Strona główna Felietony wernisażowe „Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia”, Muzeum Narodowe w Warszawie

„Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia”, Muzeum Narodowe w Warszawie

Wernisażeria
11 komentarzy
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Tworzenie świata

Wystawa „Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia” w Muzeum Narodowym w Warszawie.

„Bardzo wygodne stanowisko nie rozumieć. Doszedłem 38 lat tą metodą” powiadał Witkacy, jeden z najbardziej fascynujących artystów, pisarzy i intelektualistów. Połowa jego wypowiedzi trafiła do pop-kultury, którą tak gardził, i można kupić kubki albo torebki z myślami Witkacjusza w stylu: „pogardzam wszystkimi i mam wstręt taki do hołoty umysłowej, że rzygam”, chociaż myślę, że bardziej chwytliwy byłby tekst z „Szewców”: „Dziwka w majonezie! (…) Muszę spróbować!”. A genialna ogromna wystawa „Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia” w Muzeum Narodowym w Warszawie stara się pokazać jeszcze inne oblicze Witkacjusza, bez kubeczków i majonezu.

Na wernisaż wystawy „Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia” w Muzeum Narodowym w Warszawie nie dotarłam, bo jak zwykle przez cały lipiec siedziałam w Paryżu, i dopiero teraz udało mi się pójść. I jak poszłam, tak wyszłam i wróciłam jeszcze dwa razy. To ponad 500 obrazów, rysunków, pasteli i fotografii plus w gablotach smaczki takie jak np. pierwsze wydania „O czystej formie” czy „Nienasycenia”.

Po gigantycznej (900 prac!!) wystawie „Allemagne / Années 1920 / Nouvelle Objectivité / August Sander”, którą dopiero co obejrzałam w Paryżu w Centrum Pompidou, prawie dwa razy mniejsza wystawa powinna mnie mniej ruszać, ale to Witkacy. Witkacy!! Więc nie wystarczy po prostu obejrzeć każdą pracę, większość z nich trzeba jeszcze przeczytać. I nie chodzi mi tylko o rozbudowane wersje tytułów rysunków, ale o komiczne uwagi odautorskie, które Witkacy umieszczał na obrazach, np. na jednym z portretów Heleny Białynickiej-Biruli zanotował „Mistrz był nieco już zmęczony”.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Kompozycja-zielone-oko
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Kompozycja (zielone oko)

Zapiski używki. Witkacy i narkotyki

Zresztą dopiski i zapiski u Witkacego to bajka. Nie ma drugiego artysty, który uszczęśliwiał przyszłego widza informacjami na temat tego, pod wpływem jakich używek tworzył daną pracę. Z jednej strony lądowały tam trunki „cof.” [kawa] czy „pyfko”, czasem pisane „piwo”, „bomby”, z drugiej – „FBZ” [fajka bez zaciągania] oraz jej przeciwieństwo, czyli „FZZ” [fajka z zaciąganiem], a z trzeciej – uwagi biograficzne w stylu „NP 14” [nie pił 14 dni] lub – moj hicior jeśli chodzi o zapis – „NΠ 3” [nie pił 3 dni] – π, czyli „pi”, pił, wiecie, taka zabawa greckim alfabetem, hy, hy.

Witkacy-notatki-na-obrazach
Witkacy: NP1 + 3 wódy i 2 pyfka

Na jednym z portretów jest jeszcze bardziej rozbudowany zapis: „NΠ her 7”, czyli nie pił herbaty 7 dni, natomiast moim ulubieńcem jest JPKC, bo mam tak samo: Ja Piję Kawę Codziennie (chociaż równie dobrze JPK mogłoby to oznaczać Ja Palę Karmazynowe Cygara, bo dlaczego by nie, ale wtedy to już nie ja).

Na wystawie znajdują się również prace na papierze o tytułach takich jak: „Rysunek po pierwszej dawce meskaliny” czy „Czerpanie z sesji narkotycznej z meskaliną”. W książce „Nikotyna, alkohol, kokaina, peyotl, morfina, eter + Appendix” (wydanej jako „Narkotyki”) Wujek Witkacy Dobra Rada powiada: „Więc tymczasem żegnam was — może na długo, a może na zawsze. Kto wie? Nie palcie, nie pijcie, nie zażywajcie kokainy — spróbujcie w razie czego peyotlu”. Na co Ciocia Wernisażeria Dobra Rada powiada: nie próbujcie.

Witkacy-notatki-na-obrazach
Przykład rozbudowanego zapisu na portrecie Witkacego

Witkacy jak narkotyk

Mimo to jestem zupełnie nieobiektywna, jeśli chodzi o Witkacego i jako artystę, i jako literata. Jego „Nienasycenie” i „Jedyne wyjście” razem z „Czarodziejską góra” Manna zabrałabym na bezludną wyspę, do tego dorzuciłabym laptopa, ładowarkę, sprej na komary i taśmę klejąca, taśma klejąca rozwiązuje 99% problemów. I palmę skleisz, i dziób jakiemuś nudziarzowi można tym wyłączyć.

Chociaż doktorat dotyczący innego tematu obroniłam 10 lat temu, mam sentyment do Witkacego, ponieważ rozważałam napisanie rozprawy na jego temat. Do tej pory zostały mi dwa zeszyty notatek z teoriami i konceptami, których cały czas nikt nie wymyślił. Ale nie mogłabym nie rozważać 400 stron doktoratu na temat kogoś, kto z jednej strony mówił „od genialności do trywialności jest tylko jeden krok”, a z drugiej „gdyby tak do mózgu czopki można było wpuszczać”. Jednak najlepsze jest zdanie z „Nienasycenia”: „Urodzić się garbatym Polakiem- to wielki pech, ale urodzić się do tego jeszcze artystą w Polsce, to już pech najwyższy”. Bardzo bym chciała spotkać chociaż jednego polskiego artystę, który ani razu tak nie pomyślał. Żywego.

Ale i Stanisław Ignacy Witkiewicz był polskim artystą, który urodził się 24 lutego 1885 r., artystą totalnym: malarzem, rysownikiem, fotografem, dramaturgiem. powieściopisarzem, filozofem i teoretykiem sztuki. Co w sumie nie powinno dziwić, bo jego ojciec, Stanisław Witkiewicz herbu Nieczuja, też był człowiekiem miliona talentów: malarzem, architektem, pisarzem i krytykiem sztuki, twórcą stylu zakopiańskiego oraz despotą w czasie wolnym. Z kolei matka Stasia, Maria z Pietrzkiewiczów herbu Ostoja była nauczycielką muzyki, później, w Zakopanem, prowadziła chór, a jeszcze później przestała prowadzić chór, a zaczęła prowadzić pensjonat.

Stanisław Ignacy Witkiewicz, Autoportret
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Autoportret

Stanisław Witkiewicz i Stanisław Ignacy Witkiewicz

Chociaż Wikacy kojarzy się z Zakopanem, jego pierwsze lata związane są z Warszawą, dopiero 5 lat później, z powodu choroby płuc ojca, rodzina wyprowadziła do Zakopanego. Staś został ochrzczony w kolejnym roku, ponieważ czekano z imprezą, aż do Polski przyjedzie matka chrzestna, rozchwytywana aktorka Helena Modrzejewska. Ojcem chrzestnym został Jan Krzeptowski-Sabała, równie słynna i wyrazista postać, choć w mniejszej skali, bo lokalnej. Był to góralski gawędziarz i pieśniarz, którego Witkiewicz senior nazywał „Homerem Tatr” i który trafił m.in. do utworów Henryka Sienkiewicza („Sabałowa bajka”) i do Kazimierza Przerwy-Tetmajera („Legenda Tatr”).  

Stanisław Witkiewicz był przeciwnikiem systemu szkolnictwa, ponieważ jego zdaniem zabijał indywidualizm, w związku z czym sam zajął się edukacją syna, niekiedy do prowadzenia lekcji zapraszając zaprzyjaźnionych profesorów oraz innych artystów.

: Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Kompozycja-z-dziobatymi-stworami
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Kompozycja z dziobatymi stworami

Stanisław Ignacy szczęśliwie sprostał ambicjom ojca i już od małego interesował się malarstwem, fotografią, filozofią i muzyką, a swoje pierwsze dramaty (m.in. „Karaluchy” czy „Król i złodzieja”) napisał w wieku 8 lat. 10 lat później, w 1903 r. zdał eksternistycznie maturę we Lwowie, po czym udał się we włajaże do Wiednia, Monachium, Wenecji, Rzymu i Palermo. Po powrocie do Polski w 1905 r. zaczął studiować na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowni Józefa Mehoffera, ku niezadowoleniu tatusia-despoty, który chyba zapomniał, że sam przez 6 lat studiował na Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu, a potem w Monachium.

W 1907 r. Staś ponownie ląduje w Wiedni i ogląda wielką pośmiertną wystawę Paula Gauguina, a rok później znów trafia do Paryża, po drodze zaliczając Monachium. Zobaczywszy prace francuskich fowistów i ekspresjonistów z niemieckiej grupy Der Blaue Reiter zrozumiał, co się dzieje w sztuce naprawdę współczesnej. Od tego momentu kończy z charakterystycznymi dla siebie do tego momentu pejzażami (na szczęście!!) i zajmuje się malarstwem portretowym, czerpiąc od obejrzanych zagranicą obrazów gruby czarny kontur i plamy w kontrastujących ze sobą kolorach, które w naturze występują bardzo rzadko, o ile w ogóle. No chyba, że mnie życie ominęło i macie za oknem jakąś psychodeliczną florę, wtedy pardonsy.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Rozmowa-potworkow-o-kulkach.jpg
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Rozmowa potworków o kulkach

Psychoanaliza Witkacego. „Kompleks embriona” i mommy issue

W 1908 r., Witkiewicz senior wyjechał na leczenie do Lovrany na półwyspie Istria (obecnie Chorwacja) i gardząc rozwodem, żył tam z inną partnerką i nigdy nie wrócił do Polski. W tym czasie Stanisław Ignacy pakuje się w 4-letni związek ze starszą od niego o 8 lat aktorką Ireną Solską, której postać trafiła do pierwszej powieści Witkacego – „622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta” pisanej od 1910 r., ale wydanej dopiero w 1972 r. Po czym Staś rzucił studia w Krakowie i wrócił do Zakopanego, jednak znów go nosiło, w związku z czym w 1911 r. po raz kolejny trafił do Paryża i na Salonie Niezależnych poznał prace kubistów. W pełni rozumiem to noszenie, sama ciągle wracam do Paryża.

Staś orientuje się, że chyba coś za często boi się „zwariowania”, więc w 1912 r. rozpoczyna psychoanalizę (polegającą głownie na analizie marzeń sennych) u dr. Karola de Beauraina, co jego ojciec w jednym z listów skomentował następująco: „nie dawaj się Beaurainowi używać do eksperymentów. Jeszcze Ci wmówi jaką chorobę”. Wmówił, nie wmówił, w trakcie terapii wyszło, że Witkiewicz junior cierpi na „kompleks embriona” polegający na silnej i emocjonalnej relacji z fizycznie nieobecnym, sławnym i o silnej osobowości ojcem, który od małego go kształtował (stad zakaz chodzenia do szkoły i nauka w domu) oraz wpajał swoje wartości na temat życia i sztuki.

Okazało się, że młody artysta ma również nieprzepracowane mommy issues, co w gigantycznym stopniu wpłynęło na jego relacje z kobietami. Jednak relacji z matką nie uzdrowi, zawsze będzie o nią nadmiernie dbał, wspierał finansowo, martwił się, jak sobie poradzi, gdy on pojedzie do Australii i tak dalej.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Sjesta
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Sjesta

Psychoanaliza zakończyła się wiosną 1913 r., potem miała być wznowiona, ale nigdy do tego nie doszło. Sam pomysł z terapią to był strzał w dziesiątkę, bo Stanisław Ignacy Witkiewicz w końcu wyzwolił się spod wpływu ojca-artysty, co symbolicznie zaowocowało narodzeniem nowej tożsamości syna-artysty. Staś zaczął podpisywać się jako Witkacy, pseudonimem będącym kontaminacją nazwiska Witk(iewicz) + drugiego imienia (Ign)acy i i zaczął tworzyć w duchu nie „sprzeciwu”, ale „wobec” ojca.

Pierwsza Jadwiga: Jadwiga Janczewska

Staś rozstał się z Ireną Solską, ale długo nie był sam, bo niebawem w pensjonacie swojej matki poznał Jadwigę Janczewską, która przyjechała do Zakopanego podleczyć płuca po gruźlicy. Witkacy oszalał na jej punkcie i na początku 1913 r. się oświadczył, po czym po miesiącu zerwał zaręczyny. Zaczęło się typowe dla niego miotanie między stanem „niestety nie mogę nikogo kochać, bo nie mam czym” a „wydaje mi się, że kocham p. J. tak, że będę mógł się z nią ożenić” , jak pisze w jednym ze styczniowych listów. Nie dziwię się, że Jadwiga czuła się zdezorientowana, tym bardziej, ze w marcu Staś stwierdza, że absolutnie nie ma mowy o ślubie, po czym jednak się schodzą. Był stabilny jak pogoda w lipcu nad polskim morzem.

Nie mam pojęcia, czy Witkacy cierpiał na chorobę dwubiegunową, ale idealnie do tego pasują mi jego chwiejne nastroje, euforia przeplatana depresją, wieczna nerwowość, wybuchowość i stany lękowe. W każdym razie dał Jadwidze psychicznie popalić i jakby tego było mało, urządzał jej dzikie awantury oraz sceny zazdrości, m.in. o kompozytora Karola Szymanowskiego. W końcu dziewczyna nie wyrobiła i po roku takiego emocjonalnego rollercoastera, w 1914 r., zabiła się w Dolinie Kościeliskiej, w dodatku będąc w ciąży. Witkacy obwiniał się przeogromnie, depresja mu się pogłębiła i zaczął mieć myśli samobójcze.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Jadwiga-Janczewska
Jadwiga Janczewska

I wojna światowa

Żeby chociaż trochę wyciągnąć go z tego stanu, Bronisław Malinowski, jego przyjaciel i słynny już wówczas podróżnik oraz antropolog, zaprosił Witkacego do udziału – jako fotografa i rysownika – w wyprawie naukowej do Nowej Gwinei przez Cejlon i Australię. Jednak i z kumplem Witkacy nie potrafi się dogadać, nie podobał mu się Cejlon, co chwilę mówi, jak to cierpi i że chce się zabić, a w ogóle to nie tak wyobrażał sobie tropiki. Jakby mało tego, że stosunki między przyjaciółmi i tak były już potwornie napięte, to jeszcze w Australii zastaje ich wiadomość o wybuchu I wojny światowej.

Malinowski zgodnie z planem wyruszył na te nieszczęsne badania, a Witkacy wrócił do Europy. Uważał, że jedyna szansa, żeby Polska mogła odzyskać niepodległość, to walczyć przeciwko Niemcom, a więc spiknąć się z z armią rosyjską. W ekspresowym tempie ukończył kurs oficerski i w 1915 r. trafił Pawłowskiego Pułku Lejbgwardii (carskiej Gwardii Przybocznej), w tym samym roku w Lovranie umiera Stanisław Witkiewicz.

Zabawne jest to, że kiedy Witkacy w 1916 r. został ciężko ranny podczas bitwy koło Witoneża w zachodniej części Ukrainy wśród przeciwników armii rosyjskiej były tam oddziały… Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego. Pod koniec 1917 r. Staś został zwolniony z wojska, załapał się na doświadczenie rewolucji październikowej, po czym w 1918 r. w końcu wrócił do Zakopanego.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Maskarada
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Maskarada. Obraz stworzony w trakcie I wojny światowej w Rosji w 1917 r.

