Wystawa „Chagall, Modigliani, Soutine… Paris pour école, 1905-1940″, w Musée d’art et d’histoire du Judaïsme w Paryżu.
Dziś o „Słowianach przebranych za przedstawicieli sztuki francuskiej”, jak wrednie określił artystów École de Paris Louis Vauxcelles, autor dwóch równie złośliwych terminów: fowizm i kubizm. Aktualnie prace „przebranych Słowian” można oglądać w Musée d’art et d’histoire du Judaïsme w Paryżu na wystawie „Chagall, Modigliani, Soutine… Paris pour école, 1905-1940″, która fenomenalnie pokazuje fenomen École de Paris.
Co znajdziecie w recenzji?
To ponad 130 obrazów, rysunków, rzeźb, fotografii oraz liczne niewystawiane dotąd „papiery”, np. listy, szkice, wycinki z gazet, ogłoszenia, plakaty, katalogi wystaw, programy balów, broszurki, książki itd.
Chagall, Soutine, Modigliani i polska reprezentacja w Paryżu
W Musée d’Art et d’Histoire du Judaïsme prezentowane są same nazwiska-czołgi: Marc Chagall, Chaim Soutine, Amedeo Modigliani, Jules Pascin, Jacques Lipchitz, Chana Orloff, Rudolf Levy, Ossip Zadkine, Walter Bondy, Adolphe Feder, Georges Kars.
Jak widać – sami Rosjanie, Czesi, Białorusi, Węgrzy, Niemcy, ale do tego dochodzi jeszcze mocna reprezentacja Polaków: Alicja Halicka z Krakowa (prawdopodobnie pierwsza na świecie kobieta-kubistka) oraz jej maż Louis Marcoussis (Ludwik Markus) z Warszawy (prawdopodobnie kubista najbardziej na świecie przeceniony przez swoją żonę, prawdopodobnie pierwszą na świecie kobietę-kubistkę), Moïse Kisling (Mojżesz Kisling) z Krakowa, Mela Muter z Warszawy, Henryk Hayden z Warszawy, Henryk Epstein z Łodzi, Marcel Słodki z Łodzi, Morice Lipsi (Moryc Lipchytz) z Pabianic, Simon Mondzain (Szymon Mondszajn) z Chełma, Leon Weissberg z Przeworska i Marek Szwarc ze Zgierza.
Taka to była nasza polska Szkoła Paryska.
Chociaż tak naprawdę Szkoła Paryska nie jest żadną szkołą w tradycyjnym rozumieniu: jest to określenie obejmujące przybyłą do Paryża w latach 1904-1914 grupę artystów głównie z Europy i Imperium Rosyjskiego, z których większość była pochodzenia żydowskiego. Nie mieli szalonego i wywrotowego programu, bo w ogóle nie mieli programu, nie mieli wspólnego stylu, bo reprezentowali różne nurty (kubizm, ekspresjonizm, fowizm, jak leci), ale łączyła ich wspólna historia i ideały: zwiali do Paryża przed pogromami, skostniałą sztuką czy ograniczeniami społecznymi.
I się zaczęło.
École de Paris, czyli Szkoła Paryska
Bo nagłe pojawienie się przed pierwszą wojną światową takiego wylęgu artystów, krytyków i marszandów pochodzenia żydowskiego sprawiło, że w Paryżu zaczęto wierzyć w istnienie „szkoły żydowskiej” (wiek bez spisku to wiek stracony), a takie przekonania nakręcały silne w latach 20. XX wieku klimaty antysemickie.
Artystów École de Paris (chociaż wtedy jeszcze ich tak nie nazywano) całkowicie ignorowano, tylko dlatego, że nie byli Francuzami. Ksenofobiczny Salon Niezależnych w 1924 roku postanowił iść na całość z ostracyzmem i oddzielić prace artystów urodzonych we Francji od dzieł artystów spoza Francji. W ich obronie stanął francuski krytyk sztuki André Warnod, który 27 stycznia 1925 roku w artykule w przeglądzie literackim „Comœdiau” posłużył się terminem „Szkoła Paryska” hurtem obejmującym wszystkich artystów „z importu” przybyłych do Paryża na początku XX wieku.
Mimo dobrych chęci Warnoda, termin szybko zyskał popularność, jednak często posługiwano się nim w znaczeniu negatywnym. Krytycy rzucili się jak opętani na poręczne określenie, które odda gigantyczne zagrożenie, jakie zagraniczni artyści stanowią dla „czystości” (hy, hy) francuskiej sztuki. W Paryżu Szkołę Paryską tworzą nie-Francuzi, zgroza! Zgroza! Pomór!
