Wystawa w Muzeum Literatury. Rzeźby, fotografie i filmy Augusta Zamoyskiego
Robił rzeźby i skandale, zakładał się o „furę dolarów”, kręcił filmy z Chagallem i Witkacym, nadużywał wykrzykników, hodował bydło w Brazylii, miał cztery żony, bił rekordy rowerowe. Niezależnie od tego, czy mieszkał w Zakopanem, Paryżu, Rio de Janeiro, czy właśnie brał rozwód z poprzednią żoną, czy ślub z kolejną, Zamoyski był przede wszystkim genialnym rzeźbiarzem. I to o nim jest wystawa „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” w Muzeum Literatury.
Co znajdziecie w felietonie?
W Polsce absurdem jest, że gdy światło zmienia się na zielone, to wszyscy stoją, a jak na czerwone, to ruszają, jakby na następnym skrzyżowaniu rozdawano akty własności kopalni uranu. Jednak jeszcze większym absurdem jest, że w Polsce Henry Moore jest bardziej znany niż August Zamoyski, jeden z naszych największych rzeźbiarzy. Cudze chwalicie, ale szczęśliwie to mnie czytacie, więc opowiem Wam o wystawie tego fascynującego człowieka, Artysty przez wielkie „Z” jak Zamoyski.
Gdyby na podstawie jego biografii nakręcić film, widzowie powiedzieliby, że to chyba żart, bo takie rzeczy mogą zdarzyć się w kinie, a nie w normalnym życiu. August Zamoyski nie zachowywał się jak przykładny dziedzic, zresztą jak omdlewający artysta też nie za bardzo. Tak samo chętnie rzeźbił, fotografował i filmował, jak jeździł na nartach, skakał na spadochronie albo się żenił. Byłam ciekawa, jak taką osobowość dźwignie wystawa „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” w Muzeum Literatury.
August Zamoyski w promocji, czyli zakup wszech czasów
Wystawa „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” jest drugą częścią projektu „Zamoyski ocalony”, którego pierwszą była prezentacja w zeszłym roku w Muzeum Narodowym w Warszawie świeżo zakupionej przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa kolekcji prac Augusta Zamoyskiego. Prawie 100 rzeźb pochodzi ze wszystkich okresów twórczości – od najwcześniejszych prac tworzonych jeszcze w rodzinnym majątku na Lubelszczyźnie do projektu własnego nagrobka w Saint-Clar-de-Rivière pod Tuluzą.
Wcześniej rzeźby znajdowały się w Prieure des Granges-Sylvanes, położonym w środku francuskiego niczego, muzeum utworzonym z inicjatywy Hélène Peltier-Zamoyskiej, wdowy po rzeźbiarzu i jego ostatniej żony. W powojennej historii polskiego muzealnictwa jest to pierwsza tak gigantyczna transakcja, zakup kolekcji, nie kolejny ślub, te zdarzają się o wiele częściej, nawet wśród muzealników.
Na wystawie „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” (kuratorzy: dr Anna Lipa i dr Łukasz Kossowski) kolekcja jest rozszerzona o oszałamiającą liczbę niepokazywanych dotąd eksponatów pochodzących z gromadzonych od 2007 roku zbiorów Muzeum Literatury. Wydarzeniu towarzyszą dwie publikacje: katalog oraz książka „August Zamoyski. Nie tylko z archiwum”. Nie wypowiem się na temat tej ostatniej ponieważ Muzeum mi jej nie sprezentowało. Fakty.
Przepis na wystawę idealną: znajdź 15 tysięcy eksponatów… i dalej już z górki
Wystawa „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” jest zorganizowana chronologiczno-tematycznie i składa się z 11 sal: Jabłoń, Spotkanie z Ritą, Zakopane, Nowy Jork-Paryż, Podróże z Matą, Powrót do porządku (1), Powrót do porządku (2), Powrót do porządku (3), W stronę sacrum (1) oraz W stronę sacrum (2).
Archiwum Augusta Zamoyskiego to około 9,4 tys. dokumentów i listów, 700 rysunków, 4 tys. fotografii oraz 113 filmów, z czego pokazano znikomy wycinek i słusznie, bo trudno, żeby zwiedzanie wystawy „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” w Muzeum Literatury trwało 2 miesiące.
