Wystawa „Salvador Dali – grafika”, Miejsko-Gminne Centrum Kultury i Sportu w Choroszczy.
Zawsze żartuję, że skoro istniał Salvador Dali, to powinien istnieć Salvador Bliży. I chociaż na wernisaż wystawy Dalego Miejsko-Gminnym Centrum Kultury i Sportu w Choroszczy miałam dalej niż bliżej (a dokładnie 186 km), to z wielką przyjemność na niego pojechałam.
Co znajdziecie w recenzji?
I zaprawdę dobrze zrobiłam, bo na miejscu zaprezentowano 58 grafik powstałych w latach 1944-1983, z których część jest sygnowana przez Dalego, a pozostałe wytłoczono z autorskich matryc jako limitowane edycje.
Salvador Dali i niezłe (sadzone) jaja
Chociaż przeważnie pierwszym skojarzeniem z Dalim są jego obrazy („Trwałość pamięci” jest jednym z najczęściej przerabianych obrazów w kosmosie, widziałam przynajmniej dziewięćset wersji, w mojej ulubione spływające zegary są zastąpione sadzonymi jajami), ilustracje do książek były – podobnie jak u Henriego de Toulouse-Lautreca – ważnym obszarem działalności Dalego.
O ile pierwszy obraz, „Krajobraz Figueres”, Dali namalował w wieku 6 lat, to pierwszą książką zilustrował 14 lat później i był nią tomik poezji „Les bruixes de Llers” [„Czarownice z Llers”] jego przyjaciela Carlesa Fagesa de Climenta. Climent jakiejś szałowej kariery nie zrobił, za to po tym zdarzeniu Dali na dobre rozkręcił się z grafikami.
Salvador Dali jako ilustrator
Żebyście zrozumieli jego rozmach:
do samej „Boskiej komedii” Dantego Dali stworzył 101 akwareli i rycin, prawie tyle samo do „Księgi tysiąca i jednej nocy”. Oprócz tego zilustrował pół historii literatury, w tym utwory Szekspira, Goethego, Hemingwaya i tak dalej.
A w Miejsko-Gminne Centrum Kultury i Sportu w Choroszczy pojawiły się cykle graficzne takie jak: Biblia, Paternoster, Boska Komedia, Surrealistyczne Witraże, Surrealistyczne Kwiaty, Konie Dalego, czyli dużo surrealistycznego piękna i dobra. Mnie urzekł prezentowany na wystawie krucyfiks Dalego, który z marszu skojarzył mi się z asamblażami Władysława Hasiora.
Tarot Salvadora Dali
Na wystawie były litografie, akwaforty, staloryty i drzeworyty, jednak chyba największą furorę robiła ceramika / kafle oraz dwie talie kart: do pokera i do tarota. O ile pokerowa mniej mnie powaliła, to zaprojektowany w 1982 roku tarot jest znacznie bardziej „Dalowaty”: pierwsza karta z Wielkich Arkan, czyli Mag (inaczej zwany Kuglarzem, to zależy od talii), ma twarz Dalego, a Kapłanka (inaczej zwana Papieżycą) – twarz Gali.
Jak widać, czasem dobrze wylecieć z ASP, a najlepiej, jak Dali, wylecieć nawet dwa razy.
Bo Dali był prawdziwym magikiem – żonglował obszarami kultury wizualnej i chyba nie ma dziedziny, o którą nie zahaczyłby swoimi wąsami, projektował nawet – jak np. Alfons Mucha –logotypy: to Dali jest autorem logo Chupa-Chups. Wychodzi na to, że jako dziecię zajadałam się surrealistycznymi lizakami, nawet o tym nie wiedząc.
Centre Pompidou w Choroszczy
Co prawda na wernisażu lizaków nie było, ale za to było prawie wszystko pozostałe.
A wiecie, co jest najfajniejsze w wystawie Salvadora Dalego, oprócz tego, że to wystawa Salvadora Dalego? Że zorganizowało ją nie muzeum czy prywatna galeria, tylko Miejsko-Gminnym Centrum Kultury i Sportu. Fantastycznie, że tego typu wydarzenia są organizowane przez domy kultury w mniejszych miejscowościach, zawsze to bliżej („Bliży”) niż Centrum Pompidou.
Wystawę można oglądać do 28 lutego, ruszajcie do Choroszczy, póki muzea i tego typu instytucje są otwarte.
Na zdjęciu jestem z dyrektorem Miejsko-Gminne Centrum Kultury i Sportu w Choroszczy, Przemysławem Waczyńskim (czerwone spodnie) oraz z kuratorem wystawy, Łukaszem Kalinowskim (nieczerwone spodnie). Nagle wylądowałam na wernisażu wśród ludzi, w czasach pandemii to dopiero surrealizm.
A na ostatnim zdjęciu widzicie mnie podczas wywiadu dla regionalnej telewizji, w którym opowiadam o wystawie i mówię, dlaczego trzeba ją zobaczyć.