Strona główna Krótkie recenzje „Edvard Munch. Un poème de vie, d’amour et de mort”, Musée d’Orsay, Paryż

„Edvard Munch. Un poème de vie, d’amour et de mort”, Musée d’Orsay, Paryż

Wernisażeria
0 komentarz
Wernisażeria, Edvard Munch. Un poème de vie, d’amour et de mort” w Musée d'Orsay w Paryżu, obraz Czerwień i biel

Wystawa „Edvard Munch. Un poème de vie, d’amour et de mort” w Musée d’Orsay w Paryżu.

Dziś relacja z oszałamiającej wystawy „Edvard Munch. Un poème de vie, d’amour et de mort” w Musée d’Orsay w Paryżu. Munch pisał: „choroba, szaleństwo i śmierć były aniołami ciemności, które czuwały nad moją kołyską i towarzyszyły mi przez całe życie” i faktycznie tak było. Ale z drugiej strony, gdyby nie te „anioły” twórczość Muncha nie byłoby twórczością Muncha. Nie wiem, czyją twórczością by była, ale na pewno nie Muncha, bo Munch mógł tworzyć tylko w stylu Muncha. Logiczne.

Jego matka zmarła na gruźlicę, gdy miał zaledwie pięć lat, niecałe dziesięć lat później starsza siostra Sophie zmarła na to samo, a on sam prawie do nich dołączył. Ojciec Muncha, jako człowiek fanatycznie religijny, żeby jakoś radzić sobie z sytuacją, utrzymywał w domu bogobojną, poważną i surową atmosferę. I w takich zimnych warunkach dorastał biedny Edvard – w otoczeniu chłodu emocjonalnego i śmierci.

Tragiczna biografia Edvarda Muncha. Choroba, szaleństwo i śmierć

Jakby tego było mało, druga siostra Muncha, Laura, zaczęła mieć poważne problemy ze zdrowiem psychicznym i większą część życia spędziła w zakładzie – jak to się wówczas mówiło – dla nerwowo chorych. Ale to jeszcze nie koniec rodzinnych tragedii, bo nadeszła pora na brata artysty Andrea, który w wieku dwudziestu pięciu lat nagle zmarł na zapalenie płuc. Nic dziwnego, że po takiej czarnej serii Munch nabawił się wielu traum i do końca życia w jego pracach pojawiał się motyw choroby oraz śmierci.

Mimo to retrospektywna wystawa w Musée d’Orsay w żaden sposób nie jest przygnębiająca, nie bójcie się, tylko czytajcie dalej. Jest na niej prezentowanych ponad 100 prac – obrazów, rysunków i grafik, w tym mnóstwo autoportretów oraz portretów skandynawskich przyjaciół takich jak np. Henryk Ibsen czy August Strindberg, a także kilka aktów. Sporo tego, ale nic dziwnego, skoro Munch tworzył przez sześć dekad. Powiem Wam, że trudno mi było wybrać „tylko” kilkadziesiąt obrazów do wpisu.

Serie Edvarda Muncha. Sztuka jako całość

Pominąwszy fakt, że dla mnie 90% obiektów jest fascynujących, to niestety tego artysty nie można oglądać „fragmentarycznie”, bo jak tak się ogląda, to sprowadza się go wyłącznie do „Krzyku” i po krzyku. Prace Muncha trzeba oglądać seriami, inaczej z marszu można darować sobie wystawę i od razu iść kilka pięter wyżej do restauracji w Musée d’Orsay na bajgla z chardonnay.

A z tą serią to było tak: w latach 90. XIX w. Munch nabawił się kolejnej traumy w swoim życiu, tym razem artystycznej, po tym jak jego wcześniejsze wystawy wywołały oburzenie, zgrozę i pomór. Ekspozycję w Berlinie w 1892 r. zakończono po tygodniu, bo widzowie prawie zjedli Muncha. „Niedokończony” wygląd i szalenie nowatorską estetykę jego prac uznali za dziwaczne i niepokojące, a jak coś jest niepokojące, to się trzyma w pracowni, ewentualnie pali tym w piecu, a nie wystawia na widok publiczny i potem się jeszcze dziwi, że jest tyle negatywnych reakcji, no bezczelny.

