Strona główna Krótkie recenzje PATRONAT MEDIALNY WERNISAŻERII: „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)”, Muzeum Narodowe w Poznaniu.

PATRONAT MEDIALNY WERNISAŻERII: „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)”, Muzeum Narodowe w Poznaniu.

Wernisażeria
0 komentarz
Patronat medialny wernisażeria, „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)”, Muzeum Narodowe w Poznaniu

Wystawa „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)” w Muzeum Narodowym w Poznaniu.

DUMA‼️ Jako Wernisażeria OBJĘŁAM PATRONAT nad fascynująca wystawą „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)” w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Dawno nie widziałam tak doskonałej współczesnej sztuki intelektualno-kontemplacyjnej, w dodatku dotyczącej lubianego przeze mnie obszaru „border art” – sztuki pogranicza, problemu podwójnej tożsamości, umowności, płynności i ulotności granic oraz arbitralności map. To dopiero prawdziwa sztuka bez granic.

Anne Peschken, Marek Arsky, Upadek muru
Anne Peschken, Marek Arsky, Upadek muru

Wystawa sztuki współczesnej. Jak rozumieć sztukę współczesną?

Rozrzut na wystawie jest spory: od obrazów przez instalacje i fotografie po wideo m.in. – jedno z moich ulubionych – „Płot” Dominika Lejmana z wysoką gigantyczną „rozwijającą się” na ścianie siatką graniczną. Ponieważ ta instalacja znajduje się w oddzielnym pomieszczeniu, widz widzi (a co widz ma robić, jak nie widzieć, piec ciasteczka na wystawie?), jak dookoła niego zaczynaja przybywać kolejne i kolejne warstwy siatki, z każda chwilą szczelniejsze. Widz czuje się coraz bardziej ograniczany, bo jeszcze przed momentem stał w pustej, pozbawionej jakichkolwiek barier sali.

Dominik Lejman, Płot
Dominik Lejman, Płot

Powiem Wam, że z wystawami sztuki współczesnej jest taki problem, że trudno oddać je na zdjęciach. Jakbym się nie starała, tego typu obiekty najlepiej oglądać na żywo, bo w wersji ekranikowej, 2D, tracą 80% siły przekazu, to trochę jak webinar ze skoków ze spadochronem, trudno ćwiczyć na kanapie. W każdym razie z tego typu sztuką – jak ja to nazywam – intelektualno-kontemplacyjną inaczej się obcuje niż np. z realistycznymi obrazami, nie to że omiecie się płótno oczami i cześć. Omiatać oczami to można dolną półkę w Rossmannie.

Tu trzeba inaczej: najpierw przeczytać tabliczkę z informacjami, co artysta miał na myśli (jaki jest koncept pracy), a potem obejrzeć ową pracę. Zreszta „obejrzeć” to nie jest najbardziej trafne pod Słońcem słowo, raczej poprzeżywać. Przyjrzeć się, jakie emocje praca w nas wzbudza, sprawdzić, czy to, co chce przekazać autor, do nas trafia i jak się z tym czujemy. Wbić sie w głąb siebie i dać popłynąć emocjom i skojarzeniem. Nie ma lekko, sztuka współczesna nie jest dla leniwych, trzeba rozciągać mózg.

Joachim Richau, Kraj bez przejścia - nowa granica Niemiec
Joachim Richau, Kraj bez przejścia – nowa granica Niemiec

Wystawa „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)”

Na wystawie „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)” w Muzeum Narodowym w Poznaniu jest około 60 prac do ćwiczenia mózgu, ale niektóre z nich tworzą cykle fotografii, więc obiektów do oglądania jest znacznie więcej. Znajdują się wśród nich np. XIX-wieczne obrazy dotyczące ówczesnej granicy polsko-niemieckiej, takie jak Franciszka Wincentego Falińskiego „Przejście Polaków przez granicę pruską” czy Johanna Benedikta Wundera „Polscy bohaterowie przy kamieniu granicznym ojczyzny” albo malowniczy i nastrojowy, acz przygnębiającym w treści „Pochód na Sybir” Witolda Pruszkowskiego, na którym słup graniczny, ponury symbol opuszczonej Polski, jest zestawiony z pastelowym wschodem słońca. Wstrząsające.