Zaprezentowano więc na przykład zdjęcia artysty nie tylko jako dorosłego rzeźbiarza w pracowni czy wśród bohemiastych zakopiańsko-paryskich przyjaciół, ale też jako puciowatego 7-latka na rowerze, nietypowe dokumenty takie jak legitymacja profesora zwyczajnego Politechniki Warszawskiej czy licencja na broń (a dokładnie na sztucer, dubeltówkę, rewolwer), bilety wizytowe oraz bardziej konwencjonalne eksponaty, to znaczy pamiętniki, notatniki, szkice, rękopisy artykułów (w tym publikacji „Au-delá du formisme” wydanej już 5 lat po jego śmierci, bo w 1975 roku), książki albo pisma, które Zamoyski ilustrował (m. in. „Zwrotnicę” Tadeusza Peipera).
Słowem – na wystawie Augusta Zamoyskiego było wszystko, co go dotyczyło, oprócz samego Augusta Zamoyskiego.
Wystawa jest do opowiadania, sztuka do pokazywania, a Zamoyski do podziwiania
„August Zamoyski. Wystawa w kamieniu” to nie tyle wystawa o rzeźbiarzu, co o rzeźbiarzu i całym jego uniwersum. Rzeźbiarz nie tworzy zabarykadowany w pracowni, sobie a muzom i dłutom, nie jest samotną wyspą, dryfującą pośród oceanu niedowartościowanych krytyków i morza kolekcjonerów-widmo, tylko tkwi w nieustannym tyglu różnych prądów, wpływów, przypływów oraz odpływów.
Każdego artystę (oraz człowieka, chociaż artysta to podobno też człowiek) kształtuje rodzina, otoczenie, przyjaciele, miejsca i tak dalej – dopiero umieszczenie jednostki we właściwym kontekście i czasoprzestrzeni pozwala uzyskać w miarę całościowy obraz. Jako narratolog jestem bardzo zadowolona, że w muzeach opowiadanie naprawdę zastąpiło pokazywanie. Moda na wszechobecną jak porzeczki w lipcu narrację wywróciła koncept „tradycyjnej”, czyli dla każdego oprócz kuratorów i ich znajomych zazwyczaj nudnej wystawy. Dzięki ujęciu narracyjnemu widzowie czegoś się dowiadują, poznają historie życia i twórczości danego artysty, a nie tylko oglądają dzieła sztuki oraz graty-eksponaty towarzyszące.
Jak na takie bogactwo i rozrzut materiału wystawa „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” była bardzo spójna w odbiorze. Zamoyski tworzył przez dekady, jego styl ewoluował przez ponad pół wieku i z przyjemnością tę ewolucją oglądałam: pierwsze prace (głównie portrety) inspirowane kubizmem i futuryzmem, następnie późniejsze, w monumentalnym i nawiązującym do klasycyzmu stylu, aż po tworzone w ostatnim okresie ekspresjonistyczne dzieła religijne. Od rzeźby obściskujących się kochanków do pomnika kardynała Adama Sapiehy, zresztą jedynego stojącego w Polsce monumentu Zamoyskiego.
Pierwsza i druga sala: Jabłoń. (Nie)daleko pada August od Jabłonia
Pierwsza sala przybliża dom rodzinny i środowisko, z jakiego wywodził się August Zamoyski. Zaraz przy wejściu na wystawę „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” znajduje się wielki portret rodzinny oraz drzewo genealogiczne arystokratycznego rodu Zamoyskich o przydomku Saryusz pieczętujących się herbem Jelita. Rzeźbiarz urodził się w 1893 roku w majątku rodzinnym Jabłoń. Przynajmniej od 10 roku życia miał silne ciągoty artystyczne (chociaż Henri de Toulouse-Lautrec miał je jeszcze wcześniej, w przyszłym tygodniu w końcu wrzucę zaległy o tekst o jego wystawie!). Gucio rysował karykatury, kuł w metalu (warsztatu uczył się od dworskiego kowala Aleksandra Bronikowskiego) i strugał w drewnie (warsztatu uczył się od dworskiego stolarza Stanisława Grzeszczuka).
