonizmowi van Gogh zawdzięcza dojście do wniosku, że może jednak kolory są całkiem spoko. To dzięki niemu odrzucił w diabły swoją ciemną, holenderską paletę barw i odkrył między innymi połączenie kobaltu z chromową żółcią, duet, który obecnie najbardziej kojarzy się z van Goghiem. Chociaż nie, z tymi kolorami chyba bardziej kojarzy się IKEA.

Kto chciał skremować się z van Goghiem i inne ciekawostki
Oprócz tego w albumie pojawiają się m.in. Paul Signac (sprawca chwilowego romansu van Gogha z puentylizmem) czy mój najukochańszy na świecie Henri de-Lautrec Toulouse, który – tak samo jak Vincent oraz połowa Paryża – impresjonizm potraktował jako punkt wyjścia do rozwinięcia swojego własnego stylu. No i przede wszystkim pojawiają się obrazy Paula Gauguina, który z van Goghiem przez pewien czas mieszkał w „Żółtym Domu” w Arles, razem chadzali w plenery, malowali się wzajemnie i kłócili. Malowanie, awanturowanie i arcydzieł powstawanie, tak trzeba żyć.
Są wszystkie „kanoniczne” prace van Gogha (znane z muzeów, kubków do kawy oraz skarpetek), ale i mniej popularne obrazy jak np. „Wnętrze restauracji” (romansu z puentylizmem), „Moullin de la Galette” lub „Kawiarniany stół z absyntem”. Bardzo podoba mi się zestawienie obrazów, którymi inspirował się van Gogh, z jego pracami będącymi rezultatem owych inspiracji, np. „Wieczornej ulewy nad Wielkim Mostem i Atake” Itagawy Hiroshige z „Mostem w deszczu” Vincenta. Album zamyka obraz „Pogrzeb Vincenta van Gogha” Émile’a Bernarda, artysty, którego Vincent też chciał ściągnąć do Arles, ale wyszło jak wyszło, czyli nie wyszło.

Jednak najbardziej w albumie urzekły mnie smaczki w stylu zdjęcia prawdziwego pokoju Vincenta w zajeździe Ravoux czy anegdota o japońskim milionerze z branży papierniczej. Otoż w 1990 r. Ryoei Santo za 82,5 miliona dolarów kupił „Portret doktora Gacheta” i chciał zostać z nim skremowany. Ale nie dlatego, że aż tak kochał van Gogha i chciał go zabrać w zaświaty, tylko dlatego, żeby jego „papierniczy” spadkobiercy nie musieli płacić wysokiego podatku. To się nazywa rodzina na pierwszym miejscu, sorry, Vincent.

PATRONAT WERNISAŻERII: album nr 2, Józef Chełmoński, autorka: Luba Ristujczina
Sięgając po ten album zastanawiałam się, czy są jakieś prace Chełmońskiego, których nigdy nie widziałam, bo po jego gigantycznej wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie mam wrażenie, że widziałam wszystko, co ów artysta stworzył. A jak czegoś nie stworzył, to też to widziałam.
A tak na poważnie: i w tym albumie z serii Wydawnictwa SBM można podziwiać pełen przekrój twórczości artysty – od koni i zaprzęgów oraz scen rodzajowych (jak to ujął Stanisław Witkiewicz: „Chełmoński pierwszy zaczął malować chłopa rzeczywistego”) przez pejzaże i dworki po ptactwo, dropie, kuropatwy czy inne tam żurawie.

Oprócz tego są liczne rysunki, szkice członków rodziny i zdjęcia np. jego córki Wandy czy żony Marii, a także jej piękny portret autorstwa Stanisława Reychana oraz portret samego Józefa Chełmońskiego autorstwa Leona Wyczółkowskiego.

