Wystawa „Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego”, Zamek Królewski w Warszawie
Nazywany przez Pabla Picassa „nowym Leonardem” włoski artysta, eseista i filozof Bruno Munari pisał, że „w obrazach Caravaggia pojawiają się efekty świetlne. Nie wiem, gdzie znajduje się przełącznik”. Ja też nie wiem, ale ta niewiedza w niczym nie przeszkadzała mi w zachwycaniu się genialną wystawą „Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego”, którą aktualnie można podziwiać w Zamku Królewskim w Warszawie.
Co znajdziecie w felietonie?
Michelangelo Merisi da Caravaggio urodził się w 1571 r. w Mediolanie, a zmarł 1610 r. w Porto Ercole; od 1593 r. robił karierę w Rzymie, Neapolu, na Malcie i Sycylii. To musi być fascynujące uczucie, móc napisać w CV: „zrewolucjonizowałem malarstwo europejskie oraz kino amerykańskie 277 lat przed powstaniem pierwszego na świecie filmu”. Bo reżyser Martin Scorsese przyznaje, że zarówno w „Taksówkarzu”, jak i w „Ulicach nędzy” nawiązał do Caravaggia: „To w zasadzie Powołanie świętego Mateusza, tyle że w Nowym Jorku!”
Aż trudno uwierzyć, że artysta, który za życia był masowo naśladowany, dla którego Giulio Cesare Gigli, jeden z najważniejszych ówczesnych publicystów i poetów, ułożył wiersz pochwalny, artysta, którego prace wywarły wpływ na głównych malarzy w Europie Zachodniej, w tym Rubensa, Rembrandta i Velázqueza, a także – kilka wieków później – na jednego z najważniejszych reżyserów w historii, no więc trudno uwierzyć, że taki artysta został zapomniany i wyciągnięty z czeluści historii (sztuki) dopiero w XX wieku.
Roberto Longi: badacz, kolekcjoner, caravaggiofil
A wyciągnął go Robert Longhi, nieżyjący już włoski historyk sztuki, wielki znawca Caravaggia, autor najważniejszych opracowań na temat twórczości Caravaggia, kurator wystaw (na temat Caravaggia i caravaggionistów) i kolekcjoner (Caravaggia i caravaggionistów). Uważał, że Caravaggio nie jest ostatnim mistrzem renesansu, tylko pierwszym mistrzem nowoczesności. Longhi już wiek (!!) temu był „zapalczywym badaczem caravaggionizmu”, i to był nim od pradziejów, bo nawet w pracy magisterskiej poświęcił caravaggionizmowi jeden z rozdziałów. Nazwał go „Bezpośredni uczniowie”, ale z czasem zmienił „uczniów” na „kręg”, co ma większy sens, bo nie może być mowy o uczniach, jeśli nie ma ani nauczyciela, ani konkretnej szkoły. Tylko chiaroscuro nam zostało, zawsze mogło być gorzej.
Kuratorzy wystawy „Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego” w Zamku Królewskim w Warszawie to Maria Cristina Bandera (ze strony włoskiej) oraz dr Artur Badach i Zuzanna Potocka-Szawerdo (ze strony polskiej). Jako „arcydzieła” prezentowanych jest prawie czterdzieści obrazów z XVI-XVII w. artystów z Włoch, Francji i Europy Północnej, obrazów pochodzących z kolekcji Roberta Longhiego, która to kolekcja jest własnością Fundacji Historii Sztuki Roberta Longhiego (Fondazione di Studi di Storia dell’Arte Roberto Longhi) we Florencji.
Caravaggia „Chłopiec gryziony przez jaszczurkę” i inne arcydzieła
Wystawa to głownie obrazy o tematyce religijnej (święta rodzina, apostołowie, męczennicy), portrety, ale znalazły się i scenki rodzajowe oraz dwa pejzaże, m.in. Viviano Codazzi i jego „Wieża San Vincenzo w Neapolu” oraz Filipp Napoletan „Nocny biwak w blasku książyca”.
Jednak jeśli ktoś spodziewa się, że w Zamku Królewskim zobaczy zatrzęsienie obrazów Caravaggia i wręcz oślepnie od tych kontrastów, to niech przestanie się spodziewać. Obrazów Caravaggia jest sztuk jeden: „Chłopiec gryziony przez jaszczurkę” – gryziony, nie ugryziony, jaszczurka jest ciągle w procesie gryzienia, nie zakończyła imprezy – kuratorzy bardzo zwracają uwagę na to rozróżnienie. Chociaż obraz pochodzi z 1597 r., a wiec z samego początku pobytu Caravaggia w Rzymie, już widać, że jest moc. Nawet jego naczelny rywal, czyli Giovanni Baglione (to ten malarz, który tak napisał pierwszą biografię Merisiego, że lepiej by było, gdyby w ogóle jej nie napisał), przeżywał, jak to nieziemsko Caravaggio oddał stopień przezroczystości karafki. Z niejednej zmywarki szkło wychodzi mniej domyte, fakty.