Druga Jadwiga: Jadwiga Unrug

Mimo wszystko Witkacy w Rosji nie obijał się i do Polski (Polski jak Polski) wrócił z zapasem świeżo namalowanych kompozycji i portretów, dzięki którym przyjęto go do grupy malarzy Formistów, z którymi wystawiał się głownie w Krakowie w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych, ale i w Warszawie, Lwowie, Poznaniu czy Zakopanem. Jeszcze w Rosji rozpoczął prace nad swoim systemem filozoficznym i estetycznym i opublikował go po wojnie w 1919 r. w  książce pod tytułem „Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia”.

tanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Kompozycja-wizyta-u-Radzy
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Kompozycja (wizyta u Radży). Obraz powstały po I wojnie światowej

Od tego czasu intelektualnie przechodził sam siebie: wydał „Szkice estetyczne” (1922 r.) oraz „Teatr. Wstęp do teorii Czystej Formy w teatrze” (1923 r.), napisał prawie 40 dramatów (m.in. „Tumor Mózgowicz”, „W małym dworku”. „Nadobnisie i koczkodny”, „Matka), których premiery odbywały się w Krakowie, Warszawie, Toruniu i Łodzi.

W tym samym roku ożenił się z Jadwigą numer 2: Jadwigą z Unrugów, która przyjechała do Zakopanego podreperować zdrowie, a gdy Witkacy zobaczył dumną, długonogą rudowłosą dziewczynę, to prawie z miejsca jej się oświadczył. Rude tak mają, mówię z doświadczenia. Świadkiem na ślubie był August Zamoyski, ale małżeństwo nie było udane.

„Nie mam nikogo, dla kogo chciałbym się z Tobą rozwieść”

Nina nie miała milionów monet, ale za to pochodziła z rodu sięgającego kilku wieków wstecz oraz była córką chrzestną Wojciecha Kossaka, wnuczką Juliusza Kossaka, kuzynką Magdaleny Samozwaniec oraz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, z którą ten metafizyczny lovelas później utnie sobie romansik. Zresztą nie z nią jedną, bo żonę zacznie zdradzać 3 miesiące po ślubie. Staś był erotomanem i poligamistą i miał wpisany program pod tytułem „Zdradza”. Nawet oleje zdradzał, tylko pastelom pozostał wierny.

Ponieważ okazało się, że małżonków dzieli milion rzeczy i ciągle się kłócą, Jadwiga po dwóch latach przeprowadza się do Warszawy i rodzinnego mieszkania przy ul. Brackiej 23. Od tej pory Witkacy przyjeżdżał do Warszawy dwa razy do roku – wczesną wiosną i jesienią, a Jadwiga latem lub zimą. Była to specyficzna relacja, ponieważ Staś mając po drodze mnóstwo przygód seksualnych, cały czas – podobno – kochał Jadwigę, kierował do niej mnóstwo niestandardowych wyznań miłosnych w stylu: „Tak ciągle żałuję Ciebie, do cholery, dla siebie. Mieszkaj gdzie indziej, ale bądź”. Różne są przejawy miłości, u artysty było to prawie 1300 listów do żony, z którą widywał się cztery razy w roku.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Portret-Jadwigi-Witkiewiczowej
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Portret Jadwigi Witkiewiczowej

Czesława Okińska-Korzeniowa i trzecia Jadwiga: Nena Stachurska

W drugiej połowie lat 20. Witkacy zostawił dramat i skierował swoją uwagę w stronę powieści, w 1927 r. wydał „Pożegnanie jesieni”, a w 1930 r. „Nienasycenie”. W międzyczasie w 1929 r. zakochał się w Czesławie Okińskiej-Korzeniowskiej, co nie przeszkadzało mu romansować z Neną Stachurską, a właściwie Jadwigą Stachurską, trzecią Jadwigą w swojej karierze. Ewidentnie Witkacy miał melodię do tego imienia.

O swoim uczuciu do Czesi jak zwykle trąbił w listach do żony: „jak jej [Czesławy] nie ma, to ja nie żyję – jakby mnie zaciskano stryczek. Tak jest i na to rady nie ma. Ale gdyby Ciebie nie było, byłbym najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie”. Nie mam pojęcia, jak kobiety z nim wytrzymywały, ja bym mu w przełyk wsadziła te listy i kazała przeżuć. Zobaczyłby, jakie niesmaczne androny wypisywał.

Jednak Witkacy nie zostawił żony, o co Czesława miała do niego pretensje. Z Czesią kłócili się, rozchodzili, schodzili, same dramy, oprócz permanentnego romansowania Stasia, swoje dołożyła też knująca intrygi Nena, w życiu nie ma nic gorszego niż surówka z buraków i porzucona kobieta.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Portret-Czeslawy-Okninskiej
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Portret Czesławy Oknińskiej

Lata 30. „Narkotyki” i „Szewcy”

Kiedy w 1931r. roku zmarła jego matka, Witkacy znów wpadł w depresję. W latach 1931-1932 napisał ostatni i mój najukochańszy utwór, czyli „Jedyne wyjście”(opublikowany dopiero w 1968 r.) i już całkiem zdryfował w stronę filozofii. W traktacie „Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia” z 1935 r. opisał swój system, zwany monadyzmem biologicznym, na szczęście przytomnie na końcu umieścił słownik pojęć i skrótów, więc czytelnik nie miota się jak baletnica w sklepie narciarskim, tylko mniej więcej czai, o co chodzi. Chwilę wcześniej, bo w 1932 r., wydał dzieło „Nikotyna, alkohol, kokaina, peyotl, morfina, eter” funkcjonujące pod tytułem „Narkotyki”, a w 1934 r. genialny dramat „Szewcy”.

W 1935 r. Witkacy za twórczość literacką został odznaczony Złotym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury. Rok później ukazały się „Niemyte dusze”, natomiast do śmierci artysta praktycznie całkowicie zajmował się już tylko filozofią, chociaż w 1938 r. napisał jeszcze niestety niezachowany katastroficzny dramat o wiele mówiącym tytule „Tak zwana ludzkość w obłędzie”. Witkacy wiedział, co to wojna i przeczuwał prawdziwy Armagedon, przez co znów cierpiał na depresję. 

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Kompozycja-w-skalistym-pejzazu
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Kompozycja w skalistym pejzażu. Zwróćcie uwagę na rudą z kręconymi włosami i grzywką.

II wojna światowa

Doświadczenie bolszewizmu w Rosji sprawiło, że Witkacy zdawał sobie sprawę jakim zagrożeniem jest Hitler i nazizm. Już w marcu 1939 r. w liście do swojego przyjaciela Hansa Corneliusa, niemieckiego filozofa, pisał „katastrofa światowa przybliża się coraz bardziej. Czy się po niej jeszcze odnajdziemy – jest wątpliwe”. Wybuch II wojny światowej zastał go dla odmiany w Warszawie, gdzie chciał się zaciągnąć do wojska, jednak z powodu wieku oraz stanu zdrowia nic z tego nie wyszło. 5 września 1939 r. razem z Czesią opuścili stolicę.

W „Pożegnaniu jesieni” pada takie zdanie „na samą myśl o wojnie dostaję drgawek obrzydliwej nudy. Małość tego, dla czego by można zginąć, przeraża mnie”. Witkacy wiedział,  do czego zdolni są Rosjanie, bo był świadkiem tego, co działo się podczas rewolucji październikowej. Dlatego na wieść o wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej 18 września 1939 r. we wsi Jeziory na Polesiu (obecnie Ukraina) popełnił samobójstwo. Czesię udało się uratować.

tanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Portret-podwojny-Heleny-Lisinskiej-i-Jana-Gadomskiego
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Portret podwójny Heleny Lisińskiej i Jana Gadomskiego. Obraz namalowany w roku, w którym artysta popełnił samobójstwo

Koncept wystawy Witkacego w Muzeum Narodowym w Warszawie. Demoniczna kobieta i Duchamp

Mając na uwadze rozmach życiorysu, talentu, intelektu, pracowitości, płodności artystycznej i romantycznej Witkacego, trudno znaleźć sposób, w jaki można pokazać pełnię jego osobowości i twórczość, nie wynajmując do tego celu dwudziestu budynków w Warszawie albo Stadionu PGE Narodowego. Jest szansa, że wtedy przynajmniej część tego całego interesu by się wyeksponowało.

