Wystawa zbiorowa „Nepenthe”, Stolarska/Krupowicz Gallery.
Wernisaże w Stolarska/Krupowicz Gallery uwielbiam, ale nie przepadam za wystawami zbiorowymi, bo często rozrzut między artystami jest gigantyczny, co rzecz jasna zdarza się i na wystawie indywidualnej. Większość zbiorówek wygląda dla mnie jak zbieranina przypadkowych gości, których jedyne, co łączy, to wspólny stół i ta sama zastawa. Albo wystawa.
Co znajdziecie w recenzji?
Tak więc do wernisażu NEPENTHE (Bogna Burska, Ivo Nikić, Agata Nowosielska, Marek Rachwalik, Monika Szpener, Andrzej Urbanowicz oraz Anna Witkowska) w Stolarska/Krupowicz Gallery miałam stosunek jak do zupy ogórkowej i izohiety – obojętny.
Tytułowe słowo „Nephente” jest lekiem na całe zło, a właściwie opłakiwanie Odysa, który to lek w „Odysei” Homera Helena zaserwowała Telemachowi i Menelaosowi. Nie był to żaden napój, tylko dodane do wina zioło, „osobliwy korzonek”, a medialna córa Zeusa dostała go w Egipcie od żony Tona, czyli Polydamny. I to ma sens, bo Egipcjanie lubili leki odurzające lub euforyczne.
Wystawa „Nepenthe”: zespół kompulsywnego nadmiaru albo nerwica sztuki
Ze względu na warsztaty, które prowadzę w przyszły weekend, oraz aktualny nadmiar moich innych rzeczy, ciągle nie mogłam zabrać się do napisania dla Was postu o „Nepenthe”. Tym bardziej, że najpierw musiałam ochłonąć i zgromadzić wszystkie wrażenia, potem pozwolić im się schłodzić i dopiero w takiej formie wrzucić je na Wernisażerię. A wszystko trwało, bo był to wyjątkowo mocno przeładowany barokowy wernisaż.
Nie chodzi mi o specyficzną, złoto-polichromowaną specyfikę, tylko o nadmiar, przesyt ocierający się o dziwaczność i kicz. I takie zresztą są założenia „Nepenthe”, wystawy w Stolarska/Krupowicz Gallery.
Gdybym miała postawić diagnozę tej wystawie, powiedziałabym, że ma ADHD albo jeszcze lepiej: borderline. Ona była jakaś niestabilna, duszna, nieprzewidywalna, skrajna, nerwowa, rozedrgana, nienażarta i nienasycona, pełna obsesji i momentami perwersji (bo nie dewiacji), za wszelką cenę histerycznie przypominająca o tym, że życie trwa, ile trwa, więc może by tak odrzucić w kąt nobliwość, poprawność i ugrzecznioną nijakość.
Nepenthe wstrząśnięte i bardzo mieszane
Miałam wrażenie, jakby Eros, Tanatos, Dionizos rżnęli w karty i z każdym kolejnym rozstaniem przestrzeń galerii z tymi wszystkimi obrazami, rzeźbami, grafikami, instalacjami wideo kręciła się jeszcze szybciej i szybciej. „Nepenthe” to nie jest wystawa, która skłania do spokojnej, namaszczonej kontemplacji, raczej do jakiegoś pędzącego od jednej pracy do drugiej obsesyjno-hedonistyczno-psychodelicznego korowodu.
Wystawa w Stolarska/Krupowicz Gallery jest wymagająca, ale w zupełnie inny sposób niż ostatnio opisywany przeze mnie wernisaż Marcina Osiowskiego „Art on Art”. Stanisław Ruksza, kurator wystawy, zafundował widzom „wizualny esej kuratorski”. Mówiąc po ludzku: ciąg prac, które łączą liczne konteksty i interteksty, część z nich jest opisana w tekście kuratorskim. Przyjemnie mi się go czytało, co za miła odskocznia od bełkotliwych i pretensjonalnych czytadeł, które wpadały mi w ręce na niektórych wernisażach.
Ale ze względu na bogate zaplecze kulturowe wystawa „Nepenthe” jest jak kołtun, którego nie można rozczesać. Wątki, toposy, mity i archetypy szczelnie się przenikają i ciężko je rozdzielić, zresztą – po co?
