“Du Douanier Rousseau à Séraphine. Les grands maîtres naïfs”, Musée Maillol w Paryżu.
Aristide Maillol nie jest słynny jak Auguste Rodin, a paryskie Musée Maillol nie jest tak znane jak Centrum Pompidou czy Muzeum Orsay. A szkoda, bo w nim również są szałowe wystawy, takie jak „Du Douanier Rousseau à Séraphine. Les grands maîtres naïfs”.
Co znajdziecie w recenzji?
Muzeum Maillola powstało prawie 25 lat temu z inicjatywy kolekcjonerki francuskiej sztuki Diny Vierny, muzy artysty przez jego ostatnie 10 lat życia. I to dzięki niej można dziś podziwiać rzeźby, obrazy, rysunki, tkaniny oraz ceramikę Maillola.
Od Celnika Rousseau po Séraphine. Wielcy malarze naiwni
Tak więc w Muzeum Maillola zawsze jest i wystawa stała Maillola, i jakaś wystawa czasowa. Obecnie jest to dopiero co otwarta „Du Douanier Rousseau à Séraphine. Les grands maîtres naïfs”, na którą czekałam jak na włączenie świątecznej iluminacji w grudniu albo białe wino na wernisażu. Czyli bardzo.
W nazwie wystawy „Du Douanier Rousseau à Séraphine. Les grands maîtres naïfs”, czyli od „Od celnika Rousseau do Séraphine. Wielcy mistrzowie naiwni”, na szczęście nie padają określenia sztuka prymitywna czy prymitywizm. Denerwują mnie niemożebnie, bo są protekcjonalne i zakładają, że ta sztuka jest gorsza, jakaś niedorobiona warsztatowo.
Nieprymitywne malarstwo prymitywne
Malarze naiwni twierdzili, że typowa perspektywa jest dla leszczy, stawiali więc na umieszczanie jednostek w przestrzeni rodem z malarstwa prenesansowego. Idealnym przykładem tego typu obrazu jest „Bukiet la Crobusier” André Bauchanta z umieszczonym w centrum wielkim wazonem i mijającą go parą małych ludzików. Prace artystów naiwnych to nigdy nie jest czysty realizm, lecz raczej obrazy duszy, krajobrazy skojarzeń czy emocji, co nie oznacza, że ich praca są prymitywne.
Niby prymitywna oznacza też nieskomplikowaną, jednak dla mnie ten epitet ma wydźwięk negatywny i oceniający, trochę jak w zdaniu spójnik przeciwstawny „ale”: jesteś zdolna, ALE…” i wszystko, co występuje po ALE przekreśla pierwszą część zdania.
Sztuka świętego serca i nieświęte akty na plaży
Spotkałam się kiedyś z nazwą „sztuka nieprofesjonalna”, dla mnie mocno kuriozalnym, bo trudno na przykład o Marii Prymaczenko, która zajmowała się sztuką przez 60 lat, powiedzieć, że była „artystką nieprofesjonalną”.
Swoją drogą na Ukrainie istnieje urocze określenie „sztuka świętego serca”, które podkreśla czystość i bezinteresowność takiej sztuki, zero pretensjonalności. jednak dla mnie jest z kolei za bardzo „ludowe”, od razu widzę przed oczami te wszystkie Jezuski-Świątki. A co z plażami francuskich malarzy naiwnych? Co z aktami? Średnio pasuje mi do nich określenie „sztuka świętego serca”. Jeśli już muszę nazywać jakoś tę sztukę, to wybieram „sztukę naiwną”.
Celnik-malarz, czyli Henri Rousseau
Autorem tej z założenia nie negatywnej nazwy jest Wilhelm Uhde, kolekcjoner, marszand, przyjaciel i odkrywca wielu artystów, nie tylko naiwnych. Miał chłopak nosa, bo pierwszy zaczął kupować prace Georges’a Braque’a czy Pabla Picassa, który później, w ramach wdzięczności, namalował jeden z jego licznych portretów. Jednak najważniejsze jest to, że to Uhde odkrył Celnika, czyli Henriego Rousseau.
Na wystawie w Muzeum Maillola zgromadzono ponad sto bajkowych, udziwnionych, jak ze snu, fantastycznych pejzaży, portretów, ogrodów, morskich lub miejskich widoków malarzy naiwnych takich jak: Henri Rousseau, André Bauchant, Camille Bombois, Jean Ève, Réne Rimbert, Louis Vivin, Dominique Peyronnet i Ferdinand Desnos (na jego „Autoportrecie z kotami” ten kremowy zwierz w rogu wygląda jak mój Tosio!!).
Henri Rousseau i wypchane lwy
Bardzo mi się podobał tematyczny porządek ekspozycji, wolę taki od lecenia autorami. Dzięki zestawieniu obok siebie przedstawień Bazyliki Sacré-Cœur martwych natur rożnych malarzy można było porównać styl każdego z nich. Chociaż przyznaję, że akurat za pracami z wiechciami nie przepadam, nie tylko tych autorstwa Séraphine Senlis, zresztą dawnej gosposi Uhdego. Wyjątkiem jest „Martwa natura z homarem” Camille’a Bombois, ale Bombois to ja wielbię wszystko, więc nie jestem obiektywna i nawet nie próbuję być. Szkoda energii.
Nie mówię, że kocham wszystkich artystów prezentowanych na wystawie „Du Douanier Rousseau à Séraphine. Les grands maîtres naïfs” miłością dziką jak Bacona, Toulouse-Lautreca albo – ze starszych malarzy – Boscha, ale faktycznie ubóstwiam dżungle Henriego Rousseau z jego lwami z wytrzeszczonymi oczami, wyglądającymi jak pośmiertnie wypchane zwierzaki.
Myślałam, że na wystawie będzie „Głodny lew rzucający się na antylopę”, a zupełnie zapomniałam, że obecnie jest on pokazywany na wystawie „Natura w sztuce | Nature in Art” w MOCAK-u, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie. „Snu” w Paryżu też nie było, ale identyczny jak na tym obrazie lew pojawia się i „Dwóch lwach polujących w dżungli”. Chociaż tyle dobrego.
Oraz Camille Bombois i rolniczka na drabinie
Na wystawie ucieszyło mnie sporo obrazów Camille’a Bombois, bo mam ich wieczny niedosyt. Mam wrażenie, że on w Polsce jest średnio znany, a przecież jest fantastyczny. Chyba najlepszym przykładem jest jego „Dziewiarka” – pełne kombo wszystkich chwytów tego artysty: żywe kolory, pełne szczegółów i absurdów sceny, zabawę skalą czy perspektywą, dzięki którym wydaje się, że na obrazach nie są ludzie, tylko gigantki lub lalki. Czy dziewiarka jest olbrzymką otoczoną przez ludzi, czy normalną kobietą wśród lalek? Nie wiadomo.
Artysta namalował również mnóstwo aktów z nagimi albo półnagimi zmysłowymi grubaskami i też do końca nie wiadomo, jakiego wzrostu są te modelki. 170 cm czy 17 metrów? A jak duża jest „Duża rolniczka na swojej drabinie”? Również nie wiadomo. Na tym polega urok obrazów Bombois.
Naprawdę nie miałabym nic przeciwko wystawie retrospektywnej Bomboisa, czy ktoś mógłby ją dla mnie zorganizować?