W tej samej sali w Zamku Królewskim wisi kopia obrazu „Chłopiec obierający owoce”. Ten ukochany obraz Longiego, który traktował go jako relikwię, świętość i w ogóle wszystkie czady świata, jest prawdopodobnie najwcześniejszym znanym obrazem Caravaggia namalowanym w Rzymie. Wskazuje na to outfit postaci: obraz jest „ludowy”, koszula chłopska, żadna elegancka klasyczna toga, jeszcze nie ma mowy o antycznych kreacjach jak u chłopca od jaszczurki czy „Chorego Bachusa”.
Mistrzowie znani znani i znani anonimowi
I tyle Caravaggia na tej wystawie w Zamku Królewskim, bo zgodnie z tytułem „Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego” jej celem nie jest prezentowanie prac jednego mistrza, tylko wielu mistrzów.
Na wystawie są nie tylko mistrzowie znani, ale i znani anonimowi. Przy czym ci znani znani dzielą się na mistrzów „zwanych” i „niezwanych”. Mistrzowie znani „zwani” to: Giovanni Battista Caracciolo zw. Battistellem, Filippo di Liagno zw. Filippem Napoletanem, Pier Francesco Mazzucchelli zw. Morazzonem, Guglielmo Caccia zw. Moncalvem, Eberhardt Keil albo Bernhard Keilhau zw. Monsù Bernardem, Mattia Preti zw. Cavalierem Carlo Ceresa, Giuseppe Caletti zw. Cremonesem, Mattia Preti zw. Cavalierem Calabresem
A mistrzowie znani „niezwani” to: Lorenzo Lotto, Battista del Moro, Bartolomeo Passarotti, Orazio Borgianni, Angelo Caroselli, Domenico Fetti, Carlo Saraceni, Jusepe de Ribera, Viviano Codazzi, Giovanni Lanfranco, Bernardo Strozzi, Giovanni Antonio Molineri, Valentin de Boulogne, Dirck van Baburen, Gerrit van Honthorst, Matthias Stom (Stomer), Gioacchino Assereto, Giacinto Brandi, Giovanni Andrea De Ferrari, Francesco Cairo, Pietro Vecchia, Andrea Vaccaro.
Z kolei ze znanych anonimowych mistrzow w Zamku Królewskim prezentowany jest anonimowy malarz serii obrazów o tematyce religijnej zwany Mistrzem Zwiastowania Pasterzom („Pokłon pasterzy”) oraz anonimowy malarz Mistrz Wieczerzy w Emmaus z Pau („Święty Hieronim”). Wychodzi na to, że obu znanych anonimowych mistrzów jest zwanych.
Koniec caravaggionizmu, czyli początek wystawy Caravaggia
Wystawę otwiera Mattia Preti zw. Cavalierem Calabresem i jego „Zuzanna i starcy”. W felietonie o Henrim de Toulouse-Lautrecu pisałam o tym, jak artysta podsunął swojej przyjaciółce Marie Clémentin Valadon nowe imię: Suzanne, i tak oto narodziła się Suzanne Valadon. Toulouse-Lautrec stwierdził, że malarka, tak jak biblijna Zuzanna, ciągle była otoczona przez napalonych dziadów, w przypadku artystki byli to m. in. Renoir, Manet, Gauguin i Puvis de Chavannes, którym przez pewien czas pozowała.
U Pretiego widoczne są inspiracje malarstwem Caravaggia, ale równie widoczne są już nowe barokowe tendencje – druga połowa XVV wieku to czas, w którym caravaggionizm gaśnie.
Tak że w Zamku Królewskim w Warszawie obraz z końcem caravaggionizmu jest początkiem wystawy o Caravaggiu i innych mistrzach, w tym tych poprzedzających Caravaggia. W kolejnej sali – jak to ją w myślach nazywałam –„Sali Caravaggia” puszy się chłopiec i jaszczurka (nie wiadomo, kto bardziej), po czym w następnej sali widz cofa się w czasie jeszcze bardziej, w epokę przed Caravaggiem. Bo celem wystawy jest pokazanie relacji transartystycznych, czyli wpływu, jaki Caravaggio wywarł na współczesnych mu malarzy, oraz wcześniejszych malarzy, którzy z kolei ukształtowali styl Caravaggia.