„Dziedzictwo” Józefa Chełmońskiego
Tak samo jak w przypadku publikacji o van Goghu, w albumie o Chełmońskim znalazły się klasyki (m.in. „Bociany”, Babie lato”, „Powrót z balu”, „Sprawa u wójta „Odlot żurawi”, „Wieczór letni”, „Sójka”, „Czajki”). Jednak dla mnie najciekawsze są prace uznawane za zaginione (obraz „Staw. Lilie” czy rysunek „Autoportret w wieku szkolnym”), mało znane albo rzadko prezentowane publicznie, jak np. „Zachód słońca na Błotach” (inny tytuł: „Wylew i stóg siana”), który w 2015 r. w glorii i chwale powrócił do Polski, czy też pochodzące z kolekcji prywatnych „Noc księżycowa” i „Dziewczyna z dzbanem”.

Jest też mnóstwo leśnych pejzaży i chociaż normalnie nie jestem pejzażowa, to Chełmońskiego „Puszczę – wykroty leśne” uważam za wspaniałość. Całe szczęście, że nie śmiga tam żaden jeleń, bo wiecie, co ja myślę o rogaciźnie w stylu szkoły z Barbizon. Bardzo brzydko myślę.
Jeśli chodzi o smaczki, to w albumie pojawia się ciekawy wątek „dziedzictwa” po Chełmońskim w postaci karczmy u Włodzimierza Tetmajera („Muzykanci w Bronowicach – przed karczmą”), chłopów wylegujących się na polu Jacka Malczewskiego („Jesienią. Pasterka”) czy nawet u Władysława Podkowińskiego, którego „Szał” mógł powstać pod wpływem oglądania w paryskiej pracowni Chełmońskiego „Czwórki”. Jak widać w pracowniach artystów można znaleźć też inspiracje, a nie tylko wino i wino.

PATRONAT WERNISAŻERII: album nr 3, Angelika Kauffmann, autor: Sławomir Cendrowski
Skoro obecnie jak kalifornijski surfer z rozwianą grzywą płyniemy na fali herstorii i przywracania artystkom ich miejsca w zdominowanej przez mężczyzn historii sztuki, w serii Wydawnictwa SBM nie mogło zabraknąć albumu o Angelice Kauffmann, jednej z największych malarek XVIII w.
Kauffmann już za życia była popularna i rozchwytywana w całej Europie, obrazy u niej zamawiali m.in. cesarz Józef II Habsburg, przyszły car Rosji Paweł I Romanow czy nasz król Stanisław August Poniatowski. W albumie pojawia się nie tylko wiszący w Rzymie portret Stanisława Poniatowskiego, ale i zdjęcie zaginionego w mrokach dziejów obrazu całej postaci stojącego króla. Zresztą artystka namalowała wiele polskich arystokratów i arystokratek, m.in. Marię Annę z Cetnerów Potocką wyglądającą, jakby w Rossmannie była promocja na róż, więc nałożyła na poliki od razu dwa opakowania. Kto bogatemu zabroni.

Jest pełen przekrój twórczości Kauffmann: obrazy (mitologiczne, religijne, alegoryczne), portrety (np. aktora Davida Garricka), autoportrety, rysunki (np. „Brodaty mężczyzna” czy szałowa akwaforta „Warkocz”), miedzioryty, studia przygotowawcze, a nawet projekty wachlarzy.
Herstoria: Angelika Kauffmann, profesjonalna malarka, a nie dziumdzia z pędzlem
Album otwiera przepiękny „Autoportret z węglem drzewnym i temperówką”, zresztą Kauffmann bardzo często uwieczniała się z akcesoriami malarskimi (inny przykład: „Autoportret z paletą i pędzlami”), chcąc zapisać się w pamięci ludzi jako profesjonalna artystka, a nie jakaś dziumdzia hobbistycznie machająca pędzlem.