W pierwszej sali znajdują się najwcześniejsze prace Augusta Zamoyskiego – „Krokodyl” z żelaza i „Matka Boska” z drewna – a także pamiętniki oraz dokumenty rodzinne, w tym filmy kręcone przez Zamoyskiego w Jabłoniu. Dzięki nim można zobaczyć, jak wyglądała międzywojenna codzienność arystokracji w Polsce oraz na Słowacji i Węgrzech, rodzinnych stronach matki rzeźbiarza. Oprócz tego w sali wyeksponowane są rękopisy Ferenca Liszta i Robertów Schumanna, ale także łyżwy Zamoyskiego czy patefon, a więc przedmioty, które zwykle w domach można spotkać częściej niż bezcenne zapiski XIX-wiecznych kompozytorów.
Ludmiła i Tomasz, rodzice Augusta chcieli, by syn został dyplomatą, w 1912 roku nawet zaczął studiować prawo i filozofię (a w 1914 roku leśnictwo i rolnictwo), ale z ambasadorskiej kariery Gucia nomen-omen Gucio wyszło. Na początku pierwszej wojny światowej jako jeniec trafił do obozu niemieckiego i tylko interwencja cioteczki, damy dworu arcyksięcia Józefa w Wiedniu, sprawiła, że chorego na cholerę Augusta przeniesiono z obozu do szpitala w Berlinie. Miał chłopak podwójne szczęście, bo nie dość, że nie umarł, to jeszcze właśnie w Berlinie poznał swoją żonę numer 1, a gdyby umarł, to by jej nie spotkał. Dość logiczne.
Trzecia sala: Spotkanie z Ritą (1914-1918). Jak August Zamoyski został rzeźbiarzem
13 lat od niego starsza pół-Włoszka, pół-Austriaczka, Margherita Sacchetto, prekursorka tańca nowoczesnego, tzw. „żywych obrazów”, nie była wymarzoną synową Zamoyskich, jednak nie przeszkodziło to Augustowi pobrać się z nią w 1917 roku.
Uprzedzenia te były trochę zabawne, bo Rita w szczytowym momencie kariery bywała gościem na dworze Alfonsa XIII Burbona, króla Hiszpanii, cara Mikołaja II Romanowa czy Małgorzaty Sabaudzkiej, królowej Włoch. To na cześć tej ostatniej neapolitański piekarz, Raffaele Esposito, w 1889 roku wymyślił pizzę w narodowych barwach Włoch (czerwone pomidory, biała mozzarella, zielona bazylia), którą nazwał imieniem królowej: Margheritą. Nawet placek z glutenem może mieć szlachetny rodowód, jakie to budujące.
Rita Sacchetto sama była artystką, kreacje sceniczne projektował dla mniej między innymi Gustav Klimt, dlatego jako muza i modelka Zamoyskiego od początku mu kibicowała, razem też kręcili filmy eksperymentalne. W trzeciej sali wystawy „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” znajdują się m. in. gipsowe portrety Rity (w tym „Łza” z 1917 roku), ale i powalająca rzeźba formistyczna „Lech I” (1917).
Czwarta sala: Zakopane (1918-1924). Rzeźba, rzeźba w Zakopanem
August Zamoyski w Berlinie uczęszczał na kurs rysunku Lovisa Cornitha, ale pracował też jako kamieniarz oraz snycerz. Następnie przeniósł się do Monachium i podczas studiowania w Kunstgewerbeschule [Szkole Sztuki Stosowanej] poznał Stanisława Przybyszewskiego, a dzięki niemu z kolei poznańską grupą ekspresjonistyczną „Bunt”. August Zamoyski wystartował z przytupem, ponieważ pierwsza w odrodzonej Polsce wystawa w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Poznaniu zakończyła się aferą, pięć prac uznano za wyjątkowo zboczone, w tym cztery z nich były autorstwa… Zamoyskiego. Jedną z nich jest zaginiona rzeźba „Zdrój”, której zdjęcie wisi w tej sali, przestawiająca konia kopulującego z małpą. Trzeba być tolerancyjnym.