Świat przed Caravaggiem. Mistrzowie weneccy i lombardzcy
Właściwą wystawę – czyli po Sali z Caravaggiem – otwierają XVII-wieczni mistrzowie weneccy i lombardzcy, m.in. Bartolomeo Passarotti („Handlarki drobiem”), którego naturalizm znajdzie się później w martwej naturze Caravaggia. Passarotti był prekursorem włoskiego malarstwa rodzajowego, solidnie nawiązywał do niderlandzkich artystów Pietera Aerstena i Joachima Beuckelaera. „Handlarki drobiem” przypomina mi wcześniejszy o ćwierć wieku obraz „Na targu (1564)” Beuckelaera, obie handlarki nawet wzrok mają nieco podobny, taki myślący.
A skąd w środku Italii pomysły z północy Europy? Otóż Passarotti zaraził się nimi dzięki pracom Denijsa Calvaerta, flamandzkiego malarza renesansowego, działającego głównie w Bolonii. Calvaert znany był jako Dionisio Fiammingo albo po prostu jako Il Fiammingo, czyli Flamandczyk, nie Fleming, choć brzmiałoby to ciekawej. Za to Passarotti naprawdę miał związek z ptakami: po włosku „passerotto” to wróbelek, stąd artysta sygnował swoje prace wizerunkiem wróbla, który na obrazie z kurakami znajduje się z prawej strony.
„Pitture ridicole”. Śmieszne obrazy i płacz kardynała
Mocno flamandzka „Handlarka drobiem” jest doskonałym przykładem pitture ridicole [dosł. Śmieszne obrazy], gatunku łączącego groteskę z moralizatorstwem i popularnego między XVI a XVIII wiekiem. W 1582 r. kardynał Gabriele Paleotti chciał ocenzurować „plugawe” obrazy, głównie o zabarwieniu erotycznym i komicznym, które niebezpiecznie rozprzestrzeniały się w malarstwie włoskim i zagrażały jego – hy, hy – czystości. Szukał określenia, które będzie wystarczająco pogardliwe i tak wymyślił „śmieszne obrazy”, faktycznie, ekstremalnie pogardliwe.
Niestety kardynał strzelił sobie w kolano, bo nie dość, że „śmieszne obrazy”, jeszcze zanim miały jakąkolwiek nazwę i tak się podobały, teraz doszło do tego określenie, które również z marszu się spodobało, a wszystko razem sprawiło, że pitture ridicole przyczyniły się do kształtowania scen rodzajowych oraz rozpoczęły bój z z hierarchią gatunków artystycznych. Trzeba było nie wymyślać nazwy.
Co było, jak Caravaggia nie było?
Lotto było. A właściwie Lorenzo Lotto („Matka Boska Bolesna”„Święty Jan Ewangelista”, „Święty Piotr Męczennik „Święty dominikanin pogrążony w modlitwie”), czyli trailer formy religijności w twórczości Caravaggia.
Zabawne, że w Wenecji, w swoim mieści, Lotto został zmieciony przez Tycjana i musiał robić karierę w innym rejonie Włoch. Dwa słońca nie mogą być na jednym niebie, nawet włoskim. Longhi zachwycał się, że „Lotto jest wybitnym humanista, przewyższającym Vermeera” i że „luminizm Caravaggia, a zwłaszcza jego początkową fazę uznać można za wyrosłą z górującego humanizmu Lotta”. Nie ma bić gorszego od dołującego humanizmu.
Na wystawie znajduje się również obraz „Justyna z głową Holofernesa” Battisty del Mora, poprzedzającego Caravaggia mistrza z Werony, jednego z najważniejszych przedstawicieli włoskiego manieryzmu, u którego z kolei widać inspirację Tycjanem. Lotto nie byłby w stanie tego czytać.
Jednak większość artystów pokazywana na wystawie nie pochodzi z ery przed Caravaggiem, tylko z ery Caravaggia lub ery tuż po Caravaggiu (zmarł w 1610 r.). Są to albo artyści bezpośrednio związani z Caravaggiem (bezpośredni naśladowcy), albo artyści bezpośrednio z nim niezwiązani, którzy tylko lekko nim się inspirowali. Albo nawet i nie inspirowali się nim, albo inspirowali, ale nie tylko nim, albo inspirowali kimś, kto inspirował się nim, albo inspirowali kimś, kto nie inspirował się nim. Milion kombinacji, prawie jak w lotto. Ale nie z Lotto.
