Maria Prymaczenko, „Ukraiński świat Marii Prymaczenko”, Kordegarda. Galeria Narodowego Centrum Kultury w Warszawie.
Zgodnie z Waszym życzeniem oto długi wpis o wystawie plenerowej „Ukraiński świat Marii Prymaczenko” zorganizowanej przed Kordegardą Galerią Narodowego Centrum Kultury. Prezentowanych jest 11 wybranych prac namalowanych przez Prymaczenko w latach 1963-1988.
Co znajdziecie w recenzji?
Opowiem Wam o tej fascynującej malarce ludowej, która zajmowała się również rysunkiem, haftem i malarstwem na ceramice (wazonach, doniczkach, butelkach itd.), a malowała od serca i zawsze lewą ręką, bo jest bliżej serca.
Zresztą sztukę Marii Prymaczenko nazywa się prymitywną (nie cierpię tego określenia), naiwną lub właśnie „sztuką świętego serca”. Przy okazji wystawy „Du Duanier Rousseau à Séraphine. Les grands maîtres naïfs” w Musée Maillol w Paryżu pisałam Wam, że malarstwo naiwne to nie jest szczyt realizmu, tylko przede wszystkim obrazy duszy, krajobrazy skojarzeń, emocji; nie inaczej jest w przypadku Prymaczenko.
Bajkowy świat Marii Prymaczenko
A miała ona szalenie rozbudową wyobraźnie i nietypowe skojarzenia. Mówiła: „patrzę w podłogę – widzę bestię albo człowieka na koniu”, w tym miejscu możecie się zastanowić, co o Was mówi fakt, że w plamie keczupu widzicie tylko plamę keczupu, ewentualnie konserwanty. Tymczasem Prymaczenko często malowała rzeczy, których w ogóle nigdy nie widziała. Tak było np. w przypadku lwa. W życiu nie widziała go na żywo, ale ktoś jej powiedział, że lew to taki duży kot z grzywą. No wiec malowała go jako dużego kota z grzywą.
Prymaczenko była bardzo pracowitą artystką – stworzyła ponad 1000 prac, które można podzielić na fabularne, symboliczne, rytmiczne i ornamentalne. Ludowa ornamentyka, baśniowe motywy i sceny z codziennego życia, ale namalowane w baśniowy sposób (np. „Ukraińskie wesele:), żywe, wesołe kolory, fantastyczne stwory (np. „Czarna bestia”) i zwyczajne-nadzwyczajne rośliny oraz ich miks w stylu: krokodyle pokryte kwiatami, małpy śmigające po łodyżkach truskawek i tak dalej– oto bajkowy świat Prymaczenko.
A że w bajkach obowiązkowo musi być wątek walki dobra ze złem, nie mogło go zabraknąć w twórczości artystki. Dobre ptaki i zwierzęta malowała jasnymi kolorami, a złe – ciemnymi. W pracach Prymaczenko dobro zawsze wygrywa, jak to w bajkach.
Maria Prymaczenko, czyli czym pisanka za młodu nasiąknie
Maria Prymaczenko urodziła się 30 grudnia 1908 r (według kalendarza juliańskiego) lub 12 stycznia 1909 r. (według kalendarza gregoriańskiego) we wsi Bołotnia w obwodzie iwankowskim pod Kijowem, w której to wsi mieszkała całe życie.
Chociaż Prymaczenko nie miała wykształcenia artystycznego, cała jej rodzina przejawiała zdolności manualne – tata był stolarzem robiącym rzeźbione ogrodzenia, mama mistrzynią hafciarstwa, a babcia specjalizowała się w zdobieniu pisanek. Nie wiem jak Wam, ale mi prace Prymaczenko trochę kojarzą się właśnie z malowanymi albo drapanymi ludowymi pisankami. Tym bardziej, że nawet sposób malowania artystki – najpierw nakładała jasne kolory, potem ciemniejsze – przypominał ozdabianie pisanek.
W każdym razie Prymaczenko już od dzieciństwa miała ciągoty artystyczne: siadała nad brzegiem rzeki i rysowała patykiem na piasku. Co przyszła fala i zmyła rysunek, mała Maria dzielnie rysowała kolejny. Mając 17 lat, na poważnie zajęła się sztuką, a wszystko zaczęło się od wypasania gęsi na pełnej flory łące. Maria, jak to Maria, po swojemu rysowała kwiaty patykiem na ziemi, gdy nagle zauważyła trochę niebieskiej gliny.
