Wystawa „Theater des Überlebens. Martin Disler – Die späten Jahre” w Kirchner Museum Davos, w Szwajcarii.
To prawdziwa bomba ze szwajcarskich publicznych i prywatnych kolekcji. Wystawa w Davos związanego z Neue Wilde Martina Dislera, syna ogrodnika, artysty-samouka, malarza, rysownika, rzeźbiarza i poety.
Co znajdziecie w recenzji?
Na wystawie „Theater des Überlebens. Martin Disler – Die späten Jahre”, czyli „Teatr Przetrwania. Martin Disler – późne lata”, prezentowanych jest kilkanaście monumentalnych obrazów oraz jedna rzeźba z brązu z serii „Shedding of Skin and Dance” [Zrzucenie skóry i taniec].
Splecione postacie symbolizują chaotyczność i beznadziejność ludzkiej egzystencji; życie bardziej przypomina poplątane lampki choinkowe niż schludniutko ułożone na talerzu spaghetti.
Martin Disler i Ludwig Ernst Kirchner
A dlaczego w ogóle wystawę Dislera zorganizowano w Kirchner Museum Davos? Bo żywiołowe i ekspresjonistyczne prace Martina Dislera z ostatnich dekad dwudziestego wieku wchodzą w dialog z równie żywiołową i ekspresjonistyczną przedwojenną twórczością Ernsta Ludwiga Kirchnera (mój poprzedni wpis jest właśnie o Kirchnerze, więc jeśli go jeszcze nie znacie, to koniecznie nadróbcie to smutne niedopatrzenie).
Na tym nie kończą się podobieństwa między artystami, bo i jeden, i drugi tworzył szkice, wieloformatowe obrazy, rzeźby, wszystko. Dlatego z radością biegałam między salami i porównywałam prace obu dżentelmenów.
Na zdjęciu widzicie mnie w Kirchner Museum Davos między dwoma pracami o tytułach „Bez tytułu”. Zawsze cenię ten poziom kreatywności, niech widzowie nie lenią się i sami wymyślą tytuły, a nie po tych salach tylko łażą i łażą jak jakieś mindfulness bociany.
Późne lata Martina Dislera
Podtytuł wystawy „Późne lata” wziął się stąd, że są to prace, które Disler stworzył w ostatniej dekadzie życia (1986-1996) i szalenie różnią się od tych sprzed kilku dekad, między innymi mocno ekscentryczną typowo Dislerowską techniką i metodą pracy.
Otóż artysta wprowadzał się w trans, tańcząc godzinami, wyginając swoje ciało do granic możliwości, eksplorując przy tym własną podświadomość i w takim stanie tworzył swoje prace, można powiedzieć, że je ekstatycznie „wytańczał”. Po czym na zmianę nakładał i usuwał farbę, i to usuwał nie tylko pędzlami i nożami, ale i rękami oraz paznokciami. I skrobał tak, skrobał do momentu, aż prawie wtopił się ciałem w obraz. Nic dziwnego, że jego prace są bardziej pełne życia niż niektóre osoby oglądające wystawę.
Z drugiej strony Francis Bacon malował swoimi sztruksowymi pantalonami, tak że tego.
Artysta bez matury, ale z biografią
Zresztą artysta, równie ciekawą co technikę pracy, miał biografię.
Martin Disler, podobnie jak na przykład Andrzej Wajda, nie miał nawet matury. Wyleciał z katolickiej szkoły i zaczął podróżować po Europie. Sporo czasu spędził we Włoszech, potem we Francji, mieszkał w Paryżu i ostatecznie wylądował w Zurychu.
Martin Disler należał do powstałego w 1978 roku w opozycji do sztuki minimalistycznej i konceptualnej ruchu Neue Wilde [„nowi dzicy”], który nawiązuje do francuskich fowistów: Les Fauves oznacza dzikie zwierzęta, drapieżniki, dlatego czasem Neue Wilde nazywa się neofowizmemem.
Dziki Disler
Artyści z tego kręgu nawiązywali również do najlepszych lat niemieckiego ekspresjonizmu, stąd też był nazywany neoekpresjonizmem. Neue Wilde, tak jak równoległe ruchy, Transavantguardia we Włoszech, neoekspresjonizm w USA i Figuration Libre we Francji, polegał na malowaniu szybkimi, szerokimi pociągnięciami pędzla ekspresyjnych obrazów w jasnych, intensywnych kolorach. Wypisz, wymaluj – Disler.
Wydaje mi się, że Disler jest w Polsce stosunkowo mało znany, a to przecież nie byle neptek, tylko konkretny artysta z dorobkiem, m.in. brał udział w 1982 roku w Documenta 7 w Kassel, czyli jednej z najważniejszych wystaw na świecie, prawie że Oskarów sztuki.
Rozważałam oddzielny wpis z wcześniejszymi pracami Dislera, ale one są mniej kolorowe i zdecydowanie nie tak spektakularne.