Caravaggio: życie pełne kontrastów – jak nie maluje, to się awanturuje
Śmiałam się, że chociaż na tej wystawie Caravaggio jest osią, wokół której wszystko się kręci, w rzeczywistości koło niego lepiej było się nie kręcić – całe życie jak nie malował, to z kimś się bił. Ciagle wdawał się w jakieś burdy, nawet zdarzyło mu się w trakcie jednej z nich przez przypadek zabić delikwenta, a chciał go jedynie… wykastrować. Niestety Ranuccio Tomassoni niefortunnie wykrwawił się przez tętnicę udową w pachwinie. Efekt uboczny nieudanej kastracji.
Giulio Cesare Gigli w swojej publikacji „La Pittura Trionfante” [Malarstwo triumfujące] tak napisał o Caravaggiu:
„wielki protomalarz
cud sztuki
osłupienie natury
chociaż cel nieprzychylnego losu”
Caravaggio musiał być wyjątkowo łatwym celem nieprzychylnego losu, skoro za zabójstwo był ścigany listem gończym i musiał się ukrywać, a wcześniej i tak co chwilę lądował w sądzie – jak nie za bójkę, to za noszenie miecza i sztyletu bez pozwolenia albo za rozwalenie okiennicy w wynajmowanym pokoju. Moim hiciorem jest, ze trafił do sądu za rzucenie w kelnera talerzem z karczochami. A ja zastanawiam się, czy pisać restauracji negatywną recenzję w Internecie. Karczochem ją!!
Bo Caravaggio, tak samo jak tworzona przez niego sztuka, był wyrazisty jak wasabi. Jasno. Ciemno. Jasno. Ciemno. Caravaggio. Oto najkrótsza definicja chiaroscuro [wł. „chiaro – „jasny”, „scuro”– „ciemny”], techniki malarskiej bazującej na zróżnicowaniu natężenia światła i wyciąganiu z kontrastów, ile fabryka da. W malarstwie Caravaggio stawiał na operowanie różnymi natężeniami światła, oświetlanie niewidocznym źródłem najważniejszych elementów obrazu, a upychanie w mroku pozostałych, w życiu chyba na odwrót: co chwilę do mroku sam się spychał.
Caravaggio i kontrereformacja
Całe to teatralne modelowanie kompozycji, usuwanie granicy między świeckością i boskością poprzez np. dawanie Matce Boskiej twarzy martwej prostytutki wyłowionej z z Tybru albo ubieranie świętych w za skromne kreacje niektórych od Caravaggia odrzucało, innych przyciągało.
A najlepsze jest to, że Kościół katolicki jako odpowiedź na reformację wytoczył kontrreformację, która miała przeciwdziałać rosnącemu zagrożeniu ze strony protestantyzmu. W ramach kampanii wiary Kościół zaprzągł do roboty malarzy, rzeźbiarzy i architektów po to, żeby pokazali moc katolicyzmu i tym samym przekonali katolików, którzy nawrócili się na protestantyzm, że to nie był dobry pomysł i że może by tak hop! hop! wrócili do pierwotnej religii. Tak ładnie wokół niej.
I obrazy Caravaggia idealnie łączyły oba podejścia pożądane w kampanii wiary: teatralne, przerysowane światło plus sceny, w których bohaterami są postacie ze wszystkich warstw społecznych, stąd ciemne, obskurne knajpy albo modelki-dziwki. Oczywiście okazało się, że jak jest dobrze, to też niedobrze, bo gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie włoski renesans, a gdzie pijak z tawerny, już nie przesadzajmy z naturalizmem w kontrreformacji. Przecież biedaków można jakoś przeflancować z powrotem na łono Kościoła Katolickiego bez zbytniej wulgarności i brutalności. Jakoś.
Caravaggionizm – kiedy naśladowanie jest sztuką
Ale że artysta nie jest zupą pomidorową, nie wszyscy muszą go lubić, a naśladownictwo najwyższą formą uznania (oraz najbardziej irytującą), styl Caravaggia został bardzo szybko podchwycony przez grupę artystów, którzy bez żenady zaczęli się nim „inspirować”. Dlatego caravaggionizm elegancko definiuje się jako określoną formułę stylistyczną w malarstwie barokowym wprowadzoną i rozwiniętą w latach plus-minus 1605-1640 przez kontynuatorów oraz naśladowców Caravaggia.
Słowem: caravaggionizm to popularna w malarstwie pierwszej połowy XVII wieku stylówa na Caravaggia, która zaczynała panować w każdym odwiedzonym przez niego mieście. I tak np. w Rzymie Bartolomeo Manfredi, Carlo Saraceni, a w szczególności Artemisia Gentileschi traktowali Caravaggia jak bóstwo, awangardę malarstwa, Elona Muska pędzla, a w Neapolu tamtejszymi caravaggionistami kierowali Battistello Caracciolo i Carlo Sellitto.
