„MASCULLINEA /3”, Galeria XX1, Mazowiecki Instytut Kultury.
Podobno trudno jest polizać własny łokieć, ale chyba trudniej jest po dwóch tygodniach nart wrócić do rzeczywistości, nawet tej wernisażowej. W ramach przywracania mnie do życia na pierwszy ogień poszła otwarta w piątek zbiorowa wystawa w Galeria XX1, czyli „MASCULLINEA /3″ wernisaż (artyści: Bogusław Bachorczyk, Stanisław Piotr Gajda, Paweł Hajncel, Bartek Jarmoliński, który był też kuratorem, Piotr Kotlicki, Robert Kuśmirowski, Paweł Łyjak i Tomasz Matuszak).
Co znajdziecie w recenzji?
Po premierze „MASCULLINEA /3” w Galeria BWA w Kielcach (w tekście kuratorskim podany jest 2017 rok, a na stronie galerii jako żywo stoi 2018, więc nie mam pojęcia, kiedy w końcu pokazano te prace po raz pierwszy) oraz po zaprezentowaniu jej w Galeria Kobro w Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi w 2018 roku przyszedł czas na Warszawę.
Oczywiście nazwa nawiązuje do „miscellanea” (zbioru tekstów/dzieł różnych autorów), a zastąpienie pierwszego członu i otrzymanie „mascullinea” ma na celu podkreślenie, że jest to zbiór prac męskich. Zabieg podobny do gry słów jak np. w przypadku historii przemianowanej na herstorię, pojęcie z lat 70. XX wieku. Owo przekształcenie męskiego zaimka osobowego na żeński służyło podkreśleniu faktu opowiadania historii z perspektywy feministycznej („his”/ jego vs. „her”/ jej).
MASCULLINEA /3, czyli trzy wymiary męskiej sztuki
Jeśli chodzi o wystawę w Galerii XX1 forma „mascullinea” miała z jednej strony podkreślić, że autorami prac są wyłącznie mężczyźni, a z drugiej poprzez nawiązanie do przeszłości, w tym tej bardzo odległej, pokazać, jak wpływa ona na teraźniejszość. Jak wyczytałam w tekście kuratorskim, przeszłość jest rozumiana jako zdarzenia i historie (Arystoteles przewraca się w swoim stagiryjskim grobie, bo nie ma historii bez zdarzeń, sorry). Są to historie zarówno prywatne, osobiste, jak i nieznanych osób, różne doświadczenia, wspomnienia, siłą rzeczy obejmujące ludzi, sytuacje, miejsca czy przedmioty.
Niezależnie od małego narratologicznego sprostowania wystawa była szalenie ciekawa. Faktycznie fundowała mieszankę, zbiór rożnych prac, ponieważ prezentowano na niej obrazy, grafiki, fotografie, wideo, rzeźby/obiekty oraz kolaże. I te dwa ostatnie środki wyrazu według mnie były najciekawsze.
Moim faworytem był obiekt „Wszystkie moje marzenia” Tomasza Matuszaka, który można było interpretować jako możliwie najbliższe skóry nomen omen skórzane ubranie albo odlew torsu. Wiecie, że od 2013 roku i zobaczenia na wystawie „HEY! modern art & pop culture Part II” w Halle Saint-Pierre w Paryżu rzeźby “Of Genuine Contemporary Beast” Renata Garzy Cervery mam słabość do prac z „ludzkiej” skóry.
Kurtka ze skóry marynarza. „MASCULLINEA /3”, obraz pierwszy
Najlepsze było to, że „wszystkie marzenia” Tomasza Matuszaka były wytatuowane, stąd pojawiły się i węże, i serducha, i ręka Fatimy, i korona, i syrena, i róża wiatrów, i żaglowiec, a nawet Obcy czy kobieta przy gigantycznym fallusie. Ciekawie jest tak zajrzeć do czyjeś głowy i oscylować między morskimi a seksualnymi fantazjami.
Zabawne, że patrząc na ten obiekt nie mogłam przestać myśleć o piosence Janusza Rewińskiego z „Podróży Pana Kleksa” („Latający Holender to ja / obejrzyjcie mój tors gladiatora / to jest Lucy, to Merry, a ta / ośmiornica jest siostrą potwora”). Tu możecie posłuchać oraz obejrzeć przyszłego Siarę śpiewającego Latającego Holendra, złoto.
Kolejne prace pokazywane na wystawie „MASCULLINEA /3” w Galerii XX1, które szalenie mi się spodobały, to kolaże Bartka Jarmolińskiego, ale ja czuję miętę do dadaizmu i wszystkich dziwacznych zestawień. Seria „Nalot” przedstawiała 6 wizerunków klasycznych posągów pokrytych florą oraz otoczonych motylami, pszczołami, ważkami czy muchami. Świetny efekt dawało to połączenie zimnych, martwych posągów z ożywioną przyrodą, dlatego w myślach nazywałam tę serię – przekornie – martwą naturą.