Wystawę w Poznaniu zaraz zamknięto, Zamoyski przeniósł się do Zakopanego i zamieszkał w willi „Forma” na Skibówkach, gdzie urządził pracownię, w której bywali „wszyscy”, tj. Zbigniew i Andrzej Pronaszkowie, Stanisław Ignacy Witkiewicz, Tytus Czyżewski, Leon Chwistek (to m. in. z nimi Zamoyski tworzył grupę Formistów), Rafał Malczewski, Wojciech Kossak, Kornel Makuszyński, Karol Szymanowski, Kornel Makuszyński, Maria i Jan Kasprowiczowie. Szkice do rzeźb formistycznych tego ostatniego dżentelmena można podziwiać w Muzeum Literatury.
W czwartej sali oprócz oryginalnych rzeźb Augusta Zamoyskiego (głównie z cyklu „Ich dwoje” z 1919 roku, prac z brązu, drewna i marmuru) znajdują się zrobione przez studentów Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie rzeźby nawiązujące do jego zaginionych prac formistycznych. „Zakopiański” etap twórczości Zamoyskiego charakteryzują bardzo syntetyczne, uproszczone formy i abstrakcyjna kompozycja, bo w tym czasie tworzone przez niego portrety miały oddawać osobowość, a nie fizis. Wolę nie wiedzieć, jak wyglądałby mój portret.
Tematem czwartej sali jest „Zakopane”, stąd pojawia się w niej np. numer „Kurjera Sportowego” z 30 grudnia 1925 roku, na którego okładce jest August Zamoyski, zdobywca drugiego miejsca w zawodach narciarskich w Zakopanem. Obok leży egzemplarz książki „Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia” Witkacego z ilustracjami Zamoyskiego, który był jego wielkim przyjacielem (i nawet świadkiem na ślubie Witkiewicza z Jadwigą Unrużanką), a kawałek dalej wiszą obrazy samego Witkacego, m. in. „Hurys” z 1918 roku i rok starsza „Kompozycja”.
Piąta sala: Paryż-Nowy Jork (1920-1924). Bycze wieczory i pyszne portrety Augusta Zamoyskiego
Wówczas, czyli w 1920 roku August Zamoyski popłynął do Nowego Jorku, jednak jak to przeważnie bywa, nie spełnił się granitowy sen od zera do do Schwarzeneggera i August jak niepyszny wrócił do Polski. Mimo to postanowił rozstać się hurtem z Zakopanem, żoną i formizmem. W 1923 roku zniszczył swoje prace, robiąc z tego cale show, po czym w 1924 roku przeprowadził się do Paryża i zaczął brylować na Montparnassie.
August Zamoyski przed długi czas kursował między Paryżem a Zakopanem, w którym nadal miał pracownię. W 1925 roku w sprzyjających słowiańskiej odwadze okolicznościach absyntowych („ja tego nie zrobię? ja? to patrz!!”) artysta założył się, że trasę Paryż – Zakopane, prawie 3000 km, pokona w 21 dni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że miałby tego dokonać… na rowerze. Oczywiście, zakład wygrał, a na wystawie „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” znajduje się zdjęcie, jak rzeźbiarz triumfalnie wjeżdża rowerem do Zakopanego.
W piątej sali zaprezentowano też fotografię trójki przyjaciół: Augusta Zamoyskiego, Jarosława Iwaszkiewicza i Karola Szymanowskiego. Z Paryża pisał żartobliwe listy do Iwaszkiewicza – na przykład informował go, że jego rzeźba-głowa „pysznie wyszła” oraz wspominał „bycze wieczory”, to jest koncert Szymanowskiego. Tak wyglądały czasy przed „byczymi wieczorami” z Netflixem.
W tym czasie wystawiał się w Salonie Niezależnych, Jesiennym i Tuileryjskim, przyjaźnił się z Jeanem Cocteau, Józefem Pankiewiczem, Józefem Czapskim i z artystami z École de Paris: m.in. z Alicją Halicką i związanym z pismem „Formiści” jej mężem Louisem Marcoussisem (właśc. Ludwikiem Kazimierzem Władysławem Markusem), którego „głowę” z brązu (1923) również można podziwiać na wystawie „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu”.