Pseudo-Francuzi w ulu
Zawsze mnie to bawi, że Waldemar George, jeden ze szczególnie aktywnych paryskich krytyków, który w 1931 roku dziamgolił, że nazwa Szkoły Paryskiej „pozwala każdemu artyście udawać, że jest Francuzem […] odwołuje się do tradycji francuskiej, ale zamiast tego ją unicestwia”, w rzeczywistości nazywał się Jerzy Waldemar Jarociński i sam był Żydem z… Łodzi. Ups.
Większość malarzy École de Paris mieszkała w „La Ruche” [Ul], czyli w ośmiokątnym, trzypiętrowym budynku znajdującym się na Montparnassie. Został zbudowany z materiałów zdemontowanych z Pawilonu Winnicy Medoc (jakoś nigdzie nie piszą, co się stało z wnętrzem tegoż pawilonu), który to pawilon zbudowano na Wystawę Światową w Paryżu w 1900 roku. „Ul” składał się z 50 pracowni z dużymi oknami, a pobliskie budynki stanowiły kolejne 50 pracowni. Pomysłodawca całej imprezy, czyli rzeźbiarz i filantrop Alfred Boucher, nazwał kompleks „Ul”, bo chciał, żeby artyści mogli pracować jak pszczoły w ulu (oraz żeby byli równie pracowici).
Książe Montparnasse’u
„La Ruche” otworzono w 1902 roku z błogosławieństwem rządu francuskiego, szczęśliwego, że ma z głowy wynajdowanie miejsca, do którego w pierwszej kolejności udadzą się ci okropni artyści z zagranicy dybiący na dziewiczość sztuki francuskiej. Pierwszy do budynku wprowadził się Chagall, a później dołączyli do niego m. in. Modigliani, Jacob, Soutine, Kisling,Zadkine, Pascin czy Lipchitz.
Artyści razem pracowali, portretowali się, imprezowali i spotykali się przy bulwarze Montparnasse w istniejących do dziś kawiarniach Le Dôme oraz La Rotonde. Kotłowali się wszyscy niemożebnie, a wystawa „Chagall, Modigliani, Soutine… Paris pour école, 1905-1940” kapitalnie pokazuje te kotłowaniny, jak krzyżowały się ich drogi w pracowniach, knajpach, łóżkach i tak dalej oraz co z owych skrzyżowań wyszło.
A skąd takie ramy czasowe wystawy?
Rok 1905, a więc rok przybycia do Paryża „Księcia Montparnasse’u”, Julesa Pascina, uznaje się za zalążek École de Paris. Rok później w Paryżu zjawia się Modigliani, który wsławi się milionem rzeczy, m.in. tym, ze w knajpie nie płaci gotówką albo kartą, tylko naprędce robionymi rysunkami. I tak krok po kroku rozrasta się środowisko École de Paris.
Wystawa obejmuje czasy sprzed pierwszej wojny światowej aż do rządu Vichy, w tym sztukę tworzoną między dwoma wojnami światowymi oraz w trakcie Wielkiej Wojny, kiedy to do Legii Cudzoziemskiej wstąpili Kisling, Marcoussis, Mondzain i Zadkine, który sporządził 20 mocnych akwafort na temat realiów wojennych. Zero lukru.
Z tego okresu pochodzi prezentowany na wystawie wstrząsający obraz „Śmierć i kobieta” Marevny (właśc. Marii Vorobiev), koleżanki Modiglianego z Académie Russe. Śmierć w eleganckim mundurze z orderami flirtuje przy winku z kobietą w kabaretkach i z maską przeciwgazową na twarzy. Najtrwalsza para świata, Eros i Tanatos. Cala sztuka europejska by się rozsypała, gdyby ktoś spróbował rozwalić ten związek.
„Années folles – szalone lata dwudzieste
Następnie na wystawie przedstawiona jest epoka „Années folles” [Szalone lata] zwana tez „Roaring Twenties” [Ryczące lata dwudzieste] – czas, gdy świat musiał wykrzyczeć radość z powodu zakończenia wojny i w końcu musiał się wyszaleć. Lata euforyczne, lata chaotyczne. To wtedy pojawiają się jazz, radio czy filmy z dźwiękiem. Jazgot, ruch, przyjemność i entuzjazm stają się sposobem na życie, również na Montparnassie. Nocny Paryż, nienasycony, roztańczony, pojawia się np. na obrazie „Dancing” i cyklu litografii „Montmartre” artystki Lou Albert-Lasard. Wyginam ciało śmiało, po czym TRACH!!