Pojawia się też bardzo ważny w karierze Kauffmann obraz „Penelopa przy Krośnie tkackim”, na którym po raz pierwszy namalowała bohaterkę „Odysei” Homera, a która to bohaterka stanie się ważnym motywem w jej twórczości, znaczy twórczości Kaufmann, nie Homera, u niego Penelopa bryluje jedynie w „Odysei”. Poza tym w albumie można podziwiać mnóstwo aktów Wenus i Kupidyna, ja nie wiem, co oni w XVIII w. zrobiliby bez podkładki, że to przecież mitologia, nie żadne porno. Szkoda, że nasz niebieski portal nie kupuje tej podkładki i z miejsca za wrzucenie „mitologicznych” obrazów miałabym bana.

Angelika Kauffmann: „malarka elit”
Kauffamann była znana jako malarka elit, w tym dzieci elit, stąd w albumie obrazy takie jak np. „Lady Georgia Spencer, Henrietta Spencer i George Viscount”, „Portret rodziny Townshend” czy „Portret rodziny hrabiego Gover”.
Z takich ciekawostek: w albumie są zdjęcia przyznanych Kauffmann dyplomów profesorskich Akademii Bolońskiej i Akademii Weneckiej, portret Goethego, który był jej wielkim fanem, a także popiersie Angeliki Kauffmann autorstwa Petera Johanna Kauffmanna, który – mimo nazwiska – w żaden sposób nie był z nią spokrewniony. To dopiero ciekawostka.
Bardzo ucieszyła mnie obecność w albumie moich dwóch ulubionych prac tej artystki, tj. „Cztery składniki sztuki malarskiej: Inwencja, Kompozycja, Rysunek, Kolor” oraz „Domenica Morghen i Maddalens Volpateo (Riggi) jako muzy Tragedii i Komedii”, który to obraz na co dzień jest w Muzeum Narodowym w Warszawie. Niby z domu nie mam do niego daleko, ale jeszcze bliżej mam z sypialni do gabinetu, gdzie trzymam albumy. Zaprawdę powiadam Wam – oszczędzajcie nogi, nigdy nie wiecie, kiedy przyjdzie Wam strzelić milion kilometrów po Luwrze.

PATRONAT WERNISAŻERII: album nr 4, Caspar David Friedrich, autorka: Luba Ristujczina
Ostatni album jest o moim faworycie w kategorii malarzy – jak ja to nazywam –„księżycowych”, bo nikt tak jak Caspar David Friedrich nie malował pejzaży w świetle księżyca („Wschód księżyca nad morzem” czy „Morze Północne w świetle księżyca” to cuda!!). Zawsze się śmieje, że artysta mający tak obszerne bokobrody, że wygląda jak wilkołak, jest skazany na księżyc. Wilkołaków funkcjonujących w pełnym słońcu to ja nie znam, znaczy w ogóle nie znam wilkołaków.
Jeśli chodzi o rysunki Friedricha, to w albumie powaliły mnie „Źródło Emilii w Kopenhadze” i cykl „Dziewcząt” („Dziewczęta pod głazem”, „Dziewczyna czytająca w lesie” itd.), wyglądają jak żywcem wyjęte z XX-wiecznej powieści graficznej. Takie czyste linie i – jeśli chodzi o postacie – kreska z minimalnym cieniowaniem są bardzo komiksowe, aż żałuję, że chociaż pisałam o wielu artystach, akurat Friedricha nie umieściłam w swojej książce o powieści graficznej. No coś takiego.

A przecież twórczość Friedricha od zawsze mnie fascynuje, tym bardziej, że inne jego prace wyglądają z kolei jak żywcem wyjęte z XXI-wiecznej gry komputerowej. Patrząc na „Opactwo w dąbrowie”, „Widok portu” czy „Miasto o wschodzie księżyca”, aż trudno uwierzyć, że to olej, a nie AI. Prawdziwy talent – sztuczna inteligencja – 1:0.