Edvard Munch, Para obejmująca się w parku
Edvard Munch, Para obejmująca się w parku
Edvard Munch, Wieczór na Karl Johan Avenue
Edvard Munch, Wieczór na Karl Johan Avenue

Dlatego chcąc uniknąć powtórki z rozrywki, Munch doszedł do wniosku, że musi jakoś uporządkować i ujednolić swoje prace – słowem: uprościć ich odbiór, żeby zaniepokojona publiczność raczyła je obejrzeć, a nawet, w wersji hurraoptymistycznej, starać się odszukać w nich sens. Stwierdził, że będą „łatwiejsze do zrozumienia, jeśli zostaną zintegrowane w całość”, co było dobrym posunięciem, tym bardziej, że sam postrzegał swoją twórczość jako całość, w której poszczególne dzieła rezonują ze sobą i nie można ich wyrywać z kontekstu. Tym bardziej, że niektóre obrazy są narracyjne i dopiero zestawione razem tworzą opowiadanie, czasem tragiczne: najpierw jest „Zazdrość”, która prowadzi do „Zabójstwa”.

Powracające motywy. Chore dziecko, zazdrość, pocałunek i krzyk

Munch nieustannie wracał nie tylko do tych samych tematów, ale i motywów, które młócił na okrągło, czasem w formie dosłownej, jednak częściej w zmodyfikowanej. Stworzył kilka wersji niektórych prac, używając różnych technik, takich jak malowanie czy grawerowanie. Dzięki nieomalże obsesyjnemu wracaniu po raz enty do tego samego motywu mógł jeszcze lepiej przyszpilić i oddać emocje towarzyszące konkretnemu zdarzeniu, które przedstawiał. Tak dzieje się na przykład w wielu wersjach (sześciu obrazach i mnóstwie rysunków oraz litografii) motywu chorego dziecka (czyli umierającej na gruźlicę siostry).

Jeszcze ciekawiej wygląda sprawa z motywem „Dziewcząt na moście”: na wystawie było 7 wersji różniących się nie tylko pod względem technicznym, ale kompozycyjnym. W jednej z prac ta sama grupa „mostowych” dziewczyn jest żywcem przeniesiona na… plażę. Most niby jest, układ postaci bez zmian. Można nieźle się bawić, porównując ze sobą różne wersje prac takich jak np. „Pocałunek”, „Madonna”, „Wampir”, „Niepokój” czy – rzecz jasna – „Krzyk”.

Edvard Munch i jego „livsfrisen”, czyli „Fryz życia”

Prace tworzące serię Munch najpierw nazywał „un poème de vie, d’amour et de mort” [poemat o życiu, miłości i śmierci], stąd tytuł wystawy, a kilkanaście lat później na całą serię wymyślił zbiorcze określenie „Livsfrisen”, czyli „Fryz życia”. Dla mnie jako osoby, którą psychopatyczna fryzjerka pozbawiła 25 cm loków, „Fryz życia” to moja poprzednia doskonale Wam znana fryzura (miałam ją prawie całe życie i dzielnie znów zapuszczam włosy).

Edvard Munch, Artysta i jego model
Edvard Munch, Artysta i jego model
Edvard Munch, Letnia noc, Inger na plaży
Edvard Munch, Letnia noc, Inger na plaży

Natomiast dla Muncha „Fryz życia” to owe powstające od 1893 r. prace, które dopiero w 1903 r. zaprezentował jako spójną serię łączącą egzystencjalny niepokój, miłość, chorobę, śmierć i tak dalej. Nie wiadomo, z ilu ostatecznie prac składał się „Fryz życia”, dlatego, że artysta w trakcie kolejnych wystaw na bieżąco udoskonal i modyfikował swoje pomysły. Według Voltaire’a lepsze jest wrogiem dobrego, ale w przypadku Muncha ta maksyma w ogóle się nie sprawdza. 1:0 dla Muncha.

A na zdjęciu widzicie mnie przy obrazie „Wampir. Miłość i ból”. Nie sądziłam, że w Musée d’Orsay na wystawie „Edvard Munch. Un poème de vie, d’amour et de mort” znajdę swój portret, no coś takiego.

Wernisażeria, Edvard Munch. Un poème de vie, d’amour et de mort”, Musée d'Orsay w Paryżu, obraz Wampir. Miłość i ból
Na na wystawie „Edvard Munch. Un poème de vie, d’amour et de mort”, Musée d’Orsay w Paryżu, obraz „Wampir. Miłość i ból”
0 komentarz

Zobacz też

Napisz komentarz

Wernisażeria, oprócz wernisaży i wina, potrzebuje ciasteczek. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko ciasteczkom. Zgadzam się Więcej