Ironia losu polega na tym, że skoro za życia Caravaggio nie miał pracowni, w której mógłby kształcić swoich uczniów (i kontrolować stopień ich „inspiracji”), to chociaż po jego śmierci przez pewien czas nadal go naśladowano, niebawem w mateczniku szybko poszedł w odstawkę. O wiele większe grono wyznawców-naśladowców miał poza Włochami – we Francji i Hiszpanii oraz na Niderlandach. Na wystawie w Zamku Królewskim w Warszawie jako arcydzieła z kolekcji Roberta Longiego prezentowane są i te „niewłoskie” caravaggionizmy.
Caravaggionizm francuski, caravaggionizm hiszpański i zdjęta skóra
Jeśli chodzi o francuskich caravaggionistów, to największy szacun wzbudza Valentin de Boulogne. Jak każdy, kto nie był z Rzymu – de Boulogne najpierw musiał przybyć do Rzymu, a o pozostaniu tu zadecydowało poznanie Ribery i Manfrediego, którymi również się inspirował. Jeśli chodzi o operowanie światłem, cieniem, kolorami i naturalistycznym, „ludzkim” oddawaniu postaci, Francuz był tak doskonały, że wiele z jego prac przypisywano Caravaggiu. Poza „Chłopcem gryzionym przez jaszczurkę” Caravaggia najcenniejszym obrazem w kolekcji Longhiego jest właśnie „Zaparcie się Świętego Piotra” de Boulogne’a, które żywcem nawiązuje do „Powołania świętego Mateusza” Caravaggia czy nawet do „Zaparcia się świętego Piotra” Jusepe’a de Ribery.
Hiszpan Jusepe de Ribery albo José de Ribera, z powodu swojego nierozpasanego wzrostu początkowo był nazywany Lo Spagnoletto [Hiszpanek]. Już jako nastolatek przeniósł się do Rzymu, a potem do Neapolu. Na wystawie „Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego” znajduje się jego cała plejada świętych: Święty Tomasz, Święty Filip, Święty Tomasz oraz Święty Bartłomiej, który robi największą furorę. Według legendy święty Bartłomiej nawrócił Polimpiusza, brata króla Armenii, wraz z całym jego dworem. Z rozkazu króla Astiagesa złapano biednego apostoła, żywcem obdarto ze skóry, ukrzyżowano, a następnie ścięto. To się nazywa robić coś skrupulatnie.
Przedstawienie Ribery to jeden z bardziej makabrycznych obrazów, jakie widziałam w życiu, a oglądam okropności wszystkich rejestrów wizualnych: i horrory koreańskie w domu, i „Męczeństwo apostołów” Michaela Willmanna na wystawie we Wrocławiu w Muzeum Narodowym. Ribery święty Bartłomiej wygląda jak psychopatyczny morderca, a nie umęczony wojownik o wiarę. Stoi z długim nożem, a w ręku trzyma płachtę ludzkiej skóry, wraz z głową. Swoją. Czasem postać z obrazu ma barwniejsze życie niż artysta.
Trzy fazy caravaggionizmu
Zastanawiałam się, jak ciekawie napisać o życiorysach caravaggionistów, ale stwierdziłam, że szału nie będzie. Każdy z nich kiedyś się urodził; niektórzy pochodzili z malarskich rodzin albo w takie się wżenili; ci, którzy pochodzi z Rzymu, do Rzymu nie pojechali, ale ci, którzy z Rzymu nie pochodzili, tylko pochodzi np. z Wenecji, musieli do tego Rzymu przyjechać. A potem to było różnie: niektórzy w Rzymie zostawali, inni gnali do Neapolu albo do innego miasta, czasem innego kraju. Jeżeli nie byli związani z Rzymem, to bardzo często z Wenecją. Prawie wszyscy malowali „święte” obrazy, mnóstwo z nich freski. Po czym wszyscy umierali. I mniej więcej tak to szło. Bardzo zróżnicowane życiorysy.
Pominąwszy fazy w życiu każdego caravaggionisty, w rozwoju caravaggionizmu można rozróżnić trzy fazy.