Kuratorzy wystawy – Zofia Machnicka (Muzeum Narodowe w Warszawie) i Paweł Polit (Muzeum Sztuki w Łodzi) – co prawda nie wynajęli Stadionu, za to zdecydowali się na zaprezentowanie prac w nieoczywistym porządku: nie chronologicznym, tylko tematycznym. Jest 8 sal, a właściwie 8 bloków, przy czym każdy blok ma ściany w innym kolorze: Kosmologie (ściany niebieskie), Ruch, Ciało (żółte i zielone), Jedność osobowości (fioletowe), Dada i zdarzeniowość, Wizja pierwotna (białe), Historia (biało-szare)  oraz Indywidua (zielona tapeta).

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Portret-Stefana-Szumana-jako-dziecka
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Portret Stefana Szumana jako dziecka. Do przeczytania podpisu myślałam, że to dziewczynka o lekko socjopatycznym spojrzeniu

Jednocześnie kuratorzy chcieli osadzić pomysły Witkacego w konkretnej ówczesnej czasoprzestrzeni teoretycznej i praktycznej,  stąd na wystawie kontekstowo eksponowane są prace innych artystów, nie tylko Maxa Ernsta, Wassily’ego Kandinsky’ego, Umberta Boccioniego czy Marcela Duchampa, ale i Leona Chwistka sportretowanego w „622 upadkach Bunga, czyli Demonicznej kobiecie”.  W powieści Chwistek pojawia się jako baron Brummel, który „czasem, gdy się uśmiechał, twarz jego ogolona zupełnie przybierała prawie dziecięcy wyraz i wtedy wyglądał na nienormalnie rozrosłego, przewrotnego chłopczyka”.

Ruchy ruchy z tą sztuką

Natomiast na wystawie Chwistek pojawia się w sali nr 2 („Ruch”),  która wraz z salą nr 3 („Ciało”) znajdują się w jednym pomieszczeniu na potrzeby wystawy podzielonym na dwie części, ale w mojej głowie i tak stanowią całość. Ruch bez ciała nie może istnieć i ciało bez ruchu też wydaje się jakieś niepokojące. A brak ruchu na początku XX w. to już w ogóle był nie do pomyślenia, bo wówczas prawie wszyscy artyści, nie tylko futuryści i kubiści, oszaleli na punkcie zmienności i dynamizmu rzeczywistości. Ruchy, ruchy, ruchy.

Leon-Chwistek-Szermierka
Leon Chwistek, Szermierka

W drugiej sali znajduje się „Szermierka”, bardzo dynamiczny (co logiczne, bo raczej trudno uprawiać szermierkę, stojąc w bezruchu) obraz Chwistka, którego teorii wielości rzeczywistości Witkacy przeciwstawiał swoją teorię Czystej Formy. Przyjacielowi dostało się, że jak większość futurystów – zdaniem Witkiewicza – błędnie teoretyzuje na temat tego, co sam robi, bo przecież w sztuce nie chodzi o odtwarzanie rzeczywistości, ale o budowanie jedności kompozycji, która ma wywołać w widzu uczucia metafizyczne, kompozycja jest najważniejsza i koniec.

Rozumiecie – im więcej dynamiki, tym lepsza kompozycja. Statyczna to może być martwa natura, jakieś kwiecie w wazonie, a porządna kompozycja, jak np. „Topielice” Witkacego, ma osiągać spójność („wrażenie nierozerwalnej jedności”) za pomocą „ napięć kierunkowych” panujących między poszczególnymi elementami, czyli mówiąc po ludzku: przedstawionego jakby w stop-klatce ruchu. Patrząc na obraz, powinniście mieć wrażenie wewnętrznego rozrywania go, wtedy kompozycja jest całkiem spoko.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Kompozycja-Topielice
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Kompozycja (Topielice)

Dlatego na wystawie „Kompozycje” Witkacego sąsiadują z Umberta Boccioniego pracami o szałowych tytułach takich jak: „Chcę zsyntetyzować jedyne form ciągłości w przestrzeni (Dynamizm ludzkiego ciała)” oraz „Chcę utrwalić formy ludzkie w ruchu (Jedyna linia ciągłości w przestrzeni. Czarno-biała)”. To bardzo uprzejme, że przynajmniej jeden artysta w tytule mówi wprost, o co mu chodzi. Ile to kłótni krytyczno-sztucznych zaoszczędza, ile sporów i stron w Wordzie!

Umberto-Boccioni-Chce-utrwalic-formy-ludzkie-w-ruchu-Jedyna-linia-ciaglosci-w-przestrzeni.-Czarno-biala
Umberto Boccioni, Chcę utrwalić formy ludzkie w ruchu (Jedyna linia ciągłości w przestrzeni. Czarno-biała)

„Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia”

Zastanawiałam się, jak mam opowiedzieć Wam o tak olbrzymiej wystawie, w której w dodatku osiem schludniutko pokrojonych przez kuratorów bloków przenika się i miesza niczym warzywa w wielkanocnej sałatce jarzynowej. Tak jak nie da się oddzielić marchewki od majonezu, tak u  Witkacego nie da się oddzielić życia od literatury (wszędzie są wątki autobiograficzne), literatury czy publicystyki od malarstwa, a w malarstwie wątków, np. ruchu od ciała, dlatego dla mnie wystawa Witkacego składa się wyłącznie z jednego bloku o nazwie „Witkacy”. Pardonsy.

W związku z czym postanowiłam skupić się na trzech najciekawszych odnogach: portretach i autoportretach, działaniach paraperformatywnych oraz poglądzie Witkacego na nowoczesność, bo w kontekście tytułu wystawy – „Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia” – byłoby dziwne, gdybym o tym nie napisała.

W ogóle szalenie podoba mi się ten tytuł, bo tak jak sejsmograf wykrywa i rejestruje wywołane wstrząsami drgania skorupy ziemskiej (przemieszczenia, prędkości lub przyspieszenia), tak samo Witkacy rejestrował wszystkie przejawy przyspieszenia cywilizacyjnego, które odbierał skrajnie pesymistycznie i katastroficznie. Rejestrował również współczesne nurty i pomysły artystyczne, czerpał z nich i po swojemu przetwarzał, ale nigdy nie dał się przypisać ani do symbolizmu, ani do ekspresjonizmu, ani do kubizmu, ani do Nowej Rzeczowości. Witkacy to Witkacy.

Fotografie oraz działania paraperformatywne i dokołaartystyczne. Trochę sztuka, a trochę nie

Oglądając (po raz trzeci!!) wystawę  „Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia” w Muzeum Narodowym w Warszawie, cały czas myślałam o innej wystawie, którą widziałam w 2019 r. w Grand Palais w Paryżu – o wystawie „Toulouse-Lautrec. Résolument moderne”. Jej kuratorzy Danièle Devynck i Stéphane Guégan zerwali z oklepanym, socjologiczno-kankanowym podejściem do Lautreca i przedstawili go jako prekursora łączącego literaturę, malarstwo i nowe media. Pokazali nowoczesność urodzonego w 1864 r. Toulouse-Lautreca jako artysty totalnego, który pod każdym względem zostawiał w tyle swoją epokę, stąd tytuł wystawy, bo taki właśnie był Toulouse-Lautrec: zdecydowanie nowoczesny.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Miny
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Miny

Jednak Toulouse-Lautrec i Witkacy różnią się kompletnie odmiennym podejściem do nowoczesności oraz wizji przyszłości. O ile urodzony ponad 20 lat wcześniej Toulouse-Lautrec zachwyca się nimi, to Witkacy był przerażony mechanizacją czy automatyzacją oraz wiążącym się z tym zanikiem indywidualizmu i uczuć metafizycznych u urobionych nijakich mas, które w nosie będą miały sztukę. Masy interesuje umasowienie i masowość, nie filozofia.