Witold Pruszkowski, Pochód na Sybir
Witold Pruszkowski, Pochód na Sybir
Franciszek Wincenty Faliński, „Przejście Polaków przez granicę pruską”
Franciszek Wincenty Faliński, „Przejście Polaków przez granicę pruską”

Zaraz przy wejściu na wystawę „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)” (kuratorki: Marta Smolińska i Burcu Dogramaci) widzów wita kupa rudego pyłu, czyli „Inercja” Ewy Kuleszy –  zmielone cegły z ponad stuletnich poniemieckich mazurskich domów. Kiedyś ta „mielonka” było granicą między światem zewnętrznym a wewnętrznym mieszkających w nim ludzi, domy wypełniały śmiech, radość, smutek, łzy. Jednak po czasie ludzie znikają, wspomnienia wyparowują, nawet domy obracają się w gruzy i pył, jedyne, co przypomina o  przeszłości.

Ewa Kulesza, Inercja
Ewa Kulesza, Inercja

Border art. Sztuka pogranicza i granice kruche jak szło

Na tej wystawie jest mnóstwo ciekawych instalacji jak na przykład „Bez tytułu” Sonii Rammer – tworzące mapę Europy kawałki szkła w kształcie poszczególnych państw. Przy czym te kawałki nie leżą płasko, tylko są na siebie ponarzucane bez ładu i składu, jedno państwa nachodzi na drugie, inne znajduje się pod trzema innymi. Wyborny komentarz do płynności granic i tego, czyje na wierzchu – raz jeden kraj anektuje dany teren, kiedy indziej ten teren się wyzwala, po czym zaczyna podlegać pod jeszcze inny kraj albo sam wchłania czyjeś terytorium. Kraje są ze szkła, bo kruche jak szkło są granice państw narzucone odgórnie przez traktaty polityczne.

Sonia Rammer, Bez tytułu, mapa ze szkła
Sonia Rammer, Bez tytułu, mapa ze szkła

Mniej więcej o tym samym jest praca „Puzzle (Political World Map)”. Vitalii Shupliak stworzył instalację składająca się z rozrzuconych puzzli z mapą świata z powybijanymi w nie gwoździami. Chociaż gwoździe (traktaty polityczne, ustalenia międzypaństwowe itd.) starają się „przybić” dane państwo raz na zawsze do konkretnej ziemi, puzzle przy okazji każdej wystawy można inaczej ułożyć. Rownież granice państwa przy okazji kolejnej zawieruchy historycznej można inaczej ułożyć i znów próbować przybić na amen. Albo tylko tymczasowo na amen.

Vitalii Shupliak, Puzzle (Political World Map)
Vitalii Shupliak, Puzzle (Political World Map)

Jednak moimi faworytami, jeśli chodzi o instalacje, są „Pamiątka z Wrocławia” Jerzego Kosałki oraz „Dychotomia gniazd” Georgii Krawiec. „Pamiątka z Wrocławia” jest komentarzem do powojennych lęków przed powrotem Niemców na Ziemie Odzyskane. Pod modelem wrocławskiej iglicy, zbudowanej w 1948 r. na Wystawę Ziem Odzyskanych, a stojącej naprzeciwko Hali Stulecia, znajdują się figurki niemieckich żołnierzy, którzy robią sobie pamiątkowe zdjęcia, co sugeruje, że „znów przyszli Niemcy” i czeka nas kolejne przesunięcie polsko-niemieckiej granicy.

Dzielenie granic i dzielenie rodzin

Z kolei „Dychotomię gniazd” tworzy 16 gogli-stereoskopów dyndających na linkach. Kiedy przez nie się spojrzy (znaczy przez stereoskop, nie przez linki, byłabym pod wrażeniem, gdyby ktoś umiał patrzeć przez linki, Supermen ani chybi), widać fotografie przedstawiajace postacie siedzące w kuchniach. Ich autorka, Georgia Krawiec, pochodzi z rodziny Ślązaków, której część w latach 70. wyemigrowała za najbliższa granicę, do RFN, zostawiajac bliskich po polskiej stronie, których siłą rzeczy rzadko się odwiedzało.