Pierwsza faza, wstępna, kończy się w momencie śmierci Caravaggia, a caravaggioniści działają głównie w Rzymie. Pierwsi caravaggionisci to wspomniany już uroczy Giovanni Baglione od Karafki Dobrze Umytej oraz Orazio Gentileschi, który rozsławił styl Caravaggia w Anglii na dworze Karola I, a którego córka (tak, córka!!) Artemisia była uznawana za najzdolniejszą caravaggionistkę. Na wystawie nie ma obrazu nikogo z tej trójki. Ale w Neapolu, w którym Artemisia też trochę działała, funkcjonuje już Giovanni Battista Caracciolo, jeden z pierwszych naśladowców Caravaggia. I na wystawie w Zamku Królewskim można zobaczyć jego „Złożenie do grobu”. Tzn. nie jego złożenie do grobu, tylko złożenie Chrystusa do grobu namalowane przez Caracciola.
Druga faza, lata 1610-1620, to czas, gdy geograficznie caravaggionizm nadal był przede wszystkim związany z Rzymem, ale główni caravaggioniści nie byli już Włochami: to Francuzi, Hiszpanie, Holendrzy i Flamandowie.
Trzecia, ostatnia faza po 1620 r., to czas stopniowego rozpraszania i zanikania caravaggionistów. W miejsce Rzymu wskakuje Neapol (który w 1656 r. zaraz wyskoczy, bo nie tyle zakończył z caravaggionizmem, co raczej wszystko zakończyło się w Neapolu, gdyż wybuchła tam zaraza), na północy Europy z caravaggionizmem związane jest jeszcze niderlandzkie miasto Utrecht.
Utrechccy caravaggioniści
Utrechccy caravaggioniści, czyli katoliccy studenci, zarazili się stylem wiadomo kogo już na początku wieku, gdy byli w Rzymie na ówczesnym Erasmusie. Na wystawie w Zamku Królewskim w Warszawie znajdują się cztery niderlandzkie wspaniałości: Gerrit van Honthorst, „Czytający mnich”; Dirck van Baburen, „Pojmanie Chrystusa”; Matthias Stom „Zapowiedź narodzin Samsona”, „Uzdrowienie Tobiasza”, czyli najlepsze kombo północnoeuropejskiego i włoskiego malarstwa. W Zamku Królewskim jest nawet jeszcze lepsze kombo: Monsù Bernardo („Śpiąca pastereczka”) to niemiecko-flamandzki malarz, który uczył się pod okiem Rembrandta, inspirował się nim, ale i na Bernarda wpłynął caravaggionizm, który poznał właśnie dzięki szkole utrechckiej. Rembrandt i Caravaggio. Grunt to znaleźć sobie porządne inspiracje.
Na wystawie pokazane są prace drugiego pokolenia caravaggionistów, czyli m. in. Carla Saraceniego „Znalezienie Mojżesza przez córki faraona” i „Portret kardynała Raniera Capocciego”, artysty od prapoczątku będącego pod wpływem Caravaggio i jego naśladowców. Jest też eksponowana jego „Judyta z głową Holofernesa”, którą świetnie porównuje się z wisząca nieopodal późniejszą Judytą (również z głową Holofernesa) Francesca Caira oraz ze znacznie wcześniejszą Judytą (również z głową Holofernesa) Battistty del Moro. Zresztą i Caravaggio namalował Judytę („Judyta odcinająca głowę Holofernesowi”, którą można zobaczyć w Palazzo Barberini w Rzymie. Judyta przynajmniej od 1300 r. i znajdującej się we Francuskiej Biblii z Hainburga jej podobizny autorstwa nieznanego miniaturzysty jest hot motywem, namalowali ją m.in. wspomniana już naczelną caravaggionistka Artemisia Gentileschi, Tycjan, Lucas Cranach Starszy i Rubens (Rubens nawet dwie, w odstępie kilku lat), później namalują ją Goya czy Gustav Klimt.
Na wystawie trzem głowom Holofernesan towarzyszą dwie głowy związane z innym biblijnym motywem, czyli obraz „Dawid z głową Goliata” Giovanniego Lanfranca oraz obraz „Dawid z głową Goliata” Andrei Vaccara. Caravaggio również namalował Dawida z głową Goliata, i to nawet dwa razy: w latach 1609-1610 oraz wcześniej w 1907 r.
Mistrzowski wątek. Jeden temat – różni mistrzowie
Wiecie, ze ja uwielbiam oglądać jeden wątek przedstawiony przez różnych malarzy, wiec porównywałam radośnie świętą rodzinę na obrazie na obrazie „Madonna z dzieciątkiem i święta Anną” Giovanniego Antoniego Molineriego ze „Świętą rodziną z prorokinią Anną” Orazia Borgianniego, którym z kolei – jako bezpośrednim naśladowcą Caravaggia – Molineri się inspirował. Wszystko zostaje w rodzinie, niekoniecznie świętej.