To z nimi oraz z Maxem Jacobem, Mojżeszem Kislingiem czy Markiem Chagallem kręcił filmy w „La Rotonde”, legendarnej restauracji na Montparnassie. Zresztą prędzej czy później w „Rotundzie” lądował każdy z liczącym się w historii sztuki nazwiskiem, a jeśli nie lądował, to znaczyło, że albo się nie liczył , albo jeszcze się nie urodził, albo już umarł. Innej opcji nie było. Już w 1901 roku Pablo Picasso namalował obraz „At the Café de la Rotonde or L’Hippodrome”, który obecnie znajduje się w waszyngtońskim The Kreeger Museum. Sam lokal istnieje cały czas i serwuje według mnie wyborną kaczusię i jeszcze lepsze czekoladowe ptysie.
Na wystawie „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” są pokazane nie tylko te filmy, ale i inne, kręcone w latach 1926–1929. August Zamoyski namiętnie uwieczniał swoją kamerą wąskotaśmową (9,5 mm) Pathé-Baby sceny z przyjaciółmi i w Paryżu, i w Warszawie. Wpadłam prawie w ekstazę, widząc „Witkacy maski”, w którym artysta robi swoje słynne miny!
Szósta sala: Podróże z Matą (1927-1935). Tak trzeba żyć
Szósta sala jest poświęcona żonie numer dwa, czyli Annie Marii (Manecie) Radwan herbu Kruk, zwanej czule Matusią. Różnica wieku między nimi również wynosiła 13 lat, jednak tym razem to August był o 13 lat starszy, a Mata nie była włoską tancerką, tylko francuską śpiewaczką i arystokratką.
W sali znajdują się „Ewa”, „Wenus” oraz „Akt” – rzeźby o rysach Matusi – oraz dwie portretowe głowy. Małżeństwo spędza czas na kłótniach i podróżowaniu, stąd na wystawie „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” zaprezentowano fotografie i filmy, które kręcili podczas swoich włajaży po Bretanii, Południowej Francji czy Włoszech. Większość zdjęć jest mocno Instagramowa, dolce-vita w samochodzie, na jachcie, w morzu, na plaży; żyć, nie umierać, a przynajmniej żyć do 1939 roku, gdy postanowili, że jednak dalej razem już żyć nie będą.
Siódma sala: Powrót do porządku (1925-1939). Klasyka jest zawsze modna, a awangarda tylko przez sezon
Wchodząc do następnej sali, miałam wrażenie, że nagle znalazłam się na jakieś innej wystawie. O ile Irlandczycy zrekonstruowali całe studio Francisa Bacona i żywcem przenieśli je z Londynu do Hugh Lane w Dublinie, o czym Wam pisałam przy okazji jego wystawy w Centrum Pompidou, tak w Muzeum Literatury w siódmej sali starano się odtworzyć fragment pracowni Zamoyskiego. Stąd znalazły się tu m. in. oryginalne skrzynie, w których trzymał wykonane przez siebie narzędzia. Nie ma jak kuć w kamieniu własnoręcznie wykutymi narzędziami, dobrze, że Zamoyski kamieni sam nie wytwarzał, bo by mu na tym trochę zeszło, jakieś tysiące lat.
Wystawę „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” oglądałam razem z moimi trzema koleżankami-malarkami i w pewnym momencie K., widząc wielkie zdjęcie oszałamiającej pracowni Zamoyskiego, zawołała: „tu nawet jest fortepian! Taką pracownię to ja bym mogła mieć!”. Pocieszyłam ją, że gdyby August miał dzisiaj i w dodatku Warszawie wynająć przestrzeń na pracownię rzeźbiarską, to przy obecnych stawkach Zarządu Gospodarowania Nieruchomościami miałby zapewne pracownię wielkości szafy. Znam to niestety ze swojego doświadczenia (to jest ta chwila, w której ZGN powinienem wysłać do mnie mejl z propozycją pracowni-prezentu, jeśli ma 4 metry wysokości i można w niej hałasować, biorę w ciemno).
Nie tylko standard i metraż pracowni rzeźbiarskiej Zamoyskiego, ale i jego fascynacja rozwijaną od 1918 roku przez Jeana Cocteau teorią „rappel à l’ordre” [powrót do porządku] to coś, co przydałoby się nam i teraz. Cocteau nawoływał do twórczej (!) reinterpretacji klasycyzmu i docenienia porządnego warsztatu artysty, do powrotu do wielkiej tradycji sztuki europejskiej. August Zamoyski odchodzi więc od swojego geometryzującego stylu na rzecz klasycznych form, stąd następuje u niego wylęg bardziej realistycznych kobiecych aktów i rozpoczyna drugi okres swojej twórczości. Odtąd Zamoyski skupia się na kuciu w litym kamieniu (głównie jest to granit szary albo różowy lub marmur kararyjski, ale i dioryt).