Caspar David Friedrich i „rückenfigur”, czyli patrz, na co ktoś patrzy
Przyznaję, że z całej serii to ten album jest najbliższy mojemu sercu (albo żołądkowi, bo u mnie to ważniejszy organ). Jako narciarka nieustannie zachwycam się klimatycznymi, śnieżnymi obrazami Friedricha takimi jak np. „Poranek w Karkonoszach”, „Dolmeny w śniegu” czy „Pejzaż zimowy z kościołem”. W albumie nie zabrakło też „Przejścia w Utterwald Grund”, z pionową kompozycją tak popularną u tego artysty, pojawiającą się m.in. w „Ruinach klasztoru na górze”, „Grobowcu Ulricha Van Hutenna” czy „Skalistym wąwozie w Górach Polańskich”.
W życiu nikt nie zapędziłby mnie do skakania jak kozica po czymś takim, ale od tego właśnie jest sztuka, żeby doświadczać rzeczy, które nie grożą nam w rzeczywistości. Odrębną kategorią jest malarstwo abstrakcyjne, bo każda kobieta, której choć raz wylał się lakier do paznokci wie, co to znaczy, kiedy sztuka za bardzo wjeżdża w rzeczywistość.

Wracając do Friedricha: uwielbiam w nim wypełniającą płótna monumentalność przyrody czy bezmiar wody, w porównaniu z którymi człowiek – dosłownie i w przenośni – jest malutki. Świetnym przykładem jest obecny w albumie obraz „Południe”, gdzie trzeba się nagimnastykować, żeby dojrzeć człapiącego mężczyznę albo stojącego tyłem do widza „Mnicha nad brzegiem morza”.

Friedrich w ogóle często uskuteczniał ten chwyt – hit w romantyzmie, czyli „rückenfigur”. Jest to widziana właśnie od tyłu postać, która kontempluje widok, a my „oglądamy” go jej oczami, tak dzieje się też np. w „Wieczornym krajobrazie z dwoma mężczyznami”. Chciałam napisać, że to jedna z moich ulubionych prac Friedricha, ale zorientowałam się, że mogę tak napisać o co drugim obrazie – bo, jeśli chodzi o malarzy romantycznych, pan Caspar David jest moim pupilkiem. Przy nim William Turner to leszcz.

Caspar David Friedrich, malarz księżyca i mgły
Album zawiera nie tylko pejzaże, są i portrety np. „Kobieta ze świecą” z Caroliną „Line” Bommer, żoną malarza, która pojawia się również na obrazie „Kobieta w oknie”. Line spogląda z okna pracowni Friedricha, samej w sobie „bohaterki” niektórych z jego prac, np. w „Widoku z prawego okna pracowni”.
Jeśli zaś chodzi o smaczki, to w albumie można podziwiać ilustracje Friedricha do „Zbójców” Schillera, projekt pomnika ku czci bohaterów wojennych czy też poczytać o ciekawostkach takich jak np. to, że „Wędrowiec nad morzem mgły” pojawia się na plakacie filmu „2012” Rolanda Emmericha z 2009 r.
Jeszcze à propos mgły: Friedrich był tak samo księżycowy, jak „mgłowy”, miał melodię do tego zjawiska, co widać po np. „Brzegu morskim we mgle” czy „Krajobrazie Karkonoszy z unoszącą się mgłą”. Spokojnie mógłby uderzyć w pisanie poezji, zwróćcie uwagę na mnogość określeń: „morze mgły”, „we mgle”, „unosząca się mgła”, dorzuciłby jeszcze „opadająca mgła” i już, można wydawać tomik poezji pod tytułem „Widoczność ograniczona, sens również”.

Gdzie można kupić albumy o artystach Wydawnictwa SBM?
Wszystkie albumy o sztuce Wydawnictwo SBM można kupić na stronie Empiku:
Vincent van Gogh https://www.empik.com/vincent-van-gogh-kijas-agnieszka,p1608253742,ksiazka-p
Józef Chełmoński https://www.empik.com/jozef-chelmonski-ristujczina-luba,p1608253609,ksiazka-p
Angelika Kauffmann https://www.empik.com/angelika-kauffmann-cendrowski-slawomir,p1606317657,ksiazka-p
Caspar David Friedrich https://www.empik.com/caspar-david-fredrich-ristujczina-luba,p1608253715,ksiazka-p
