Kolekcja „Sztuka polska XVII–XIX wiek”, Muzeum Narodowe we Wrocławiu.
Malczewski, Boznańska, Witkiewicz, Podkowiński, Matejko, Kossak, Mehoffer, Fałat, Wyspiański, Chełmoński, Pankiewicz, Bilińska, Makowski, Chwistek, Wyczółkowski, Grottger oraz Maszkowski, najprzystojniejszy malarz wszech czasów, w dodatku wyglądający jak idealny pan Darcy z powieści Jane Austen. Brzmią jak wymarzone towarzystwo na imprezę, a to tylko niektóre nazwiska-armaty z polskiej historii sztuki obecne we wspaniałej kolekcji Muzeum Narodowe we Wrocławiu.
Co znajdziecie w recenzji?
Wahałam się, czy wrzucić zdjęcie, na którym stoję obok uwielbianego przeze mnie „Portretu ojca w Garches” Tadeusza Styki, ale stwierdziłam, że nie będę się rozdrabniać i stanę obok „Ślubów Jana Kazimierza”, imponującego grzmota (5 metrów szerokości!!) Matejki, chociaż ledwo mnie widać na zdjęciu. Muzeum Narodowe we Wrocławiu ma mnóstwo fantastycznych obrazów, jednak w jego murach to Jan Matejko gwiazdorzy.
Muzeum Narodowe we Wrocławiu, a Jan Kazimierz we Lwowie
Namalował go w pół roku i spokojnie dokończyłby to cudo, ale po drodze zmarł, bo od dłuższego czasu miał gigantyczne problemy z żołądkiem. Artysta zdążył nadać rysy hetmanowi Stefanowi Czarnieckiemu, ale niektóre detale na obrazie są zaledwie naszkicowane, ciekawa jestem, czy je widzicie.
Grzmot, jak to u Matejki, powala rozmachem i wizją historyczną, ale niestety nasz król Jan II Kazimierz Waza, w przeciwieństwie do Matejki, nie popisał się: nie dotrzymał ślubów złożonych przed ołtarzem Matki Boskiej Łaskawej 1 kwietnia 1656 roku w katedrze w we Lwowie, nieładnie.
Podpuścił szlachtę oraz chłopów, że wojna ze Szwedami-protestantami ma charakter religijny, więc niech się przyłożą do walki (chłopi, nie ci barbarzyńcy z Północy), a nagroda ich nie minie – nie tylko ta w Królestwie Niebieskim, ale też w bardziej lokalnym królestwie, Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Że niby odtąd będzie im lepiej i lżej się żyło, obiecał „kmieciów […] od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków wyzwolić”.
I co? Jajco, nic z tego nie wyszło, szlachta się sprzeciwiła i dalej chłopi nie zyskali żadnych przywilejów.
Kiedy Malczewski się zapędzi albo jak powstaje arcydzieło
A sam pomysł ślubów był, jak to się mówi w środowisku artystyczno-humanistycznym, „zainspirowany” ślubami pierwszego premiera Francji, kardynała Richelieu (swoja szosą wspierającego finansowo Szwedów), który w 1636 roku oddał Francję pod opiekę kościoła.
Temat Ślubów Lwowskich przez wieki był gorący i nawet Stanisław Wyspiański zaprojektował dwa witraże. Miał zamówienie na jeden („Śluby Jana Kazimierza”), ale po drodze tak się zapędził, że z górnej części wykrystalizował się oddzielny projekt („Polonia”); doskonale rozumiem pana W., sama mam tak mniej więcej z co drugim tekstem. „Polonia” znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Kielcach, w którym swoją drogą nigdy nie byłam, bardzo możliwe, że to z tego powodu, że w Kielcach jako takich nigdy nie byłam. Natomiast w Muzeum Narodowym we Wrocławiu wisi za to Malczewskiego m. in. tryptyk „Prawo – ojczyzna – sztuka”.
Ale chwilowo nie będzie dlugaśnych tekstów. Wiecie, ze z koronapowodu i granic jak drzwi obrotowe – raz otwartych, raz zamkniętych, znów otwartych, znów zamkniętych – nie poleciałam do Paryża. W związku z tym, że jestem w Polsce, od 7 września do końca miesiąca zrobiłam sobie zasłużone wakacje, najpierw we Wrocławiu, a od połowy przyszłego tygodnia w Gdańsku.
W ramach czekania na nowe krótkie recenzje oraz najdłuższe na świecie felietony wernisażowe możecie nadrobić zaległe, a także porównać obrazy z pracowniami ze zbiorów Musee d’Orsay z pracownią Wojciecha Weissa znajdującą się w kolekcji Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
Parasolka Boznańskiej, czyli we Wrocławiu modny jest japonizm
Nie może być tak, że Musée D’Orsay znam lepiej niż polskie muzea, które są zdecydowanie za mało doceniane. A przecież my też – nie tylko w Muzeum Narodowym we Wrocławiu – mamy fantastyczne zbiory i wspólne dla Europy motywy, takie jak na przykład XIX-wieczna fascynacja kulturą japońską. O japonizmie pisałam Wam już przy okazji tekstów o Edgarze Degasie oraz Henrim de Toulouse-Lautrecu, tam też bezpośrednio przywołuję Olgę Boznańską, taki szał.
Tak że à propos Toulouse-Lautreca niestety musicie poczekać na trzecią część tekstu, bo najpierw kanikuły. Na osłodę macie część pierwszą oraz cześć drugą, jeśli ktoś ich jeszcze nie przeczytał, niech koniecznie nadrobi.
Ale powiedzcie, czy chcecie, żebym wrzuciła wpis z inną, równie świetną odnogą Muzeum Narodowego we Wrocławiu, czyli z malarstwem europejskim? Wakacje wakacjami, ale nie zostawię Was przecież nawet bez krótkich wpisów i dzielenia się takimi wspaniałościami. Proszę szybko odpisywać, bo aktualnie nie wiszę non-stop na telefonie, odpoczywam.
***
Ach, i na koniec obiecany pan Darcy, również Muzeum Narodowego we Wrocławiu. No sami powiedzie, czy Jan Maszkowski nie jest idealnym pandem Darcym z powieści „Duma i uprzedzenie” Jane Austen? Chociaż Colin Firth, w przeciwieństwie do Matthew Macfadyena, też daje radę, ale on zawsze daje radę, nie tylko wizualni, bo po prostu jest świetnym aktorem. Jednak co Maszkowski, to Maszkowski. Romantycy powinni się wspierać, Austen napisał swój bestseller w 1813 roku, a Maszkowski namalował autoportret 7 lat później, a więc w okresie, kiedy romantyzm w Polsce jeszcze nie nastał.
Stało się to dopiero dwa lata później, w 1822 roku, czyli wówczas, gdy swój bestseller wydał z kolei Adam Mickiewicz, a światło dzienne ujrzało „czucie i wiara” z wiersza „Romantyczność”. Dopiero 14 „Ballad i romansów” oficjalnie rozpoczęło epokę romantyzmu w Polsce, która, jak wiemy, dzięki uprzejmości Prus, Rosji i Austrii od 40 la nie istniała. W każdym razie, gdy Maszkowski malował swój obraz, romantyzmu na naszych ziemiach również jeszcze nie było.