I artystka zrobiła 16 zdjęć 8 parom rodzeństw rozdzielonych granicą, przy czym na jednym zdjęciu było zawsze pół pary. Stereoskop ma czas naświetlania do 12 minut (ja nie wiem, jak kiedyś ludzie żyli bez iPhone’ów, chyba nie żyli), w połowie tego czasu Krawiec wskakiwała na krzesło obok połowy rodzeństwa, dzięki czemu aparat otworkowy robił jej nie do końca wyraźne zdjęcie, nieboraczek nie zdążył go naświetlić. W efekcie powstał efekt półprzezroczystej osoby, ducha, człowieka-widmo, który trochę jest obecny, a trochę nie. Tak właśnie było z osobami z rodzin „granicznych” – trochę były w Polsce, a trochę nie.

Sztuka na granicy i państwo na granicy

Jednak chyba największa furorę wzbudza znajdująca się na końcu wystawy instalacja, do której do środka można wparować. Taki kontakt ze sztuką to ja szanuję. Zaprawdę,  Michael Kurzwelly zaszalał z instalacją „Nową Amerika Embassy”, którą tworzy namiot, a właściwie jurta – tytułowa ambasada Nowej Ameriki – flaga nowego, nieistniejącego państwa, a także prowadzące do ambasady mapo-dywany. Przyjrzyjcie się nazwom miast – są to szalenie zabawne pod względem lingwistycznym połączenia polskiego i niemieckiego, stad Neuendotuje, Brüszów, Brzózhagen czy Schönkamieniec. Ja bym chciała mieszkać w miejscowości Döbra.

Michael Kurzwelly, „Nową Amerika Embassy”, dywano-mapa
Michael Kurzwelly, „Nową Amerika Embassy”, dywano-mapa

Nowa Amerika to kraj, który funkcjonuje na granicy czterech tworzących go państw: Szczettinstan, Terra Incognita, Ziemia Lubuska i Schlonsk. Artysta przygotował publikację (do obejrzenia w „ambasadzie”) dotyczącą „historii” tego kraju, w której można przeczytać, że w Nowej Americe Odra nie jest granicą, tylko spoleczno-kulturowym łącznikiem między krajami. To jest taka sama sytuacja jak w przypadku Słubfurtu – Dwumiasta powstałego z połączenia niemieckiego Frankfurtu i polskich Słubic. W rzeczywistości Frankfurt nad Odrą i polskie Słubice są połączone 250-metrowym mostem na Odrze, jednak zarówno mieszkańcy jednego miasta, jak i odwiedzający je z drugiego miasta traktują całość jako wspólną przestrzeń miejską, bez żadnej narzuconej granicy.  

W wewnątrz Ambasady Nowej Ameriki – oprócz stolika z publikacjami –  znajduje się kolejny stolik przykryty nowoamerikańską flagą, można również podziwiać czapkę z napisem „New Amerika Great Again” nawiązującym do hasła wyborczego użytego po raz pierwszy przez Reagana w wyborach w 1980 r., a następnie ponownie użytego przez Trumpa w 2016 r., oraz mnóstwo ekranów z wideo, na których znajomi artysty w interwałach wydają różne odgłosy paszczowe. Ktoś śpiewa, ktoś ziewa, ktoś zawodzi – ale całość nie brzmi jak kakofonia, tylko nieinwazyjne dla ucha wielodzwiękowe tło. I tak jest z każdym wielonarodowym czy wielokulturowym terenem, na którym żyją różne społeczności – całość się miesza i staje jednością, a wszystkie granice – niezależnie od sytuacji geopolitycznej – są tylko w naszych głowach.

Wystawa, „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)” w Muzeum Narodowym w Poznaniu
Wystawa, „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)” w Muzeum Narodowym w Poznaniu

***

A ja na wystawie wystapilam w moim najbardziej „granicznym” kombinezonie, gdzie granice między poszczególnymi plamami są mocno zatarte. Całkiem jak w Słubfurcie.

O wystawie „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)” mogłabym pisać godzinami, bo wiecie, że uwielbiam sztukę współczesną, która zmusza mnie do wielogodzinnego dumania i potem tym dumaniem chcę się z Wami podzielić. A w Muzeum Narodowym w Poznaniu można dumać i zachwycać się do upojenia powiadam ja, patronka.

Wystawę można oglądać do 17 grudnia. 

Wernisażeria, „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)” w Muzeum Narodowym w Poznaniu
Ja na wystawie „O dzieleniu. Sztuka na granicy (polsko-niemieckiej)” w Muzeum Narodowym w Poznaniu
0 komentarz

Zobacz też

Napisz komentarz

Wernisażeria, oprócz wernisaży i wina, potrzebuje ciasteczek. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko ciasteczkom. Zgadzam się Więcej