Podróże małe i duże. „MASCULLINEA /3”, obraz drugi
„Starożytność” i kolażowość przewijały się i w pracach innych autorów, m. in. w świetnym „Atenmanie” Roberta Kuśmirowskiego, którego można było rozumieć albo jako żołnierza ze starożytnych Aten, albo – poprzez sufiks „-men” – jako współczesnego Supermana, superbohatera pochodzącego z Aten, zależy, która epoka jest Wam bliższa.
Starożytność pojawiała się również w serii „Voyage, voyage” Bogusława Bachorczyka, widzicie ją za moimi plecami. Podstawę kolaży stanowiły wizerunki najbardziej turystycznych miejsc w Rzymie (Panteon, Forum Trajana, Koloseum i tak dalej), stylizowanych na XIX-wieczne litografie Giuseppe Ninciego. Bachorczyk umieścił na nich zaczerpnięte z gazet postacie albo przedmioty z kultury masowej zeszłego wieku (Barthes miałby używanie!)
Na wystawie „MASCULLINEA /3” było dużo prac, które z przyjemnością oglądałam, ale moją szczególną uwagę zwrócił jeszcze dyptyk (fotografia i obraz „Piękna i bestia”), ponownie Bartka Jarmolińskiego, ponieważ po fenomenalnej wystawie „Moja skóra” Magdaleny Cybulskiej w Xanadu Galeria i Dom Aukcyjny czuję sympatię do pozbawionych twarzy portretów. Pisałam o tym w obszernym felietonie wernisażowym, jest na mojej stronie, jeśli ktoś nie czytał – proszę domagać się linku w komentarzu, bo jest dużo o niesamowitości, koszmarach, Freudzie i bezgłowych postaciach.
Oddychaj sztuką, ale powietrzem też nie gardź. „MASCULLINEA /3”, obraz trzeci
Mimo że Galeria XX1 nie jest największą przestrzenią ekspozycyjną, jaką widziałam, jest bardzo ustawna. Pomieściło się w niej sporo prac, w tym kilka rzeźb i nie miałam wrażenia klaustrofobicznego naciućkania, co w niektórym miejscach mi się przytrafiało. Lubię oddychać sztuką, ale bez przesady, czasem powietrze też się przydaje.
Samo miejsce jest fantastyczne, uwielbiam galerie z wielkimi oknami wychodzącymi na ulicę. Nie dość, że przestrzeń jest solidnie doświetlona w ciągu dnia, to jeszcze podczas wernisażu było idealne światło, co wcale nie jest regułą. Nic dziwnego, skoro 1968 roku była to pracownia Xawerego Dunikowskiego, po jego śmierci Galeria Rzeźby, a od 2001 roku lokal trafił do stajni galerii Mazowieckiego Instytutu Kultury (wówczas Mazowieckiego Centrum Kultury i Sztuki).
Od tego czasu w Galerii XX1 prezentowano prace m. in. Jana Berdyszaka i Marcina Berdyszaka, Zbigniewa Libery, Roberta Kuśmirowskiego, Jarosława Modzelewskiego, Joanny Rajkowskiej czy Ryszarda Woźniaka, na którego genialnym wernisażu „Figura NIC” byłam niedawno w tak lubianej przeze mnie galerii Przestrzeń dla Sztuki S².
***
Po półmiesięcznej dziczy na stoku i prawie zerowych kontaktach towarzyskich kompetencje społeczne miałam na poziomie moich umiejętności kulinarnych oraz znajomości ludowej muzyki Mordwinów. Jednak ucieszyłam się, że udało mi się trochę zsocjalizować, rozmawiając ze spotkanymi w Galerii XX1 kolegami i koleżankami. Na pewno pomagało w tym bardzo skąpo (!) wydzielane białe wino, za którym po grzańcach i bombardini zdążyłam się już stęsknić.
Robię, co mogę, żeby żyć jak najdłużej. A pomaga w tym obcowanie ze sztuką (badania University College London) oraz winem (badania HRS Uniwersytetu Michigan), a z naukowcami i naukowczyniami się nie dyskutuje. Z czym się zgadzam, bo jestem jedną z nich.
PS A co myślicie o feminatywach? Lubicie, nie lubicie? Stosujecie, nie stosujecie? Do używania żeńskich form zawodów zachęca Rada Języka Polskiego, tym bardziej, że sto lat temu nikogo nie raziły, a wręcz przeciwnie – były na porządku dziennym niczym jazz czy cynaderki w śmietanie.