Wielką przyjemność sprawiło mi porównanie wykutych w latach 1940-1944 w różnych materiałach rzeźb przedstawiających Dinę Vierny, kolekcjonerkę sztuki i muzę m. in. Pierre’a Bonnarda czy Henriego Matisse’a, partnerkę rzeźbiarza Aristide’a Maillola oraz współzałożycielkę muzeum jego imienia. To ona w 1974 roku zorganizowała „Le Monde merveilleux des naïfs” [Cudowny świat malarzy naiwnych], gigantyczną wystawę poświęconą prymitywistom, a ja, prawie pół wieku później, byłam w tym samym miejscu na prawdopodobnie równie „cudownej” wystawie „Du Douanier Rousseau à Séraphine. Les grands maîtres naïfs” [Od celnika Rousseau do Séraphine. Wielcy mistrzowie sztuki naiwnej], o której również Wam pisałam.
Zamoyskiego rajcowała struktura materiału, jego twardość czy ziarnistość, lubił ją eksplorować i już. Podtytuł wystawy „Myśleć w kamieniu” jest bardzo trafny – August zaiste był filozofem kamienia. Według niego rzeźbiarz musiał być i kamieniarzem, i filozofem, ponieważ „chociaż filozofią nie kuje się marmuru, to myśl filozoficznie ukształtowana kształty marmuru kształtuje”. Od razu widać, że Zamoyski studiował filozofię. I to z własnej woli.
To w tym okresie powstają zdaniem artysty jego najlepsze rzeźby takie jak „Wierka”, „Akt Franki” czy „Natasza” (Nastka). Jego ukochanymi modelkami były proste dziewczyny z gminu, pracownice w Jabłoniu, do którego w 1935 roku musiał przyjechać po śmierci ojca, żeby zarządzać majątkiem. Do Paryża powrócił dopiero w 1939 roku, ale i tak tuż po wybuchu wojny ponownie zjawił się w Jabłoniu, żeby przy pomocy Franki swoje gipsowe rzeźby ukryć w sianie na strychu, a kamienne w… stawie.
Ósma sala: Powrót do porządku II (1940-1944). Rio de Janeiro. Chłopki, boginki i arystokratki u Augusta Zamoyskiego
Po kapitulacji Francji w 1940 roku planował uciec do Stanów Zjednoczonych, jednak z Europy można była dostać się do tam wyłącznie przez Brazylię. Zamoyski tak się przedostał, że został w Brazylii na 15 lat. Każdy może się zasiedzieć.
Okres realistyczny w jego twórczości trwał w najlepsze, a August Zamoyski był wówczas znanym klasycystą europejskim. We współpracy z uczniami swojej szkoły Zamoyski wykonał „Nu” (1942), rzeźbę z brązu stojącą przed obecnym Museu de Arte da Pampulha a dawnym kasynem w Belo Horizonte. Rok później, w Rio de Janeiro, odsłonięto wyrzeźbiony przez Augusta Zamoyskiego i ufundowany przez tamtejszą Polonię pomnik Fryderyka Chopina.
W tym samym czasie, na podstawie przywiezionych z Europy aktów swojej ulubionej modelki Franki, ukończył posąg „Rhea, czyli w półmroku tego świata, Ziemia, Ceres” (1943). W tej pracy przeobraził lubelską chłopkę o szerokich biodrach i topornych rysach twarzy w subtelną i szlachetną boginię z mitologii greckiej (Rhea / Reja / Rea) lub rzymskiej (Ceres).
W Muzeum Literatury rzeźba „Rhea” jest zestawiona z młodszym posągiem „Wenus” (1935), do której pozowała Maneta. Obie prace zaprezentowane są w dwóch wariantach, z marmuru i z brązu, więc ostatecznie w pomieszczeniu znajdują się cztery posągi: duet marmurowy oraz duet brązowy, chłopki-bogini i arystokratki-bogini.