Z kolei Lautrec zachłystywał się wynalazkami i odkryciami swojej epoki, kinem, elektrycznością, rowerami, automobilami. Szybko zapoznał się z fotografią, a potem z kinematografią. Widoczny w jego obrazach, rysunkach czy plakatach specyficzny rodzaj kompozycji, upozowania postaci (kadrowanie) i wrażliwość na ruch mają swoje źródło w zauroczeniu migawką aparatu.

I to łączy obu artystów: fascynacja możliwościami fotografii, która pozwalała rejestrować wszystkie miny (słynne serie „min” Witkacego), zmieniające się jak w kalejdoskopie ulotne nastroje i grę z osobowością i prawdziwą, i wymyśloną (seria „Sceny imaginowane – seans fotograficzny” Witkacego), czyli inscenizowane scenki i wydarzenia.

Na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie fotografie Witkacego znajdują się w sali nr 4 („Jedność osobowości”) oraz w sali nr 5 („Dada i zdarzeniowość”). W sali „portretowej” są głównie zdęcia, które artysta robił rodzinie, znajomych i przyjaciołom. Natomiast w następnym pomieszczeniu prezentowane są zarówno jego prywatne fotografie z wypadów w góry czy ze spotkań towarzyskich, jak i najbardziej rozpoznawalne cykle z nim samym w rolach głównych, takie jak. „Stanisław Ignacy Witkiewicz udający ducha” czy słynny „Autoportret w Tatrach”. Widać, że Witkacy, chociaż nigdy do końca nie traktował fotografii jako sztuki, dobrze bawił się po obu stronach aparatu, zresztą tak samo miał Toulouse-Lautrec .

Jednak pojawia się kolejna różnica, bo Witkacy wolał grać minami i pozami, a Lautreczek kreacjami. Jako fan crossdressingu, czyli zakładania strojów stereotypowo przypisanych płci przeciwnej (bez kontekstu seksualnego), Toulouse-Lautrec był ciekaw wszystkiego, zachwycała go różnorodność. Kiedy pozował do zdjęć, pasjami zmieniał nie tylko swój wiek czy płeć (stąd kapelusz i boa), ale i miejsce zamieszkania (nie to, że dwie ulice dalej, nieboraczek od razu zmieniał kontynent, miał gest).

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Wujcio-z-Kalifornii
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Wujcio z Kalifornii

Ale i Witkacy lubił bawić się konwencją, odgrywać scenki oraz wcielać się w różne role, niezależnie od tego, czy sięgał do tak pogardzanej kultury masowej i stawał się „Wujciem z Kalifornii” śmigającym na fotografiach w białym, letnim gajerku i białym kapeluszu, „Nieznanym aktorem kinowym Carfaldo Ricci”, „Potworem z Düsseldorfu”, „Nieśmiałym bandytą / Groźnym bandytą” czy też Napoleonem lub Profesorem Pulverstonem (który swoją drogą jest też bohaterem rysunku „Profesor Pulverstone okocił się ze zdziwienia, ujrzawszy że dwa jego potwory, które uważał za wytwory swej chorowitej wyobraźni, zaczęły ordynarnie flirtować i częstować się astralnemi cukierkami”. Nie ma jak chwytliwy i łatwy do zapamiętania tytuł.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Profesor-Pulverstone-okocil-sie-ze-zdziwienia
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Profesor Pulverstone okocił się ze zdziwienia…

Jednak o ile u Tolouse-Lautreca zabawy z konwencją w fotografii wynikały z zachwytu na nowoczesnością i w ogóle nad życiem oraz światem, to u Witkacego wszystkie działania performatywne i dookołartystycznych sprowadzały się do przekonania o wyczerpywaniu się sztuki i wpisywały w jego pesymistyczną ocenę stanu cywilizacji zachodniej. Do czego to doszło, żeby artysta musiał sięgać po motywy z kultury masowej i dopiero nadawał im jakąś wartość artystyczną. Słowem: według Witkacego mogło być już tylko gorzej.

Epoka przyspieszenia – pogląd Witkacego na nowoczesność

Poglądy artysty na nowoczesność najbardziej widoczne są w sali nr 7, która moim zdaniem zamiast „Historia” powinna nazywać się „Historiozofia”, bo dotyczy nie tyle wydarzeń z przeszłości, co raczej ogólnych rozważań Witkacego nad przebiegiem procesu dziejowego, nad sensem historii, czynnikami jej rozwoju i tak dalej w tym stylu. Wniosek był taki, że przyszłość ludzkości nie rysuje się za kolorowo.

Już w 1919 r. w „Nowych formach w malarstwie i wynikających stąd nieporozumieniach”, a zatem po tragicznych doświadczeniach I wojny światowej i rewolucji październikowej, Witkacy pisał:  „żyjemy w epoce straszliwej, jakiej nie znała dotąd historia ludzkości, a tak zamaskowanej pewnymi ideami, że człowiek dzisiejszy nie zna siebie, w kłamstwie się rodzi, żyje i umiera i nie zna głębi swojego upadku”. Pięć lat później w dramacie „Matka” wyraził to jeszcze dosadniej: „

Faktem jest, że ludzkość degrengoluje się coraz bardziej. Sztuka upadła i niech koniec jej będzie lekki – można się bez niej obejść zupełnie dobrze. Religia skończyła się, filozofia wyżera sobie bebechy i też skończy śmiercią samobójczą. Koniec indywiduum zarżniętego przez społeczeństwo – rzecz już dziś banalna.

Uroczo.

Jeden z rysunków nosi wytworny tytuł „Schujowacenie mózgowia – czyli – Autominetodon” i mniej więcej to grozi ludzkości, jeśli się nie opamięta.

Stanislaw-Ignacy-WitkiewiczSchujowacenie-mozgowia-czyli-Autominetodon
Stanisław Ignacy Witkiewicz,Schujowacenie mózgowia – czyli Autominetodon

Witkiewicz uważał nowoczesność za epokę przyspieszenia cywilizacyjnego, ale jego zdaniem rozwój techniki, wszystkie galopujące przemiany techonologiczno-społeczno-polityczne spowodują powszechne umasowienie, czyli sprawią, że żadna jednostka nie będzie już indywiduum, tylko zmieni się w element bezkształtnego tłumu, w masę tępych zombie kompletnie pozbawionych „uczuć metafizycznych”. Nic dziwnego, że tym samym religia, filozofia i sztuka zostaną na zawsze „zarżnięte”, bo nikomu nie będą potrzebna. Optymistą to Witkacy nie był, chociaż podobno optymista to człowiek, który wierzy, że nie jest pesymistą. Z drugiej strony trudno nie odmówić artyście licznych przebłysków jasnowidzenia, np. w dramacie „Metafizyka dwugłowego cielęcia” wieszczy: „Automaty i maminsynki – oto typ człowieka przyszłości”. Wyczuł chłopak rzeczywistość Tindera.

Symbol przyspieszenia cywilizacyjnego: pociąg zagłady

Sala nr 7 jest poświęcona symbolowi owego katastrifalnego przyspieszenia cywilizacyjnego: pociągowi. Na ścianach wiszą zdjęcia Witkacego takie jak „Lokomotywa nr 16006 na stacji w Zakopane”, „Maszyniści: p. Cycoń i p. Błoński na lokomotywie nr 16031 w Zakopanem”, „Lokomotywa” czy mój hit: „Szalona lokomotywa”, kapitalnie z tymi pracami koresponduje Aleksandra Krzywobłockiego „Pejzaż z lokomotywą”.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Szalona-lokomotywa
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Szalona lokomotywa

Fascynujące, że zaledwie pół wieku wystarczyło, żeby lokomotywa zmieniła swoje znaczenie o 180 stopni. W 1870 r. Claude Monet namalował pejzaż „Pociąg jadący wśród pól”, który to pociąg na pierwszy rzut oka trudno zlokalizować, bo buchającą z komina parę łatwo wziąć za chmury, sam pojazd wśród murawy i lasu parasolek schodzi na dwudziesty plan, zaś ciuchcia nie oznacza zagłady sztuki, tylko postęp. Ale Monet w ogóle miał pociąg do pociągów, kominów i dymów.

