Wystawa „Bez gorsetu. Camille Claudel i polskie rzeźbiarki XIX wieku” w Muzeum Narodowym w Warszawie.
W Muzeum Narodowym w Warszawie jest wystawa o „sztuce dziury i bryły”, jak to rzeźbę uroczo podsumował Auguste Rodin, czyli „Bez gorsetu. Camille Claudel i polskie rzeźbiarki XIX wieku”. Jeżeli nazwiska takie jak Tola Certowicz, Antonina Rożniatowska, Jadwiga Milewska, Natalia Andriolli, Maria Gerson-Dąbrowska, Amelia Jadwiga Łubieńska i Felicja Modrzejewska nic Wam nie mówią, to nie przejmujcie się jakoś szalenie, przez ostatnie dekady nikomu nic nie mówiły.
Co znajdziecie w recenzji?
Ale teraz to się zmieni, bo wystawa „Bez gorsetu. Camille Claudel i polskie rzeźbiarki XIX wieku” – oprócz tego, że jest pierwszą w Polsce (!!) prezentacją prac Camille Claudel – ma przypomnieć zapomniane pierwsze pokolenie polskich rzeźbiarek, które tworzyły prawie w tym samym czasie co Claudel, odnosiły sukcesy (jak Claudel), siedziały krócej albo dłużej w Paryżu (jak Claudel), po czym przez dziesiątki lat nikt o nich nie pamiętał (jak o Claudel).
’W gorsecie. Francuskie i polskie rzeźbiarki w XIX wieku
Wystawę, której kuratorką jest Ewa Ziembińska, tworzy ponad 120 obiektów zaprezentowanych w 4 salach: Mistrzowie. Możliwość nauki, W służbie: powinności religijno-patriotyczne, Portret: co kobiecie wolno rzeźbić, Nagie ciało: przekraczanie granic.
Pionierzy nigdy nie mieli łatwo, jeszcze trudniej mieli, gdy byli kobietami w XIX-wiecznej Europie, a już najtrudniej na świecie, gdy byli kobietami w XIX-wiecznej Europie i w dodatku artystkami. Kobiety do końca XIX w. nie miały wstępu na państwowe uczelnie artystyczne, ale się nie poddawały, tylko emancypowały.
Dlatego wystawę otwiera przepiękna „wyemancypowana” rzeźba o tytule „Psyche pogrążona w tajemnicy” Hélène Bertaux, francuskiej rzeźbiarki, aktywistki i obrończyni kobiet. Bertaux w Paryżu w 1870 r. założyła pierwszą szkołę rzeźbiarską kształcącą kobiety (to tu będzie studiować m.in. Tola Certowicz). To dzięki Bertaux w 1897 r. do studiów na paryskiej Akademii Sztuk Pięknych łaskawie dopuszczono kobiety, dla porównania: w Warszawie nastąpiło to w 1904 r., a w Krakowie dopiero w 1920 r.
Sytuacja rzeźbiarek w XIX w. w Polsce. Prywatne szkoły artystyczne
Tak więc polskie rzeźbiarki nie mogąc studiować na akademiach, jakoś musiały sobie radzić, na szczęście istniały prywatne szkoły artystyczne. W Warszawie była to szkoła Wojciecha Gersona (jego piękny akt „Odpoczynek” również otwiera wystawę, ale i jego nie mogę wrzucić, bo wiecie, co nasz czcigodny niebieski portal ze mną zrobi), a w Krakowie było to tzw. Baraneum, czyli Wyższe Kursy dla Kobiet dr. Adriana Baranieckiego.
Nigdzie nie uczono kobiet rzeźby, ale to właśnie te przybytki ukończyło kilka polskich in spe rzeźbiarek, które w przyszłością będą święcić triumfy. Np. Maria Gerson-Dąbrowska, jak można wywnioskować po nazwisku, córka Wojciecha Gersona, której w MNW można zobaczyć m.in. popiersie Słowackiego czy medale stworzone w 50-lecie śmierci Chopina, na Wystawie Powszechnej w Paryżu w 1900 r. otrzyma brązowy medal.
Z kolei Natalia Andriolli dostanie złoty medal na salonie paryskim w 1896 r. za olśniewającą rzeźbę „Śpiący amor”, którą można podziwiać w ostatniej sali. Andriolli się rozwiodła, pojechała do Paryża, rozkręciła się jako rzeźbiarka (zawsze mówię, że po rozwodzie kobieta odżywa), po czym po powrocie do polski w 1898 r. otworzyła pracownię rzeźbiarską w Warszawie i Częstochowie.
Bez gorsetu. Emancypacja i kariera polskich rzeźbiarek. Tola Certowicz i Antonina Rożniatowska
To była jedyna metoda na tych dziadów, którzy nadal nie pozwalali kobietom studiować na ASP. Można było albo ruszać z własnymi pracowniami i showroomami, albo – jak Tola Certowicz – z własnymi szkołami. Certowicz po 10-letnim pobycie w Paryżu i pokazywaniu prac – poza Paryżem – m.in. w Wiedniu czy Berlinie oraz po zgarnięciu w warszawskiej Zachęcie trzeciej nagrody za płaskorzeźbę postanowiła wyemancypować Kraków.
I otworzyła Szkołę Sztuk Pięknych dla Kobiet, pierwszą szkołę artystyczną w Krakowie, w której mogły się kształcić kobiety i w której malarstwa uczył m.in. Jacek Malczewski. Jest to o tyle zabawne, że zrobiła to 1897 r., czyli w tym samym roku, w którym paryska ASP raczyła dopuszczać do studiów kobiety. Na wystawie „Bez gorsetu” można podziwiać m.in. fenomenalnego „Morfeusza” Certowicz, czyli fontannę z Pałacu Czapskich w Krakowie.
