Dopiero co był o największych skandynawskich targach sztuki współczesnej, a dziś będzie o największej w Danii kolekcji starej sztuki europejskiej. Piękno, dobro, Kopenhaga.
Co znajdziecie w recenzji?
SMK, czyli Statens Museum for Kunst (Narodowe Muzeum Sztuki), to największe muzeum w Danii, kolekcję stanowi 260.000 prac. Oczywiście w ramach wystaw stałych – jak wszędzie – jest pokazywany tylko niewielki ich procent.
Europejska sztuka 1300-1800
Zbiory SMK to trzy pomniejsze kolekcje: kolekcja grafik, druków i innych prac „papierzastych”, kolekcja 2.000 gipsowych posągów (znajduje sie w portowym magazynie West India Warehouse) oraz kolekcja obrazów i rzeźb od 1300 roku do dziś.
Tę ostatnią prezentują cztery galerie: duńska i nordycka sztuka 1750-1900, Francuska sztuka 1900-1930, duńska i międzynarodowa sztuka po 1900 roku do dziś oraz Europejska sztuka 1300-1800, którą chcę Wam dziś pokazać. Idziemy po bożemu, zgodnie z chronologią.
Tycjanów i Rubensów na pęczki
Ale tak samo jak trudno jest zobaczyć w jeden dzień całą kolekcję muzeum narodowego, tak samo trudno upchnąć w jednym wpisie nawet jedną wystawę stałą. Toż to 13 sal wypełnionych niemożliwa obfitością wszelaką malarstwa duńskiego, holenderskiego, flamandzkiego, włoskiego, francuskiego, hiszpańskiego i niemieckiego. Światowo.
Dlatego postanowiłam, że wrzucę sporo zdjęć z ogólnym widokiem sal, żebyście mogli poczuć klimat. Zdjęcia Tycjanów i innych Rubensów też będą.
Powiem Wam, że w trakcie zwiedzania muzeów narodowych czasem zapominam, w którym kraju jestem. A w SMK czułam się prawie jak w Polsce: wisi sobie Cranach Starszy radośnie jak w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, Breughel jak w Muzeum Narodowym w Warszawie (które po wystawie „Różne spojrzenia. Malarstwo holenderskie i flamandzkie z Kolekcji ERGO Hestii” długo będzie mi się kojarzyć z malarstwem niderlandzkim), a Rembrandt jak w Zamku Królewskim w Warszawie.
O jednego Rembrandta za daleko
Ten ostatni to trochę bardzo za bardzo jak w Zamku Królewskim.
Bo tak:
w SMK wśród Rembrandtów nagle zobaczyłam jednego z trzech naszych Rembrandtów. Podczas gdy Wy czytacie wyraz „pięćdziesięciogroszówka”, obraz „Dziewczyna w ramie” jest pokazywany na genialnej wystawie „Świat Rembrandta. Artyści. Mieszczanie. Odkrywcy”, o której kiedyś Wam pisałam.
Jest pokazywany w Zamku Królewskim w Warszawie. Nie W SMK w Kopenhadze.
A tu bezwstydnie wisi podróba i nigdzie na ścianie nie mogłam namierzyć informacji, że oryginał pręży się tysiąc kilometrów stąd, trochę w dół, potem w lewo, a potem prosto, prosto, prosto i już jesteś w Warszawie. Może ta informacja jest ukryta gdzieś przy listwie przypodłogowej, ale w żadnym wypadku na wysokości mojego wzroku, czyli jakichś na imponujących 150 cm. Ja jej nie zauważyłam. Tak że tego…
Niderlandzkie malarstwo kolonialne: portrety czarnych Kongijczyków
Jednak najdłużej stałam przy jednych z najnowszych nabytków muzeum w Kopenhadze: dwóch portretach czarnych mężczyzn znajdujących się w sali poświęconej niderlandzkim wyprawom kupieckim oraz podróżom do nieznanych krain (1600-1700).
Poza faktem, że wówczas rzadko przedstawiano w ten sposób ludzi o innym kolorze skory niż biały, bardziej niezwykle jest to, ze malarz pozostał nieznany, za to dzięki inskrypcjom z tyłu obrazów obu uwiecznionych panów znamy z imienia i nazwiska: to Pedro Sundy i Diego Bemby.