Claude-Monet-Pociag-jadacy-wśród-pol-Muzeum-Orsay
Claude Monet, „Pociąg jadący wśród pól” (1870). W XIX w. pociąg nie kojarzył się z końcem sztuki

Lokomotywa i strach przed zanikiem indywiduum (a w konsekwencji i sztuki) to częsty motyw w każdym obszarze twórczości Witkacego. W „Pożegnaniu jesieni” pojawia się zdanie-kombo: „z hukiem głuchym i nieregularnym stukotem kół na zwrotnicach przewalił się kurierski pociąg, pełen ludzi zbytecznych, nie wiadomo po co istniejących”. Wiadomo: pociąg (nowoczesność) –> automatyzacja życia -> zanik indywidualizmu u jednostek–>  zanik kultury i sztuki. Jeśli ludzie staną się pozbawieni uczuć metafizycznych i przestaną dążyć do poznania tajemnicy Istnienia, ich obecność na Ziemi nie będzie miała sensu. Jakby nie patrzeć, bezmyślne przewijanie Instagrama nie jest celem naszej egzystencji, chociaż oglądanie moich storisków to zupełnie coś innego. Toż to czysty sens.

janusz-maria-brzeski-sielanka-xx-wieku-narodziny-robota
Janusz Maria Brzeski, Sielanka XX wieku, Narodziny robota

Tak samo pesymistyczne podejście do ludzkości ma Janusz Maria Brzeski, którego fotografie „Sielanka XX wieku”, „Jeszcze szybciej”, „Zmierzch cywilizacji” z cyklu „Narodziny robota” sąsiadują ze zdjęciami Witkacego. Zdaniem Brzeskiego ludzie już wtedy, czyli prawie sto lat temu, stawali się robotami: zaczęli tak samo wyglądać, ubierać się, zachowywać, myśleć i urządzać mieszkania. W co trudno uwierzyć, obserwując portrety autorstwa Witkacego, bo o znajdujących się na nich postaciach można powiedzieć wszystko, oprócz tego, że tak samo wyglądają.

„Firma Portretowa S.I. Witkiewicz”

Uwielbiam portrety Witkacego, więc bardzo się cieszę, że około 1925 r. porzucił malarstwo olejne, a przerzucił się na pastel, ołówek i kredki. Głownie z powodów materialnych założył „Firmę Portretową S.I. Witkiewicz” i chociaż ciągle kręcił nosem („Za 100 złotych robię portret w całej figurze. Nędza i twórczość się kończy i życie”), to biznes okazał się żyłą złota i kopalnią uranu jednocześnie. Nie dość, że sam mógł się z tego utrzymać, to w dodatku wspierał finansowo pensjonat matki, a także posyłał pieniądze siedzącej w Warszawie Jadwidze.

Przez kilkanaście lat natrzaskał kilka tysięcy portretów, m.in. Juliana Tuwima, Michała Choromańskiego, Zofii Nałkowskiej, Brunona Schulza, Stefana Żeromskiego, Karola Szymanowskiego czy Neny Stachurskiej (tej to prawie setkę wizerunków machnął). Nie każdy jednak mógł dostąpić zaszczytu bycia portretowanym, niektórym Witkacy bez żenady mówił „Nie widzę powodu!”. To się nazywa asertywność.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Portret-Juliana-Tuwima
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Portret Juliana Tuwima

Na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie jest kilka portetów tych samych osób, m.in. właśnie Choromańskiego, Stachurskiej czy Leona Reynela, ale różnych typów. Bo„Firma Portretowa S.I. Witkiewicz” oferowała 5 typów portretów, od A do E, w zależności od tego, w którym miejscu na skali od naturalizmu („wylizania”) do Czystej formy dany portret się znajdował. Dla Witkacego „wylizany, jak przez cielę, portret Holbeina jest takim samym dziełem Czystej Formy, jak Kobieta z klarnetem Picassa”.

Typy portretów. Od „wylizania” do Czystej Formy

W regulaminie „Firmy Portretowej S. I. Witkiewicz” jest dokładnie opisany każdy typ, tak że klient wiedział, na co się porywa:

* Typ A: wierne przedstawienie, zero przerysowań i karykatury, za to w pakiecie dziwne tło, często dżunglowe. W myślach nazywam ten typ portretu Instagramowym, a Witkacy określał go jako „najbardziej wylizany i najdroższy”. Jest „odpowiednim raczej do twarzy kobiecych niż męskich. Wykonanie ‘gładkie’, z pewnym zatraceniem charakteru na korzyść upiększenia, względnie zaakcentowania ‘ładności’”.

* Typ B: bardziej kreskowy niż typ A, wjeżdzą lekkie uproszczenia i podkreślenie cech charakterystycznych, jednak bez karykatury „robota mniej wylizana (..) co nie wyklucza ‘ładności’ w portretach kobiecych. Stosunek do modela obiektywny”

* Typ C & Co.: mocno karykaturalne portrety głównie przyjaciół i znajomych. Witkacy tworzył je na imprezach, czasami pod wpływem narkotyków, stad na portretach typu C dopiski Co (kokaina), Et (eter) itd. „Charakterystyka modelu subiektywna, spotęgowania karykaturalne tak formalne, jak i psychologiczne niewykluczone, w granicy kompozycja abstrakcyjna, czyli tak zwana Czysta Forma”.

* Typ D: to samo co typ C, tylko bez narkotyków.

* Typ E: 100% Witkacego. 100% dowolności w przedstawianiu. 100% Czystej formy.

Z adnotacją: „T y p  E  n i e  z a w s z e  m o ż l i w y  d o  w y k o n a n i a”

Istniały tez krzyżówki, np. typ dziecinny – (B + E), bo „z powodu ruchliwości dzieci czysty typ B jest przeważnie niemożliwy – wykonanie więcej szkicowe”.

Najbardziej popularne były portrety „używkowe”, natomiast najrzadsze były portrety typu A, najdroższe, więc mało kogo było na nie stać. Dla porównania – portretów typu C i pochodnych jest ok. 600, czyli prawie tyle, co portretów pozostałych typów razem wziętych.

Firma-Portretowa-S.I.-Witkiewicz-portret-kobiecy
Firma Portretowa S.I. Witkiewicz, portret kobiecy

Regulamin „Firmy Portretowej S.I. Witkiewicz”

Zresztą cały regulamin „Firmy Portretowej S.I. Witkiewicz” to poezja. Najważniejszy punkt mówi:

„Wykluczona jest absolutnie wszelka krytyka ze strony klienta. Portret może się klientowi nie podobać, ale firma nie może dopuścić do najskromniejszych nawet uwag, bez swego specjalnego upoważnienia. Gdyby firma pozwoliła sobie na ten luksus: wysłuchiwania zdań klientów, musiałaby już dawno zwariować”.

Portret można wziąć albo nie, ale jeśli nie, to zadatek przepada i nie ma przebacz. Natomiast „klient nie ma prawa żądać zniszczenia portretu. Zasada ta stosuje się oczywiście tylko do typów: A, B i E, czystych,  b e z  d o d a t k u  (D) – to znaczy bez dodatku przesadnej charakterystyki (…) Zasada ta wprowadzona została dlatego, że nigdy nie wiadomo, czym kogo zadowolnić można”. Trudno się z tym nie zgodzić, ludziom nigdy nie dogodzisz.

Na wystawie „Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia” portrety znajdują się w dwóch salach: sali nr 4 „ Jedność osobowości” (portrety typu C i D) oraz ostatniej, czyli sali nr 8 „Indywidua” (portrety typu A i B).