Dziewiąta sala: Powrót do porządku III (1950-1955). São Paulo. Zwątpienia i zagubienia Augusta Zamoyskiego
Chociaż w założonych i prowadzonych przez siebie szkołach rzeźby – jednej przy Akademii Sztuk Pięknych w Rio de Janeiro, drugiej przy Museu de Arte de São Paulo, czyli przy Muzeum sztuki w São Paulo, Augustowi Zamoyskiemu szło fantastycznie, znowu nie wyszło mu zorganizowanie wystawy w Nowym Jorku (ewidentnie z tym miastem mu nie po drodze). Do tego pod koniec lat 40. doszły rolnicze ambarasy związane z uprawą ziemi i hodowlą bydła, a także rozwód z trzecią żoną, malarką i scenografką Isabel (Bellą) Paes Leme, z którą pobrał się w 1943 roku.
To wszystko sprawiło, że Zamoyski stracił trochę swojej żywiołowości i euforyczności. Mam wrażenie, że czuł się coraz bardziej przygaszony i „obcy” w Brazylii, mimo że większość życia mieszkał poza Polską, w Paryżu. Jednak miał tam swoje stałe, artystyczne środowisko, którego część – tak jak on – żyła jedną nogę w Sekwanie, drugą w Wiśle (w sumie tak jak i ja). Ostatecznie artysta w 1955 roku opuszcza Amerykę Południową na wieki i po raz kolejny udaje się do Francji.
Zwątpieniom, zagubieniom, przemyśleniom i wewnętrznym kryzysom towarzyszą zmiany w podejściu do twórczości. Początkiem ostatniej już zmiany w życiu artysty jest rzeźba „Kropielnica” (1943) – przedstawiona na niej święta rodzina ma niespotykanie ostro jak na Zamoyskiego zdeformowane rysy twarzy i dłoni oraz chropowatą fakturę. To nie są już gładkie kształty, miękkie rączki znane z wcześniejszych sal, a sama Matka Boska jak pizza hawajska od pepperoni różni się od ciepłej i łagodnej Maryjki stworzonej przez Augusta Zamoyskiego ćwierć wieku wcześniej.
Dziesiąta sala: W stronę sacrum (1945-1970). Nowe tendencje mistyczne w sztuce Augusta Zamoyskiego
Po happeningu rozbicia własnych rzeźb w 1923 roku w ramach zakończenia imprezy z formizmem i zwrocie ku neoklasycyzmowi nadszedł ostatni w życiu Augusta Zamoyskiego okres: okres deformacji, ale deformacji innej niż awangardowe wybryki za młodu (wtedy ważniejsza była forma niż treść, a teraz to treść wpływa na formę). Był czas na sztukę kubistyczno-futurystyczną, był czas na sztukę realistyczną, w końcu nadszedł czas na nową sztukę sakralną, sztukę metafizyczną, jak nazywał ją Zamoyski: mistyczną.
W centrum dziesiątej, „sakralnej” sali stoi fenomenalny odlany z brązu posąg „Św. Jana Chrzciciela” (1950-1953). Faktycznie August Zamoyski zmienił się na całego, bo do tej pory jego rzeźby były statyczne, a tu nagle dynamika jak ta lala. W pomieszczeniu znajduje się również przygotowany dla Krakowa projekt pomnika kardynała Adama Sapiehy „Modlitwa” (1968-1970).
August Zamoyski po wojnie odwiedzał Polskę, w 1956 r. chciał tu zostać na stałe i powołać katedrę rzeźby na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, tym bardziej, że miał już solidne doświadczenie w nauczaniu. W 1957 roku otrzymał legitymację profesorką, niby wszystko szło pięknie, jednak finalnie nic z tego nie wyszło. Zamoyski poczuł się przytłoczony tymi wszystkimi trudnościami, nowymi realiami panującymi w powojennej Polsce i wrócił do znajomej Francji. Na trzy lata zamknął się w klasztorze dominikanów, jednak opuścił go, żeby po raz czwarty wziąć ślub.