Szalony okres kończy amerykański krach giełdowy w 1929 roku oraz samobójstwo ikony Montparnasse’u – Pascina. Na wystawie znajduje się wykonany przez niego portret żony Hermine David, malarki i grawerki, która po jego śmierci będzie wystawiać swoje prace u byłej kochanki męża, Lucy Krohg. Mówiłam, że kotłowali się niemożebnie.
Jednak wówczas, mimo Warnoda, dzielnie broniącego ich krytyka sztuki, w związku z nasilającym się antysemityzmem artyści Szkoły Paryskiej byli i tak coraz bardziej marginalizowani.
Począwszy od 1935 r. publikacje artystyczne nie pisały już o Chagallu (!!), wspominały o nim jedynie czasopisma dla żydowskich czytelników. W 1939 roku Chana Orloff, koleżanka Marevny z Académie Russe, stworzyła przerażającą rzeźbę „Pasikonik” nawiązującą do motywu szarańczy. Bo wojna, o której od dłuższego czasu ciagle tyle się mówi, będzie gorsza niż wszystkie biblijne plagi razem wzięte. Powiem Wam, że dla mnie „Pasikonik” to jedna z najbardziej wstrząsających prac, jakie widziałam w życiu: robactwo jest dalekie od naturalizmu i kształtem przypomina… armatę.
Koniec École de Paris
Natomiast od czerwca 1940 r., kiedy do Paryża wkroczyli naziści, artyści Szkoły Paryskiej w ogóle nie mogli już wystawiać w Paryżu. Jest to koniec École de Paris.
Na szczęście na wystawie w Musée d’Art et d’Histoire du Judaïsme prezentowane są prace École de Paris w szczytowym punkcie rozwoju. Widziałam mnóstwo Modiglianiego, Soutine’a czy Chagalla, ale zaskoczyły mnie fantastyczne obrazy „Autoportret” i „Dziewczyna w szarym szalu” Georgesa Karsa należącego do pierwszego pokolenia współczesnych artystów czeskich. No bajka.
Aaaale najbardziej fantastyczna była mnogość artystek École de Paris. Stąd m. in. uwielbianej przeze mnie Meli Muter „Autoportret” oraz „Portret Françoisa Pompona” przedstawiający rzeźbiarza obok jego słynnego marmurowego „Białego niedźwiedzia”. Na końcu wrzucam zdjęcie tej rzeźby, specjalnie dla Was zrobiłam je w Musée d’Orsay, bo tam misiek rezyduje.
Jednak największym smaczkiem na wystawie w Musée d’Art et d’Histoire du Judaïsme była poświęcona Ossipowi Zadkine’owi książka Blaise’a Cendrarsa „La Prose du Transsibérien et de la Petite Jehanne de France”, do której ilustracje zrobiła Sonia Delaunay. Chociaż „książka” to nie jest najlepsze słowo, bo owo cudo ma formę kodeksu: zamknięte mieści się w kieszeni, a otwarte rozkłada się w akordeon o długości 2 metrów. Przeplatająca obrazy i teksty publikacja jest dziś uznawana za szalenie ważną w historię książki artystycznej. Co nie zmienia faktu, że od kolorowych pryzmatów Sonii wolę jej wcześniejsze prace, takie jak mocno Gauguinowską „Filomenę”, czyli zawieszoną we florze brunetkę w czerwonej kreacji.
Trzy damy Modiglianiego
Rozważałam zrobienia przy niej zdjęcia, ponieważ dopiero po (!!) mojej wizycie w muzeum pojawił się obraz „Młodej dziewczyny w pasiastej koszuli”: rudej Renée, żony Kislinga, której Modigliani w 1917 roku namalował kilka portretów. Byłam niepocieszona, bo z chęcią zrobiłabym sobie zdjęcie przy tym obrazie, nawet ubrałam się w pasiastą sukienkę!! A tak musiałam pocieszyć się pozowaniem wśród dwóch innych dam Modiglianiego. Dwóch nierudych dam. Nawet jeśli jedną z nich jest Dédie, czyli Odette Hayden, to nadal jest nieruda.
Rudej czy nie rudej mówcie mi, jak Wam się podoba wystawa? Czy jesteście zdalnie oczadziali? Bo ja nadal jestem.