Firma-Portretowa-S.I.-Witkiewicz-portret-meski
Firma Portretowa S.I. Witkiewicz, portret chłopca. Jak myślicie, którego typu to portret?

Do rzeczy. Neue Sachlichkeit, czyli Nowa Rzeczowość

Przyznaję, że ostatnia sala jest moją ulubioną, bo ubóstwiam nawiązujące do malarstwa pejzażowego portrety Witkacego, chociaż wiecie, że ja pejzażowa nie jestem. To w tej sali znajdują się również prace artystów z działającej we Lwowie polskiej awangardowej grupy „artes”, czyli „Tadeusza Wojciechowskiego, malarza, witrażysty i architekta, a także Aleksandra Krzywobłockiego, również malarza, architekta, ale dla odmiany fotografa.

Jednak mnie urzekła Rudolfa Schlichtera „Kobieta z czerwonym szalem” z postacią – jak u Witkacego – przedstawioną na tle fantastycznego pejzażu. Modelką o lekko niepokojącym i mroźnym spojrzeniu (pewna ma minus sześć dioptrii) jest żona artysty Elfriede Elisabeth Koehler, znana jako Speedy Schlichter. Schlichter był związany z nurtem realistycznym Neue Sachlichkeit, czyli Nową Rzeczowością, powstałym w okresie Republiki Weimarskiej jako sprzeciw wobec odleciałego od rzeczywistości i udziwnionego ekspresjonizmu na rzecz specyficznie pojmowanego realizmu.

A żeby było zabawniej, ta wystawa w Centrum Pompidou w Paryżu, o której wspomniałam Wam na początku felietonu, dotyczy właśnie Nouvelle Objectivité, czyli Neue Sachlichkeit. Jak zacznę cierpieć na nadmiar tajemniczej jednostki czasu zwanej „więcej”, napiszę i o niej.

Rudolf-Schlichter-Kobieta-z-czerwonym-szalem
Rudolf Schlichter, Kobieta z czerwonym szalem

Wylizane portrety z dżunglą w tle

W ostatniej sali znajduje się kilka portretów na tle pejzażowym, m.in. słynny i przepiękny „Portret Jadwigi Witkiewiczowej”, na którym żona Witkacego siedzi majestatycznie na tronie na tle egzotycznego krajobrazu (jest flora i akwen). Oprócz tego to tu są m.in. „Portret dwojga dzieci (Krystyny i Ludwika Fisherów)” z florą, cyprysami i zamkiem majaczącym na dalszym planie, a także „Portret Ireny Wiedyskiewicz-Polniakowej” z – a jakże – florą i akwenem. Dla odmiany.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Portret-dwojga-dzieci-Krystyny-i-Ludwika-Fisherow
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Portret dwojga dzieci (Krystyny i Ludwika Fisherów)

Najbardziej zafascynował mnie fakt, że wszystkie postacie są en face, patrzą prosto w oczy widza i mają takie samo jak Speedy Schlichter niepokojące i nieruchome spojrzenie. Dziwnie się czułam, patrząc im w oczy i patrząc, jak one patrzą na mnie, oraz patrząc, czy one patrzą, że ja patrzę. Jakby miały rentgen w oczach, zaglądały mi do duszy (w „bebechy”), i jakby wiedziały, że wbrew temu, co głoszę publicznie, wcale nie umiem powstrzymać się przed zjedzeniem drugiej połowy pizzy. To znaczy umie, tylko mi to nie wychodzi.

Również w tej sali znajduje się jeden z moich ulubionych obrazów – „Portret Leona Reynela”, który to Leon na rok wcześniej namalowanym przez Antoniego Kamieńskiego portrecie ma mimo wszystko o wiele bardziej wyłupiaste oczy, więc trudno powiedzieć, jakie miał w rzeczywistości. Obraz jest kapitalny, bo siedzący z nóżką na nóżkę Reynel sprawia wrażenie, jakby wraz z ławką, na której siedzi, unosił się w powietrzu (chociaż nie aż tak jak Marc Chagall), za nim falują jakieś zwoje tkanin, a w oddali majaczy miasto oraz morze. Akwen, w sensie.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Portret-Leona-Reynela
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Portret Leona Reynela

Obraz w obrazie. Autoportret z portretem

O tej sali mogłabym długo pisać, dlatego że prawie każdy obraz uwielbiam. Genialny jest „Fałsz kobiety. Autoportret z portretem Maryli Grossmanowej”, który stanowi ewenement ze względu na fakt, że jest obrazem w obrazie i nietypowym autoportretem Witkacego. Na obrazie Witkacjusz maluje portret Maryli Grossmannowej, żony Hugona Grossmana, zamożnego fabrykanta guzików, który z lubością wydawał fortunę na portrety swojej małżonki. Jakby coś, to na tego typu męża jest u mnie wakat.

Portret autorstwa Witkacego musiał sporo kosztować, bo po pierwsze był najbardziej „wylizanego” i najdroższego typu A, a po drugie, zgodnie z regulaminem Firmy, „portrety kobiece z obnażonymi szyjami i ramionami są o jedną trzecią droższe. Każda ręka kosztuje jedną trzecią ceny. Co do portretów z rękami lub w całej figurze – umowy specjalne”. A Maryla była rozgogolonaa jak ta lala.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Falsz-kobiety.-Autoportret-z-portretem-Maryli-Grossmanowej
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Fałsz kobiety. Autoportret z portretem Maryli Grossmanowej

O ile portret Maryli to typ A, to to już portret malowany przez Witkacego na obrazie Witkacego jest typu D, dzięki czemu mógł ją przedstawić jako demona, a właściwie jako demoniczną kobietę. Sam Witkacy jest ledwie naszkicowany, jakby tylko częściowo, jedną nogą, przynależał do malowanego przez siebie świata przedstawionego, a drugą nogą tkwił w „rzeczywistym” świecie i doskonale zdawał sobie sprawę z obecności osób patrzących na ten obraz, dlatego on też patrzy im prosto w oczy.

Ale i tak całe show – jak to zwykle bywa i w internecie, i w życiu – kradnie kocur. Nic dziwnego, skoro Witkacy był kociarzem i miał ukochaną kotkę syjamską zwaną Schyzią (od Schizofrenii), Isottą, a nawet Sabiną. Zawsze głoszę, że każdy genialny człowiek ma kota. A im bardziej genialny, to nawet więcej niż jednego. Jak to się mówi: byłam normalna trzy koty temu, potem stałam się genialna.

Artystyczne portrety: fotografie i rysunki

W tej sali znajduje się mnóstwo fenomenalnych artystycznych fotografii portretowych autorstwa Witkacego. Są szalenie nowoczesne i oryginalne z niekiedy zaskakującym kadrowaniem, np. „Portret Pani Haliny Hornung (odbity w lustrze)” jest do podziwiania do góry nogami, a „Portret kobiety” wygląda, jakby owa kobieta sprowadzała się do… leżącej uciętej głowy.

Obok wyeksponowane są najbardziej „wylizane” portrety typu A i B: wśród nich jest wizerunek ostatniej miłości Witkacego, czyli Czesi Oknińskiej. Są też portrety Juliana Tuwima i szalenie przystojnego, wyglądający jak amant z międzywojennego romansu Wacława Bundyka oraz Neny Stachurskiej, chociaż akurat z nią wolę inny obraz, którego chyba nie było na wystawie, a przynajmniej ja go się nie dopatrzyłam. „Odwilż twarzy” świetnie pokazuje jak wraz z makijażem spływa uroda. Zaprawdę, niekiedy trzeba uważać z demakijażem.