Jednak moją najulubieńszą rzeźbiarką jest Antonina Rożniatowska, która wystawiała w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych, brała udział w konkursach w Zachęcie, uczestniczyła w Pierwszej Wystawie Sztuki Polskiej w Krakowie zorganizowanej w 1887 r. i tak dalej. Oszalałam na punkcie Rożniatowskiej, jak tylko zobaczyłam „Lotos”, sensualne popiersie omdlewającej białogłowy, a oszalałam w dwójnasób, jak zobaczyłam jej „Kobietę z kotkiem”. Jako kociara powiadam Wam – tak wspaniałej rzeźby z samobieżnym mruczącym futrem oraz jego żywym podajnikiem do karmy oraz czyścicielem kuwety w jednym to w życiu nie widziałam.
Wystawa „Bez gorsetu. Camille Claudel i polskie rzeźbiarki XIX wieku” W Muzeum Narodowym w Warszawie
Wystawa „Bez gorsetu. Camille Claudel i polskie rzeźbiarki XIX wieku” opowiada o polskich rzeźbiarkach nie tylko za pomocą ich prac, co oczywiste, ale również za pomocą ich zdjęć (kapitalna jest fotografia Awita Szuberta, jednego z pierwszych polskich fotografów, na której są uczennice Baraneum, obok rzeźbiarek Antoniny Rożniatowskiej i Toli Certowicz stoi malarka Olga Boznańska, tyle gwiazd w jednym miejscu!) czy zdjęć rzeźbiarek przy pracy (również autorstwa Szuberta fotografia artystki – prawdopodobnie Jadwigi Milewskiej – rzeźbiącej portret starego mężczyzny)>
Poza tym opowiada za pomocą ich portretów (np. Ignacego Łopieńskiego obraz „Rzeźbiarka”, portret Izy Daniłowicz-Strzelbickiej, albo Matyldy Meleniewskiej portret Antoniny Rożniatowskiej), przedwojennych zdjęć przedstawiających rzeźby, szkiców prac czy obrazów budujących klimat „rzeźbiarski”, jak np. fantastyczny obraz Leona Wyczółkowskiego „W buduarze”, na którym dwie damy podziwiają popiersie trzeciej damy, a może wręcz jednej z nich.
W Muzeum Narodowym w Warszawie zaprezentowane są właśnie głównie popiersia autorstwa polskich rzeźbiarek, ale niech Was nie przerazi, że będzie siedemdziesiąt prawie identycznych popiersideł. Każda z artystek miała swój wyrazisty styl, tak że nudy nie ma. Są podobizny znanych postaci, jak Kościuszko czy Słowacki, ale i kompletnie anonimowych.
Helena Skirmuntt – pierwsza polska rzeźbiarka
Mam wrażenie, że największą furorę na wystawie wzbudzą wykonane w 1871 r. z posrebrzanego i złoconego brązu szachy, wrzucam Wam zbliżenie figurek, żebyście mogli upoić się ich szczegółami. Autorką szczegółu i ogółu jest Helena Skirmuntt, pierwsza polska rzeźbiarka, a przynajmniej pierwsza polska rzeźbiarka znana z imienia i nazwiska. Prowadziła pracownię na Wołyniu do momentu, kiedy została zesłana na Syberię, po tym jak podczas powstania styczniowego złapano ją na szmuglowaniu depeszy do Traugutta.
Na wystawie znajdują się również karty z jej teki rzeźbiarskiej, a także m.in. szkic rzeźby „Lirnik poleski” z szałowym napisem: „Naśladownictwo zastrzega się”, wiecie, tak pozytywistyczna wersja formułki: „wszystkie prawa zastrzeżone”.
Rzeźby Camille Claudel po raz pierwszy w Polsce
Jeśli zaś chodzi o fenomenalną rzeźbiarkę o równie fenomenalnym imieniu Camille, to na wystawie jest praca Auguste’a Rodina przedstawiająca ją w czepku. Zabiłabym Rodina za upamiętnienie mnie dla potomności w takim nakryciu głowy, inna sprawa, że ja w każdym czepku wyglądam jak spławik.
Natomiast w ostatniej sali jest więcej dzieł Claudel, m.in. „Portret młodego Rzymianina” (czyli jej brata Paula), „Głęboka myśl”, „Przykucnięta kobieta”, „Błagalnica”, „Walc” i „Opuszczenie”, szalenie erotyczna i zmysłowa rzeźba.
Jestem bardzo szczęśliwa, że doczekaliśmy się w Polsce pierwszej prezentacji prac Camille Claudel, ale chyba jestem jeszcze szczęśliwsza, że wyciągnięto z wora zapomnienia nasze wspaniałe polskie rzeźbiarki, te dzielne kobiety, które wbrew konwenansom, ograniczeniom edukacyjnym i społecznym miały siłę, odwagę i pasję, żeby realizować swoje marzenia i rzeźbić nie tylko rzeźby, ale i swoje życie tak, jak chciały, a nie jak żądał tego od nich świat. I wystawa „Bez gorsetu. Camille Claudel i polskie rzeźbiarki XIX wieku” z powrotem stawia je nomen-omen na piedestale. Ach, sama się wzruszyłam tym, co napisałam, ale serio tak jest.
A Wy możecie wzruszać się na żywo aż do 10 września.
Swoją drogą wystawa zrobiła na mnie takie wrażenie, ze zapomniałam zrobić zdjęcie!! W związku z tym musicie przeżyć z moim prywatnym selfie, które miało trafić do wora zapomnienia, a nie na fanpage. Trudno, musimy z tym żyć. Jak to się mówi – trzeba rzeźbić w tym, co się ma.
Mecenasem Muzeum Narodowego w Warszawie jest Grupa PGE.