Jeśli chodzi o Orazia Borgianniego, to jak na caravaggionistę zachował się nietypowo: malarze przybywali do Rzymu, a on jako rzymianin wybył z Rzymu do Hiszpani, gdzie poznał El Greca, po czym wrócił do Rzymu. Na wystawie „Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longiego” w Zamku Królewskim w Warszawie znajduje się jeszcze jeden obraz Borgianniego: „Opłakiwanie Chrystusa” z celującymi prosto w widza nogami Jezusa. „Opłakiwanie Chrystusa” okazało się takim hitem, że Borgianni namalował je jeszcze kilka razy.
Przy okazji felietonu o sztuce sakralnej i neosakralnej pisałam o mojej reakcji w Pinacoteca di Brera w Mediolanie na podobny – pod kątem zorientowania kończyn na widza – obraz „Opłakiwanie zmarłego Chrystusa” Andrea Mantegny (1480) z okaleczonymi stopami Jezusa wyjeżdzającymi z ram obrazu i wjeżdżającymi w widza. Podobne podeszwy.
Albo inny wspólny wątek – portrety młodych mężczyzn: Bernardo Strozzi i „Głowa młodzieńca”, Giuseppe Caletti zwany Cremonese i nawiązujacy do Tycjana „Portret młodego mężczyzny” oraz wenecjanin Pietro Vecchi i „Głowa młodzieńca”. Kapitalna sprawa, bo widać, jak zmienia się nie tylko sposób przedstawiania, ale i moda. A dwóch ostatnich artystów było szczególnie wyczulonych na uważne przedstawianie elementów garderoby, bo zarówno Caletti, jak i Vecchia już w XVII w. słynęli ze swoich umiejętności fałszowania obrazów mistrzów… XVI-wiecznych.
Caravaggioning i wpływologia
Na Pietra della Vecchię miał wpływ Domenico Fetti, którego na wystawie prezentowana jest „Pokutująca Święta Maria Magdalena”. Z kolei na Fettiego – oprócz Caravaggia i Saraceniego – miały wpływ pejzaże Adama Elsheimera, niemieckiego artysty tworzącego w Rzymie. Elsheimer w ogóle był wpływowy: miał wpływ nawet na Rembrandta czy Rubensa.
Wpływologia jest fascynująca.
Na miejscu w Zamku Królewskim w Warszawie jest jeszcze jeden portret, zupełnie w innym stylu: „Portret starszego mężczyzny siedzącego w fotelu” Carla Ceresy. Nawiązuje on do tradycji surowych portretów pochodzącego – tak jak Ceresa – z Bergamo Giovanniego Battisty Moroniego. Boję się wyrazu oczu niektórych jego postaci, są mocno socjopatyczne, ciepłe jak wzrok mojej bibliotekarki z Hożej.
Jednak moim ulubionym obrazem z kolekcji Roberta Longhiego jest „Alegoria Vanitas” Angela Caroselliego, od początku łączonego z innymi caravaggionistamii To zero świętych, ściętych, obciętych głów, samo czochranie się i próżność. Prawie jak na Instagramie.
No bajka.
***
Mogłabym długo pisać o każdym z obrazów, ale lepiej samemu je obejrzeć – można to zrobić do 10 lutego 2022 r. Oprócz tego, że wyprawa do Zamku Królewskiego jest zawsze świetnym pomysłem, kolejny powód, żeby pójść na wystawę, to INSTA POINT: specjalny punkt z ramą obrazu, karafką z florą oraz jaszczurką. Można zostać „Chłopcem gryzionym przez jaszczurkę”. Nic, tylko dać się ugryźć i robić zdjęcie.
Poza tym to nie koniec Caravaggia w Warszawie!!
Bo teraz oprócz „Chłopca gryzionego przez jaszczurkę” pokazywanego w ramach wystawy „Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego” w Zamku Królewskim w Warszawie prezentowany jest jeszcze jeden obraz Caravaggia: „Narcyz przy źródle”, obraz z Palazzo Barberini, jednej z siedzib Galleria Nazionale d’Arte Antica w Rzymie.
„Narcyza” można oglądać go do 20 lutego 2022 r. Ja byłam 22 listopada na przedpremierowym pokazie specjalnym i powiadam Wam: idźcie!! Fenomen tego obrazu Caravaggia polega na tym – oprócz tego, ze to obraz Caravaggia – ze jest to jeden z nielicznych obrazów Caravaggia o tematyce mitologicznej.