Młodsza o 31 lat Hélène Peltier dla odmiany nie była artystką, tylko tłumaczką literatury rosyjskiej i profesorką na uniwersytecie w Tuluzie. W 1959 roku zamieszkali na dość sporym odludziu, w Saint-Clar-de-Rivière, gdzie Zamoyski stworzył swój ostatni „metafizyczny pępek wszechświata”.
Jedenasta sala: W stronę sacrum (1967-1970). Jedną nogą (stojąc) w grobie, dwoma rękami (rzeźbiąc) w kamieniu
W ostatniej sali znajduje się projekt nagrobka Augusta Zamoyskiego, który stanął na jego grobie-kurhanie. Inspiracją był aforyzm „Un arc tendu voilà la vie et la cible de sa flèche c’est la mort”, czyli „życie jest łukiem napiętym, a celem jego strzały – śmierć”. Optymistycznie.
Nawet bez tego pokrzepiającego aforyzmu rzeźba „Zmartwychwstanie” (1967-1968) robi kolosalne wrażenie. Jest to ciało człowieka wygięte w gimnastyczny mostek, patrząc na nie aż czuję to napięcie wyprężonego w przedostaniem wysiłku ciele, jeśli ciało odpuści, to tym razem już na zawsze.
Obiekt jest trochę upiorny sam w sobie, a dodatkowo jest prezentowany na tle zdjęcia z nagrobkiem w autentycznym miejscem spoczynku Zamoyskiego. I sala z symbolicznym grobem tego wielkiego, acz trochę zapomnianego i niedocenianego u nas rzeźbiarza, zamyka wystawę „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu”.
***
Ze względu na fakt, że stanowię połowę duetu rzeźbiarskiego Wocial & Tuszyńska (Paweł Wocial i Kamila Tuszyńska) wystawa „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” sprawiła mi wielką przyjemność – ja po prostu ubóstwiam rzeźbę w każdym wydaniu i zawsze mam niedosyt wystaw poświęconych wyłącznie temu obszarowi. A tu miałam możliwość obejrzenia rzeźb powstałych w ciągu pół wieku, we wszystkich trzech okresach twórczości artysty.
Zamoyski kuł w kamieniu nie tylko dłutem, ale i – a może przede wszystkim – sercem. W przeciwieństwie do gliny (którą uważał za „błoto przeklęte” promujące abnegację) i drewna („materiału trzeciej klasy”) fascynowały go „Kamienie! Panie, toż to poemat! Kto dziś rozumie kamienie taki granit! Ba ileż w nim odmian, ile subtelnych różnic! A bazalt! A dioryt! Im twardsza jucha tym lepsza”. August Zamoyski kochał tworzyć w marmurze oraz granicie i patrząc na jego rzeźby, to się po prostu czuje. Serce może być zimne jak kamień, ale na pewno nie kamień u Zamoyskiego – u niego kamień był pełen emocji, jak brazylijska samba gorący, i to ciepło, kilka dekad później, widzowie nadal czują. „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” to wspaniała, autentyczna wystawa o jednym z najlepszych polskich rzeźbiarzy.
Koronawirus wpłynął na zwiedzanie wystawy „August Zamoyski. Myśleć w kamieniu” nie tylko w ten tragiczny sposób, że musiałam paradować z jednorazową dekoracją na twarzy. Najgorsze było to, że zostaliśmy pozbawieni części ekspozycji! Widząc moje nerwowe macanie ekranu, jedna z pań pilnujących porządku i morali odwiedzających Muzeum Literatury poinformowała mnie, że z powodu pandemii ekrany dotykowe są wyłączone, nie odtworzymy materiału i finito. 1:0 dla korony.
Na zakończenie wrzucam Wam zdjęcie „Large Slow Form”, rzeźby Henry’ego Moore’a, które zrobiłam podczas Biennale Paris w 2019 roku. No i jak na jej tle wypada August Zamoyski i jego prace o 40 lat wcześniejsze? Ponieważ aktualnie ma po co lecieć do Paryża (tym bardziej, że tegoroczne Biennale, podobnie jak milion innych tegorocznych wystaw, jest anulowane, dzięki ci, pandemio), zawsze można wybrać się do Warszawy i paść z ważenia przed pracami Zamoyskiego. To znaczy niezależnie od Paryża można, a nawet trzeba.
Tekst powstał w ramach otrzymanego przeze mnie stypendium „Kultura w sieci” Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.