Mitochondria Freuda i nienadęte Nepenthe
W glutach i abstrakcyjnych formach mitochondrialnych na obrazach Ivo Nikicia niektórzy z fascynacją dopatrywali się jakichś form fallicznych, ale dla mnie – za dziadziem Freudem – czasem cygaro jest po prostu cygarem, a glut glutem, chociaż miłym i kolorowym. Chociaż być może ja mam inne doświadczenia w tej materii.
Na pewno najbardziej w Stolarska/Krupowicz Gallery przypadł mi do gustu katedralny obraz Agata Nowosielska, który za mną widzicie, tym bardziej, że ja lubię katedry wszelakie, nie tylko Beksińskiego. Pewną ciekawostką były trzepane z matrycy cukrograficzne czarno-białe prace Bogna Burska o chwytliwych libidalno-bachicznych tytułach.
Największy szok przeżyłam, widząc w tym miejscu grafiki Andrzeja Urbanowicza, zupełnie się go nie spodziewałam, chociaż pasuje z tą swoją offowością, przeładowaną symbolicznością, przerysowaniem i kampem. Jego bawiące się z konwencją „nadobności” lekko „komiksowe” prace dostarczyły mi mnóstwo rozrywki. Byłam zdziwiona, ze sporo gości miało problem z rozszyfrowaniem widniejących na nich tekstów, bo ja żadnego.
Co z oczu, to z serca, a co z serca, to na wystawę Nepenthe
Nawet pomijając dorobek Urbanowicza lubię jego prace z lat 70. XX wieku), ma on moją dozgonną wdzięczność za odkrycie Hansa Bellmera, o którym swoją drogą dwa lata temu Marek Turek zrobił świetny komiks „Belmer. Niebiografia”. Pisałam o nim w pewnym nowatorskim albumie, który miał wyjść w zeszłym roku, ale wyjdzie pod koniec tego, przynajmniej mam taką nadzieję, amen.
Na wystawie „Nepenthe” w Stolarska/Krupowicz Gallery były jeszcze popkulturowo, celowo przaśne i przejaskrawione ekspansywne obrazy Marek Rachwalik (na nich goście również widzieli latająco-pływające meduzy-fallusy) oraz rzeźby / instalacje, w tym „Chów klatkowy” Monika Szpener – klatka wypełniona odlanymi z jednej formy gipsowymi sercami.
Wiecie, że mam sentyment do rzeźb-serc z aortami, chociaż zdecydowanie w większych formatach i takich, w których odlew z gipsu jest dopiero punktem wyjścia. Jedna z Pawła Wociala i moich rzeźb (3.0 duże serce, wymiary 2,2 m x 3,5 m) miała premierę w zeszłym roku w Niemczech podczas NordArt 2018, a ja byłam jedną z „twarzy” tego wydarzenia, już nie wrzucam plakatu, ale możecie wyguglować. Druga z naszych sercowatych rzeźb (3.0 summer małe serce) miała z kolei premierę na międzynarodowych targach sztuki Salons d’art contemporain art3f w Cannes. Tak że serca kocham miłością dziką, prawie tak samo jak Lazurowe Wybrzeże.
***
Lubię wernisaże w Stolarska / Krupowicz Gallery, bo zawsze są ciekawe. Zresztą sama przestrzeń, niewidoczna z ulicy, bo schowana w katakumbach, niesie za sobą jakąś tajemnicę. Na „Nepenthe” było jak zawsze w tej galerii doskonałe wino i tym razem dziki tłum, co nie dziwi, zważywszy na liczbę artystów biorących udział w wystawie.
Jeszcze jedno.
W „Operetce” Gombrowicza w pewnym momencie Profesor robi „rzyg, rzyg, rzyg”, a jego womity spowodowane są nieustannym, nieprzyswajalnym nadmiarem, Profesor dosłownie rzyga przesytem wszystkiego niematerialnego (w tym pustosłowia). Oprócz tego, że jest to parodia Sartre’a, Gombro jasno pokazuje, co myśli o braku szeroko rozumianej ekonomii. Ciekawa jestem, jakie miałby zdanie na temat „Nepenthe” w Stolarska / Krupowicz Gallery.