Ubrani zgodnie z ówczesnymi portugalskimi trendami w modzie młodzi Kongijczycy, służący Dona Miguela de Castro, wraz z kongijskim emisariuszem w 1643 albo 1644 roku przybyli na ziemie niderlandzkie.
Kłamiące obrazy. Malarstwo iluzjonistyczne
Poza tymi portretami w galerii stałej sztuki europejskiej 1300-1800 urzekł mnie fragment ekspozycji ze sztalugą, paletą i resztą artystycznego tałatajstwa – kącik do malowania martwych natur w sali z moim ukochanym trompe l’oeil.
Francuski termin „oszukiwanie oczu” w języku polskim funkcjonuje malarstwo iluzjonistyczne, czyli kłamiące nam w oczy i mamiące złudzeniem przestrzenności. To tu znajdowały się genialne, fakturowo-przestrzenne obrazy Corneliusa Norbertusa Gijstbrechta. Aż miałam ochotę posmyrać tę kotarę i sprawdzić, czy faktycznie jest taka gładka, jak wnoszę naocznie.
Jednak najbardziej urzekły mnie barokowe sowy na łyżwach, czyli obraz „Jak dobrze razem idziemy” Adriaena van de Venne. Dyndający na szyi jednej z sów wisiorek z myszą jest parodią habsburskiego Orderu Złotego Runa, zwanego przez polską szlachtę „zdechłą myszą”.
Jeśli ktoś nie wie, o co chodzi z tym orderem, to już piszę i jako ilustracje wrzucę portret założyciela orderu Filipa III Dobrego, księcia Burgundii, z kołnierzem zakonu, który założył – znaczy i kołnierz założył, i zakon. Wiszący w Musée des Beaux-Arts w Dijon obraz Rogiera van der Weydena jest plus-minus z 1450 r., czyli machnięty dwie dekady po ustanowieniu orderu.
W oryginale zamiast myszy jest baran, ponieważ nazwa zakonu „Fraternité de chevalerie ou amiable compaignie de la Toison d’Or” (Zakon Złotego Runa) nawiązywała do mitu o wyprawie Jazona i Argonautów po złotego barana Chrysomallosa.
A gdyby ktoś chciał zobaczyć order na odrazie w Polsce, to w Muzeum Narodowym we Wrocławiu jest pochodzący z 2. poł. XVIII w. portret Józefa II Habsburga z zawieszonym na szyi Orderem Złotego Runa oraz portret Agenora Gołuchowskiego z 1911 r. z miniaturką tego orderu.
Dawna sztuka europejska: po co komu proso?
Z obrazami z epok dawnych jest taki problem, że mogłabym o nich pisać godzinami, tyle znaczeń i skojarzeń, szaleństwo.
Cecco di Pietro (?), Dziewica i Dzieciątko bawiące się szczygłem i trzymające snop prosa
Jak zaczniecie wpatrywać się w ten obraz, możecie zadać sobie trzy fundamentalne pytania: gdzie ginie w pralce druga skarpetka, o co chodzi na obrazie z tym szczygłem, a także co Jezus ma na szyi?
No więc tak: na pytanie z pożerającym skarpety urządzeniem AGD nie odpowiem, ale na pozostałe z chęcią. Szczygieł symbolizuje mękę, związany jest też z ostami – nie dość, że je wciąga na obiadek, to jeszcze jego łacińska nazwa „carduelis” pochodzi od „carduus”, czyli ostu. A osty nawiązują do korony cierniowej.
Poza tym spętana wstążką łapa szczygła symbolizuje spętanie – uwięzienie duszy w ciele, która to wolna jest dopiero po Zmartwychwstaniu. Stąd też szczygieł jest i symbolem Zmartwychwstania. Z kolei snop prosa symbolizuje – ziarno – chleb – komunię, a na szyi Dzieciątko ma koral chroniący przed złem.
To tak w wielkim skrócie o skarbach kopenhaskiego muzeum narodowego, bo gdybym miała opisywać każdy obraz, to szybciej Internet by przeszedł do historii, niż ja wyrobiłabym się z połową prac.