Zabrała ją ze sobą do domu i wykorzystała do namalowania kwiatów, ale na… ścianach. Sąsiadom tak się spodobały, że poprosili o udekorowanie ich domów. Posypały się zlecenia, jeden z sąsiadów w ramach wynagrodzenia dał jej świnię, która uratowała jej rodzinę od głodu, i już poszło.
Odkrycie dla świata świata Prymaczenko. Wystawa Światowa w Paryżu
Szczęśliwie dla świata Prymaczenko została odkryta w 1935 r. przez kijowską artystkę-hafciarkę Tetianę Florę, która w ramach przygotowań do organizowanej przez siebie wystawy ludowej odwiedzała wiejskie domy kultury. I tak bardzo oczarowały ją prezentowane w nich tkaniny Prymaczenko, że wyruszyła do Bołotni, żeby osobiście poznać ich autorkę.
Zaprosiła ją do udziału w warsztatach organizowanych przez eksperymentalną pracownię Kijowskiego Muzeum Sztuki Ukraińskiej, których finałem była owa Pierwsza Wystawa Sztuki Ludowej. Prymaczenko zdobyła na niej dyplom I stopnia, ale nie mogła osobiście go odebrać, ponieważ w tym czasie miała operację nogi. W wieku 7 lat zachorowała na polio i dopiero dzięki tej operacji – a właściwie dzięki protezie – 20 lat później w końcu mogła zaczął poruszać się swobodniej, chociaż i tak do końca życia o kulach.
Od czasu tej wystawy jej prace prezentowane były w Warszawie, Sofii, Paryżu, Montrealu i Pradze. Jednak największy sukces nadszedł rok później, gdy w 1937 r. Prymaczenko otrzymała złoty medal na Wystawie Światowej w Paryżu. To już nie były żarty. Powaliła na kolana m.in. Pabla Picassa (piał z zachwytu „przed artystycznymi cudami tej genialnej Ukrainki”) i Marca Chagalla.
Jednak artystka i tym razem nie pojawiła się na miejscu. Nawet więcej – w ogóle nie pojechała do Paryża, tęskniła za swoją wsią, już w Kijowie źle się czuła, bo brakowało jej kontaktu z naturą.
Miłość, wojna, żałoba – czarny okres w życiu artystki
Ale to w Kijowie poznała swojego przyszłego męża, pochodzącego z sąsiedniej wsi Wasyla Marynczuka, porucznika Armii Czerwonej. W marcu 1941 r. urodził się ich syn Fedir, a w sierpniu tego samego roku Niemcy rozstrzelali 80 mieszkańców Bołotni, w tym brata Marii. Wasyl w tym czasie walczył na wojnie, z której już nie wrócił.
Podobno tuż przed jego śmiercią Prymaczenko miała dziwny sen: śnił jej się ogród, w którym wszystkie rośliny rosły do góry nogami – korzenie wyrastały z ziemi i rosły w kierunku nieba, a kwiaty, łodygi i liście rozrastały się pod ziemią. Po śmierci Wasyla Maria wyhaftowała na obrusie czarne róże i nakryła nim stół. Bardzo długo opłakiwała męża, na pewien czas całkowicie zaprzestała jakiejkolwiek działalności artystycznej.
Powojenne losy Marii Prymaczenko
Po wojnie Prymaczenko pracowała w kołchozie, wychowywała syna i opiekowała się rodzicami. Na nowo „odkryto” ją w Związku Radzieckim w latach 60. XX w. po artykule napisanym przez historyka sztuki Grigorija Miesteczkina w „Komsomolskiej Prawdzie”. W latach 1960-1966 Prymaczenko stworzyła cykl obrazów „By ludzie się radowali”, za który otrzymała w 1966 r. Państwową Nagrodę ZSRR im. T.G. Szewczenki (obecnie jest to Państwowa Nagroda Ukrainy im. Tarasa Szewczenki). W 1970 r. wydano bajkę ludową „Towcze baba mak”, którą Prymaczenko i napisała, i zilustrowała, w tym samym roku dostała odznaczenie Zasłużony Artysta RFSRR, a w 1988 r. tytuł Ludowy Artysta Ukrainy.
W 1986 r., po katastrofie w Czarnobylu, Maria i Fedir odmówili ewakuacji z rodzinnej wsi, chociaż ta leży zaledwie 50 km od elektrowni. Artystka stwierdziła, że woli pozostać w swoim domu, bo w innym miejscu na bank nie potrafiłaby tworzyć. Stworzyła „Czarnobylską serię” i zajmowała się sztuką do końca życia. Chociaż przez ostatnie osiem lat nie mogła już chodzić, nadal rysowała, tyle że w łóżku. Zmarła w 1997 r., Fedir 11 lat później.