⠀
Mit o Narcyzie wzięty z „Metamorfoz” Owidiusza od wieków jest hiciorem i doczekał się wielu wydań, ale prawdziwy boom zaczął się po tym, jak Dante umieścił młodzieńca w Piekle z „Boskiej Komedii”. Według mitu Narcyz będzie szczęśliwy, dopóki nie zobaczy swojego odbicia. Narcyzek wyrósł na ciacho, leciały na niego nimfy, które odtrącał (biedna Echo tak to przeżyła, ze z rozpaczy zaczęła znikać, aż w końcu zniknęła i pozostało po niej tylko echo…echo… cho…cho…o). ⠀
Bogowie postanowili dać nauczkę egocentrykowi. Podczas polowania Narcyz zmęczył się i zachciało mu się pić. Dotarł do sadzawki, zobaczył w niej odbicie jakiegoś przystojniaka i z marszu się zakochał.
⠀
Według Owidiusza Narcyz:
„Niebaczny, sam się swoją zachwyca urodą.
Szyja, która białością mleko przypomina,
Włosy, godne Bakchusa, godne Apołlina,
I uśmiech czarujący oko jego zwabia […]
Sam jest celem swych pochwał i swego pragnienia”
⠀
Narcyz nie mógł od siebie oderwać oczu i tak klęczał, klęczał, klęczał, aż zaklęczał się na smierć!! Po śmierci zamienił się w kwiat, który nosi jego imię.
⠀
Morał: nie można mieć ego większego od mojego przedostatniego narzeczonego.
Koniecznie wybierzcie się do Zamku Królewskiego, bo „Narcyza przy źródle” oglądacie w ramach biletu na wystawę „Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego”. 2 Caravaggie w cenie 1 – to dopiero promocja!!
A przy „Narcyzie przy źródle” zbudowany jest kolejny w Zamku Królewskim w Warszawie INSTA POINT – z sadzawką – można więc samemu zainstalować się przy źródle. Ja się zainstalowałam i przeżyłam. Moja próżność jest wstrzemięźliwa. Albo po prostu odróżniam swoje odbicie od majaków.
.
9 komentarzy
…fenomen felietonu Wernisażerii polega na tym – oprócz tego, że to felieton Wernisażerii – że jest to jeden z nielicznych felietonów Wernisażerii o próżności wstrzemięźliwej, która po prostu umożliwia odróżnienie swojego odbicia od majaków… 😉😁 …to muszę napisać, że felieton jest fantastyczny, napisany stylem, który uwielbiam (…chyba sam takiego czasem używam); w tej formie wszystkie informacje są łatwe w odbiorze a ich lektura staje się po prostu czystą, wspaniałą degustacją (i dotyczy to wszystkich felietonów – śmiało mogę tak stwierdzić bo przeczytałem wszystkie) … 🙂❤️
Kamilo , czytałem, czytałem i czytałem… z fascynacją. I teraz widzę tą wystawę we wszystkich blaskach i światłocieniach, wypełnioną pasjami Caravaggia i jego współczesnych , późniejszych i poprzedzających naśladowców, żywą, kłębiącą się i pulsującą. I po co ja pojadę do Zamku, gdy wiem że na żywo , gdy pospaceruję i spocznie na tych wspaniałościach moje oko laika – moje odczucia będą blade i słabego tętna. Kamilo – piszesz genialnie ! I to był żarcik – gdy opadnie zaraza przed końcem lutego, przyjadę i spróbuję wchłonąć te namiętności, które się tam kłębią.
Dawno już nie czytałam o tekstu o sztuce napisanego tak dobrze. Podziwiam i dziękuje. Z olbrzymia chęcią tu zagoszczę dłużej. Jeżeli chodzi o wystawę, to poczułam się wręcz zobligowana do wyprawy . Daleko mam, ale obiecuję.
Wspaniały wpis!
Wow! Wspaniały tekst. Uwielbiam Twój styl pisania. ❤️💙
Nawet nie wiesz, jak miło mi to słyszeć 🙂 takie słowa mobilizują mnie do wrzucenia wszystkich tekstów na stronę, ale zaprawdę nie wiem, skąd wyłowić na to czas.
❤️
Nie znam się na sztuce malarstwa choć próbuję podziwiać i czytać teksty opisowe. Połowy nie rozumiem, a drugiej nie zapamiętuję lecz Twój tekst jest naprawdę świetny z tymi dygresjami. Haha. Ale muszę przyznać, że obraz Święty Bartłomiej (nomen omen imię mojego syna) jest niesamowity wręcz zjawiskowy. Serdecznie pozdrawiam!
Nawet nie wiesz, jak miło mi to czytać!! A jak trafiłeś na moją stronę? Szukając czegoś o wystawie Caravaggia? 🙂