Autoportrety, czyli upodobanie do upodobniania się do matki

W różnych miejscach wystawy prezentowane są autoportrety Witkacego, na których upodabniał się do matki, chociaż w rzeczywistości był bardziej podobny do ojca, co łatwo zweryfikować, porównując zdjęcia. Upodobanie do upodobniania się do matki można wytłumaczyć różnicami w podejściu Witkacego do obojga rodziców. Byłoby dziwne, gdyby – szczególnie po psychoanalizie – upodobniał się do ojca.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Autoportret-z-jablkami
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Autoportret z jabłkami

W każdym razie na wystawie najstarszy jest „Autoportret z jabłkami” z 1913 r., kolejny jest „Autoportret (Ostatni papieros skazańca) z 1917 r.,  „Autoportret” z 1918 r., „Autoportret” powstały w latach 1922-1924, a z 1938 r. pochodzi dyptyk zaskakujących autoportretów „Dr Jeckyll” i „Mr. Hyde”.

Ostatni autoportret (typu B) namalowany prawie miesiąc przed samobójstwem jest jednocześnie ostatnim obrazem prezentowanym na wystawie. Po opuszczeniu jej przez dłuższy czas przed oczami miałam twarz artysty, który twierdził: „mogę się zabić, ale na myśl, że mógłbym nie istnieć wcale, zimno mi się robi z przerażenia”. No i się zabił.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Autoportret-1939
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Autoportret, 1939

Wszechświat Witkacego. Gwiazda może być tylko jedna

Skupiłam się na wybranych wątkach, bo wystawa jest tak ogromna, że gdybym miała wspomnieć o wszystkim, to wyszłaby mi książka, której i tak połowa mam już napisaną, serio. A wystawa „Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia” w Muzeum Narodowym w Warszawie już od pierwszej sali („Kosmologie”) powala. Gdy tylko do niej weszłam, z marszu pomyślałam, że na początku był wszechświat. A potem narodził się Stanisław Ignacy Witkiewicz.

To tu prezentowanych jest mrowie „kosmicznych” prac Witkacego, który od dzieciństwa miał fioła na punkci astronomii. Nina przyznawała, że lubiła „wieczorne spacery, kiedy Staś opowiadał o gwiazdach. Znał doskonale  astronomię, była to jedna z jego – zapoczątkowanej we wczesnej młodości – pasji i potrafił długo opowiadać o zjawiskach niebieskich. Nie był to suchy wykład, ale właśnie śliczne, a zarazem naukowe opowiadanie”. Podryw na imperatyw romantyczny „niebo gwiaździste nade mną i kosmiczna bajera we mnie” zawsze działa.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Witkacy-Algorab-w-Kruku.
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Witkacy Algorab w Kruku

Ale fakt, że Witkacy rzeczywiście miał wszędzie pisał o gwiazdach: w listach, dramatach czy powieściach, niekiedy – jak to u niego – w zaskakującym kontekście. W „Tumorze Mózgowiczu”:

Kłęby Tytanów i rogate widma
Sypią gwiazd roje
W wydarte otchłanie.

Z kolei w „622 upadkach Bunga, czyli Demonicznej kobiecie” pada takie zdanie: „Xylotet zapłakał bawolimi łzami i stał się chytrym jak gwiaździste niebo i ponurym jak parawan w trzeciorzędnym burdelu”. Chciałabym wiedzieć, jak w takim razie wygląda radosny parawan, szczerzą mu się zawiasy czy co?

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Antares-w-Skorpionie
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Antares w Skorpionie

Jednak najważniejsze u Witkacego było stworzenie cyklu „Kompozycje astronomiczne”, w skład którego wchodzą m.in. prezentowane na wystawie prace „Antares w Skorpionie”, „Algorab w Kruku”, „Aldebaran i Hyady”, „Kometa Encke” czy „Kastor i Polluks (Bliźnięta)”. W sali nr 1 znajdują się również astronomiczne portrety, np. na jednym z nich Nena Stachurska wygląda jak planeta z pierścieniami. Wolałabym być gwiazdą niż planetą, ale gdyby Witkacy chciał namalować mój portret, to odpuściłabym sobie gwiazdorzenie.

Stanislaw-Ignacy-Witkiewicz-Portret-Neny-Stachurskiej-1
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Portret Neny Stachurskiej

***

W pozostałych, nieopisanych przeze mnie salach czekają na Was równie fantastyczne obrazy, rysunki i zdjęcia. W związku z tym sami rozumiecie, że musicie wybrać się na wystawę i zobaczyć te wszystkie wspaniałości, w tym ścianę portretów typu C i D, pod którą stoję. I wy możecie pod nią stanąć, macie na to czas do 9 października.

Wystawa „Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia” jest organizowana w ramach Roku Jubileuszowego Muzeum Narodowego w Warszawie, którego to roku Patronem jest Grupa PGE.

Wernisażeria, Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia, Muzeum Narodowe w Warszawie
Ja na wystawie „Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia” w Muzeum Narodowym w Warszawie
11 komentarzy

Zobacz też

11 komentarzy

Jola 16 września 2022 - 8:31 am

Podziwiam znajomość Witkacego od A do Z. Jestem fanką lekkiego pióra i oryginalnych porównań. Serdeczne dzięki za piękne opracowanie.

Odpowiedz
Wernisażeria 22 września 2022 - 8:21 am

Bardzo, bardzo Ci dziękuję 🙂 cudownie mi słyszeć, jak ktoś docenia moje porównania 🙂

Odpowiedz
Włodzimierz 16 września 2022 - 8:38 am

Po tak smakowicie przejrzystym wykładzie zrozumienie i emocjonalny stosunek do Witkacego i Jego twórczości stało się dla mnie bliiższe. Wprawdzie niby wiem, jak wygląda euglena zielona czy chlorella, ale dopiero mikroskop daje pełny ogląd tych tworów. Twoje słowa okraszone wiedzą i emocjami są takim mikroskopem z czekolady, imbiru i innych egzotycznych dodatków. W różnych okresach życia jakieś elementy Witkacego przemykały przez moje życie, ale dopiero Twoja opowieść uczyniła z nich wraźną całość. Wielkie dzięki, róże ze storczykami i buźka. Cieszę się, że taka Cicerone prowadzi mnie po magicznych krainach sztuki.

Odpowiedz
Kasia 16 września 2022 - 4:54 pm

Pojadę do Warszawy, przeczytam „Nienasycenie”. Czekam na felieton o Tamarze.

Odpowiedz
Wernisażeria 22 września 2022 - 8:20 am

Jest felieton o Tamarze 🙂 o tu: https://wernisazeria.com/tamara-lempicka/

Odpowiedz
Sylwia 17 września 2022 - 7:00 am

Ależ to się czyta! Człowiek fascynujacy, cholerny egocentryk, erotyczny uwodziciel przepieknych kobiet, za nic nie spodziewających się lawiny witkiewiczowskich demonów, które zaraz na nie spadną. Gdyby powstał album, z tymże Pani opracowaniem Witkacego, trwałabym w gotowości.

Odpowiedz
Wernisażeria 22 września 2022 - 8:19 am

Aaaale mi miło, dziękuję za tak wspaniały komentarz!! Bardzo chętnie wydałabym taki album, tylko trochę z czasem kiepsko 🙁

Odpowiedz
Magda 18 września 2022 - 5:40 am

Błyskotliwie, przejrzyście i wciągająco. Gdyby tak wszyscy pisali o sztuce, żaden z koszmarów Witkacego dotyczących współczesności nie miałby szans się ziścić…

Odpowiedz
Wernisażeria 22 września 2022 - 8:17 am

Przemiło mi, dziękuję 🙂 Tylko gdyby wszyscy tak pisali, to wszyscy byliby mną, ja nie wiem, czy świat jest gotowy na tyle szczęścia 🙂

Odpowiedz
Zofia 2 października 2022 - 6:22 pm

Powiem krótko: dziękuję! Pozdrawiam serdecznie. 😘

Odpowiedz
Wernisażeria 3 października 2022 - 11:10 pm

Bardzo się cieszę, że dogodzilam Ci tym wpisem <3 i oczywiście ja też serdecznie pozdrawiam!!

Odpowiedz

Napisz komentarz

Wernisażeria, oprócz wernisaży i wina, potrzebuje ciasteczek. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko ciasteczkom. Zgadzam się Więcej