Nie tylko jej syn, ale i wnuki Piotr i Iwan również zostali artystami.
Prace Prymaczenko były wystawiane m.in. we Włoszech, Austrii, USA, Kanadzie, Szwecji, Japonii, Chinach, Belgii, Bułgarii, Polsce, Danii, Portugalii, Czechach, Niemczech, Rosji, Gruzji, Armenii, Estonii, Uzbekistanie, Kazachstanie, na Węgrzech, Łotwie i Litwie.
W 1998 r. astronom Klim Czuriumow na cześć Prymaczenko nazwał jej nazwiskiem planetoidę (142624), a UNESCO ogłosiło rok 2009 Rokiem Marii Prymaczenko.
Kristina Isola i plagiat Marii Prymaczenko
Dwa lata wcześniej, w 2007 r. jej obraz „Szczur na drodze” bez żenady zerżnęła słynna fińska projektantka Kristina Isola i umieściła go na swojej tkaninie „Folks in the Woods” stworzonej dla firmy Marimekko zapewniającej tekstylia i naczynia na pokładach linii lotniczych Finnair. Jakby tego było mało, FinnAir pomalował w tenże wzór jeden ze swoich Airbusów A330 latających do Nowego Jorku i na Daleki Wschód.
Gazeta „Helsingin Sanomat” doniosła o podejrzanym podobieństwie między wzorem Isola / Marimekko z 2007 r. i obrazem Marii Prymaczenko z 1963 r. U Prymaczenko szczur idzie przez las i ciągnie na saniach małe szczurki, a rysunek Kristiny Isola różni się tylko tym, że przedstawia same drzewa bez szczura. Isola i Marimekko przyznali się i przeprosili za plagiat. „Nie myślałem o prawach autorskich ani o tym, wykorzystałam czyjąś pracę” – powiedziała Isola w oświadczeniu.
Yyy. Ja to nawet tego nie skomentuję.
O Marii Prymaczenko mogłabym jeszcze długo pisać, bo przebardzo zaciekawiła mnie jej postać.
Wrzucam Wam zdjęcia ze zbliżeniami jej prac, żebyście mogli nacieszyć się smaczkami takimi jak szałowe rzęsy byczka. Trochę różni się od byka Francisa Bacona.
Uśmiechające się domy Prymaczenko
Jeszcze w ramach ciekawostki:
Prymaczenko chciała zmobilizować innych artystów i pomalować wszystkie budynki i domy. Namawiała ich w ten sposób:
„Jakie cuda moglibyśmy stworzyć! Zakwitłyby nie tylko ogrody i parki w Kijowie, ale także ulice i aleje… domy patrzyłyby w dół i uśmiechały się do przechodniów…”.
Bardzo mnie rozczuliły te uśmiechające się domy.
PS Żebyście mieli świadomość tła wystawy organizowanej przez Kordegardę, galerię Narodowego Centrum Kultury:
w wyniku rosyjskiej inwazji 27 lutego 2022 r. spłonęło Muzeum Krajoznawcze w Iwankowie, które posiadało w swoich zbiorach 25 dzieł Prymaczenko. Na szczęście mieszkańcom udało się je uratować. Ta tragedia sprawiła, że świat po raz kolejny „przypomniał” sobie o Prymaczenko, a wystawa plenerowa przed Kordegardą ma przybliżyć ją polskim odbiorcom.
Można podziwiać ją do 6 kwietnia 2022 r.
3 komentarze
Tez nie lubię nazwy prymitywny, naiwny jako kolorowy, czasem uproszczony choc niekoniecznie dziecięco niewinny temat – to rowniez i moje klimaty – swej córce kupowalam ksiazki z mysla o ilustracjach, by rozbudzac wyobraznie, poczucie piekna i ciekawosc swiata
Doskonale rozumiem Marię – gdy ujrzę np. na zaslonie jakies dziwo – nie umiem juz go nie widziec – wieloswiaty nas otaczaja, choc nie kazdy je widzi… Ponoc wady wzroku pomagają wyobraźni – mój astygmatyzm z pewnością mi w tym nie wadzi🤪🤪🤪 sny, marzenia, lęki i obawy – nie poddaja się nurtom dellarte – bywa, ze łagodnieją pod dotykiem pędzla
Ja mam i astygmatyzm, i koszmarną wadę wzroku, to bez soczewek daleko bym nie zajechała, za bardzo impresjonistyczna byłaby to impreza 🙂