Wystawa „Polska. Siła obrazu”, Muzeum Narodowe w Warszawie.
Oscar Wilde zazwyczaj ma rację, chyba, że nie ma racji, to wtedy nie ma racji. I o ile wie, co mówi o pokusie (jedyny sposób, żeby się od niej uwolnić, to jej ulec), to trąbiąc, że „każda sztuka jest bezużyteczna”, błądzi we mgle jak postać z obrazu Caspara Davida Friedricha, gdyby wędrowiec raczył na chwilę porzucić romantyczne bóle egzystencjalne i zejść ze skały.
Co znajdziecie w recenzji?
I w przypadku przygotowanej przez polskich i francuskich kuratorów wystawy „Polska. Siła obrazu”, która miała premierę w filii Luwru w Lens pod – moim zdaniem – ciekawszym tytułem „Pologne 1840–1918. Peindre l’âme d’une nation” („Polska 1840–1918. Namalować ducha narodu”), nie miał racji nasz nieboraczek Oscar Fingal O’Flahertie Wills (nic dziwnego, że zredukował liczbę imion o cztery, pewno sam nie mógł ich zapamiętać).
„Polska. Siła obrazu” a duch narodu
Bo podczas rozbiorów sztuka (oraz literatura i muzyka) pełniła ważną kulturotwórczo-mitotwórczą funkcję: podtrzymywała morale, niczym wizualny odpowiednik prozy Sienkiewicza „krzepiła serca”, na różne sposoby kształtowała zbiorową pamięć, nad której wysadzeniem zaborcy pracowali intensywnie przez 123 lata.
A jak najlepiej zobrazować to kształtowanie? Namalować sto obrazów albo przynajmniej zgromadzić je w jednym miejscu, co też zrobiono w Muzeum Narodowe w Warszawie. Jeden obraz ma siłę, żeby trzymać w ryzach tożsamość narodową narodu bez państwa, a co dopiero ponad sto obrazów. Jest moc.
Pozytywistyczne grzmoty i mitologia historyczna
W salach wyeksponowano prace namalowane w latach 1840-1918 przez same romantyczno-pozytywistyczno-młodopolskie nazwiska-grzmoty. A wśród nich znaleźli się: Stanisław Wyspiański, Aleksander i Maksymilian Gierymscy, Jan Matejko, Leon Wyczółkowskiego, Józef Mehoffer, Olga Boznańska, Józef Brandt, Józef Chełmoński, Ferdynand Ruszczyc, Konrad Krzyżanowski, Jacek Malczewski, Wojciech Weiss, Jan Stanisławski, Juliusz i Wojciech Kossakowie, Witold Wojtkiewicz, Władysław Ślewiński, Artur Grottger, Józef Simmler, Julian Fałat i Zbigniew Pronaszko. Sporo tego.
Na wystawie pojawiło się mnóstwo wątków z okresu zaborów: od malarstwa mitologiczno-historycznego (oczywiście z akcentem Napoleońskim), niekiedy dość mocno odleciałej gloryfikacji przeszłości Polski i sztuki narodowej z Norwidowsko-Mickiewiczowskim tłem, przez pejzaże i domy/dwory jako „małe ojczyzny” oraz nawiązania do kultury ludowej, aż po awangardowe eksperymenty i zupełnie niemesjanistyczną sztukę dla sztuki.
Siła obrazu oraz power Stańczyka
Furorę jak zwykle robiły dwa klasyki Muzeum Narodowego w Warszawie, czyli „Babie lato” i „Stańczyk”, przy którym mnie widzicie. Ze względu na charakter wydarzenia zdecydowałam się wystąpić w spódnicy nawiązującej do polskiej kultury ludowej.
Na wystawie „Polska. Siła obrazu” była oczywiście pełna porażającej ciszy i skamieniałych emocji „Trumna chłopska” Aleksandra Gierymskiego, a z dóbr importowych największą bombą był „Czarny staw” z Muzeum Narodowego w Krakowie. Pejzaż wygląda jak współczesna fotografia i aż trudno uwierzyć, że Stanisław Witkiewicz namalował go prawie 130 lat temu, również i ten obraz macie na zdjęciu.
Wystawę otwiera monumentalny „Reytan (Upadek Polski)” Jana Matejki z 1866 roku, który przedstawia tragiczną scenę przyklepania pierwszego rozbioru polski, a więc moment oficjalnego „otwarcia” zaborów, a zamyka „W sadzie” Zbigniewa Pronaszki z 1910 roku.
To była moja pierwsza wystawa po prawie trzech miesiącach koronaszlabanu; po słynnej już takiej pięknej i długiej kolejce do Muzeum Narodowego w Warszawie wnoszę, że nie ja jedna tęskniłam za ekspozycjami. A że „Polska. Siła obrazu” jest jedną z ciekawszych i bardziej oczekiwanych wystaw ostatnich lat, fantastycznie, że udało się ją przedłużyć do 21 lutego.
Kto jeszcze jej nie widział, niech natychmiast szoruje do Muzeum Narodowego.
Obrazy udostępniły następne instytucje: Muzeum Narodowe w Warszawie, Muzeum Narodowe w Krakowie, Muzeum Narodowe w Poznaniu, Muzeum Okręgowe w Toruniu, Zamek Królewski w Warszawie, Zamek Królewski na Wawelu, Fundacja im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu oraz kolekcjonerzy prywatni.